Jego rejony to soul, jazz, alternatywny hip-hop czy tworzona w domu elektronika – artysta podkreśla, że nie ma nic złego w częstym zmienianiu zainteresowań. W swojej muzyce Moo Latte krąży między groove’em a chillem, czyli buja – do tańca lub do snu.
Urodził się 23 sierpnia 1993 roku w Toruniu. Naprawdę nazywa się Brian Massaka Victorsson, przy czym ostatniego, nieoficjalnego członu używa z szacunku dla swojego ojca. – Większość dorosłego życia spędziłem w Danii oraz Islandii i podoba mi się tradycja tworzenia nazwisk od imienia ojca – tłumaczy Brian. Jego ojciec pochodzi z Konga, w latach 80. przeprowadził się do Krakowa. Brian nigdy nie był w Afryce, nie mówi po francusku ani w żadnym z dialektów, ale z pomocą taty utrzymuje kontakt z babcią i kuzynami mieszkającymi w Kongu. – "W przyszłości chciałbym zebrać materiały przez nich nagrane i przeobrazić to w materiał na album" – mówi.
Muzyką zajmuje się od siódmego roku życia, gdy mama zapisała go na zajęcia z gry skrzypcach. Na tym instrumencie ukończył szkołę muzyczną pierwszego stopnia. W szkole drugiego stopnia uczył się gry na gitarze klasycznej, a w latach 2012-14 studiował w duńskim Odense na kierunku gitara jazzowa. Później mieszkał przez prawie rok w Reykjaviku, gdzie współpracował z lokalnymi muzykami.
Po powrocie do Odense zaczął magisterskie studia kompozytorskie, ale w marcu 2016 przeprowadził się do Kopenhagi, by wkrótce zacząć studia w Rytmisk Musikkonservatorium. "Na kierunku Music Creation studiuje 15 osób, wśród nich producenci, kompozytorzy i songwriterzy. De facto więc kierunek ten nie przywiązuje wagi do warstwy wykonawczej" – zaznacza Brian.
Nagrywa w domowym lub szkolnym studiu, gdzie rejestruje akustyczne instrumenty: gitarę, ulubiony kontrabas, fortepian, piano Rhodesa, a także partie gitary basowej, syntezatorów i instrumentów perkusyjnych. "Zbieram wszelkiego rodzaju shakery, dzwoneczki, chimesy – opowiada Brian. – Próbuję wykorzystywać wszystko, co mam pod ręką, budując też prowizoryczne narzędzia (nie nazwałbym tego instrumentami), które później nagrywam i z których komponuję warstwę rytmiczną utworów".
Przez trzy lata współpracował z Bartoszem Chajdeckim przy jego muzyce do takich filmów, jak "Bogowie", "Chce się żyć", "Powstanie Warszawskie", seriale "Czas honoru" i "M jak Miłość". Sam Brian skomponował muzykę do krótkometrażowego filmu Karoliny Ford "Prześwity". Oprócz prowadzenia solowej działalności gra też na gitarze w jazzowych zespołach – kilka razy w tygodniu występuje z nimi w Kopenhadze.
"Nie pamiętam, w ilu składach grałem, ale z tych ważniejszych mogę zarekomendować mój autorski projekt, septet Massaka Storytelling Ensemble, gdzie komponowałem i aranżowałem utwory dla moich ulubionych muzyków" – opowiada Brian.
Z islandzkim kwartetem Two Beat Dogs Brian występował na jazzowych festiwalach w Oslo i Tampere. Jest też członkiem Radek Wośko Atlantic Quartet oraz kwintetu Kennetha Dahla Knudsena, które na 2017 rok planowały koncerty w Polsce oraz krajach sądziadujących.
Granie jazzu to już jednak inna kategoria niż działalność solowa, którą przez pierwsze lata prowadził jako Massaka Brain. Moo Latte narodził się z wydaniem singla "Circle" przez amerykańskie wydawnictwo AIA jesienią 2015 roku. To była rzadka okazja do posłuchania śpiewu artysty.
Późniejsze single to "James In Heaven" w kolaboracji z Roux Spana (marzec 2016) oraz "MerryLand" (początek 2017) – oba poświęcone zmarłemu w 2006 roku amerykańskiemu producentowi i raperowi J Dilla. Dlaczego J Dilla jest tak ważny dla Moo Latte? – "Dokonał rewolucji, jeśli chodzi o rytmikę i to, w jaki sposób jeden loop może grać w kółko bez nudzenia słuchacza. To, w jaki sposób J Dilla samplował muzykę, jest po prostu niepowtarzalne" – podkreśla Moo Latte.
W grudniu 2016 roku nakładem polskiej wytwórni 5:55 Records ukazał się debiutancki album Moo Latte "Tubism". Składał się z aż 16 utworów odzwierciedlających 16 stacji metra, które Moo Latte pokonuje w drodze na kopenhaskie lotnisko, skąd coraz częściej podróżuje do Polski. Muzyka z tej płyty rzeczywiście jest jak delikatny towarzysz podróży, nastrojowa i szkicowa. Kolejne motywy prędko się zmieniają niczym krajobraz za oknem. Oprócz sampli, elektroniki, partii klawiszy oraz akustycznej gitary ten ulotny nastrój tworzą również odgłosy nagrane w metrze oraz specjalność Moo Latte: perkusjonalia, kliknięcia i szmery tworzące odrębną, istotną warstwę jego kompozycji. Zwichrowane, podłamane rytmy części kompozycji kojarzą się z turkotem kół podziemnej kolejki.
Moo Latte należy do kolektywów: Flow Theory (Wielka Brytania), Pom Peri Posse (Szwecja) i Melody Soul (USA). Na czym to polega? Tworzą kompilacje z muzyką, występują wspólnie na muzycznych imprezach, remiksują swoje utwory. O współpracy mówi:
"Pomagamy sobie nawzajem w różnych sytuacjach: od dogrania instrumentu na utwór do dzielenia się doświadczeniem ze świata muzycznego businessu. Z Flow Theory pracujemy np. nad stworzeniem bazy sampli pochodzących z sesji nagraniowych przeróżnych muzyków. Później chcemy stworzyć z tego materiał na nowy album. Od niedawna należę do polskiego kolektywu Himalaya poświęconego głównie twórczości w stylistyce lo-fi".
Utwory Moo Latte można znaleźć na składankach "AM/PM" wydawnictwa 5:55, na "PPP-Gathering #3" wydanej przez Pom Peri Posse, na "Healing Herbs" (Himalaya), czy "Flow Theory" (Flow Theory). Moo Latte dzieli się też ze słuchaczami swoimi remiksami, m.in. utworów The Chainsmokers, Wojtek Mazolewski Quintet, młodego polskiego rapera Taco Hemingwaya, a nawet Coldplay. Można je znaleźć w serwisie Soundcloud.
Moo Latte jest też bardzo aktywny na Instagramie, gdzie umieszcza krótkie materiały z domowego studia. Można zajrzeć mu przez ramię, gdy wyczarowuje rytmy na MPC, popatrzeć, z jaką lekkością gra na gitarze albo jak z elektrycznego basu robi instrument melodyczny. No i co najważniejsze, na Instagramie można znaleźć szkice nowych utworów. Serwis sprzyja interakcji, więc artysta błyskawicznie dowiaduje się, czy nowy pomysł podoba się słuchaczom.
A skąd pseudonim Moo Latte? – Powstał pośrednio ze spontanicznej gry słownej – opowiada Brian – lecz uważam, że kryją się za nim odpowiedzi związane z moim temperamentem. Z jednej strony chodzi o moje polsko-afrykańskie korzenie: jestem dumny z tego połączenia. Chodzi nie tyle o kolor skóry, ile o temperament obojga moich rodziców. Uważam się za introwertyka, ukształtowała mnie ich łagodność. A jako miłośnik kawy doceniam w latte to, że duża ilość mleka łagodzi wyrazisty smak kawy. Mam nadzieję, że w mojej muzyce w podobny sposób równoważą się z pozoru odległe od siebie elementy.
Na wiosnę 2017 zaplanował występy na festiwalach Tallin Music Week oraz Spring Break w Poznaniu.
Autor: Jacek Świąder, luty 2017
Dyskografia:
- 2017 – Tubism (5:55 Records)