Pochodzi z rodziny uzdolnionej muzycznie: jego ojciec grał na organkach ustnych i śpiewał, dziadek prowadził śpiewy przy zmarłych i śpiew podczas pielgrzymek do Częstochowy, zaś wuj grał na bębnie w kapeli z akordeonistą Stanisławem Kościechą i skrzypkiem Władysławem Kosylakiem.
Od wczesnego dzieciństwa Roman Wojciechowski przejawiał zainteresowania muzyczne i przysłuchiwał się grze muzykantów podczas zabaw i potańcówek. Do znanych wówczas w okolicy skrzypków należeli m.in. wspomniany już Władysław Kosylak, Marian Wachoń i Jan Staniec. Wojciechowski jako kilkuletni chłopiec próbował gry na mandolinie swego brata. Kiedy jednak nieumyślnie zerwał strunę, brat oddał nauczycielowi instrument i obydwaj zaniechali dalszej nauki (było to kółko mandolinistów, które prowadził Mieczysław Wiaderny przy Szkole Podstawowej w Białobrzegach).
Około 1961 r. muzyk otrzymał od ojca skrzypce, na których próbował grać pierwsze melodie, przeważnie na jednej strunie. Ojciec, widząc zamiłowanie syna do gry na tym instrumencie, zaprowadził go do Feliksa Franczaka, skrzypka z Tomaszowa. Od tego momentu rozpoczęła się prawdziwa nauka, głównie z nut. Roman Wojciechowski uczył się też gry na klarnecie i saksofonie. Na tym ostatnim grał w orkiestrze dętej od 1966 r. do połowy lat 90., czyli do końca istnienia Zakładów Włókien Chemicznych "Wistom", przy których funkcjonowała orkiestra. Od 15. roku życia grywał na zabawach i weselach w składzie akordeon, saksofon, gitara, perkusja. W praktyce okazało się, że nuty na niewiele się przydają i trzeba grać ze słuchu. Wojciechowski należał też przez 10 lat do kapeli podwórkowej, występującej w składzie akordeon, skrzypce, dwie bandżole, trąbka i saksofon. Kapela brała udział w przeglądach i grała "w terenie" – w Tomaszowie Mazowieckim, Skarżysku Kamiennej, Rawie Mazowieckiej.