Zadebiutowała w 2007 roku wydaną w Biurze Literackim książką poetycką "Po sobie", za którą otrzymała Wrocławską Nagrodę Poetycką "Silesius", nagrodę Polskiego Towarzystwa Wydawców Książek oraz nagrodę wARTo przyznawaną przez "Gazetę Wyborczą".
Przejście między wydanym w 2006 roku arkuszem "Poprawiny" będącą zalążkiem debiutu a pierwszą "pełną" książką Julii Szychowiak Jakub Winiarski określał w sposób następujący:
Sporo musiało zmienić się w świadomości poetki, skoro w swojej pierwszej osobnej książce, "Po sobie", Szychowiak bierze za temat (temat sam znalazł autorkę?) właśnie to, czego się obawiała najbardziej: znikanie, zanikanie, nieobecność w jej licznych postaciach.
Anna Kałuża pisała z kolei, porównując twórczość Julii Szychowiak z poezją Krystyny Miłobędzkiej:
Obie autorki w swoich tekstach eksponują podobną świadomość Ja. Jest to zwykle Ja odizolowane od świata, doświadczające pustki i obcości, a jednak pragnące ową izolującą barierę znieść. W takim pisaniu – choć na pierwszym planie mamy wyrazistą figurę podmiotu – obie poetki zmagają się także z narcyzmem i egotyzmem wszechpotężnego Ja. Było ono od zawsze najsilniejszym elementem tradycyjnej liryki wyznaniowej. Można więc uznać obie autorki za ważne reformatorki tej odmiany poezji.
To pokrewieństwo z Miłobędzką, wyrażające się w wychyleniu w stronę autobiografii emocjonalnej, zaznaczone jest również w tomie "Po sobie", który otwiera motto wybrane z wiersza tej autorki. Sama Miłobędzka powiedziała zresztą: "Bardzo dorosłe wydają mi się te teksty. I bardzo młodzieńcze w odkrywaniu istnienia śmierci (nieistnienia)".
Stopień skrótu i abstrakcji, jaki Szychowiak osiągnęła w swojej drugiej, wydanej w 2009 roku książce "Wspólny język", sprawia jednak, że nie sposób traktować tych wierszy tylko jako bezpośredniej wypowiedzi o sobie. Skondensowane, enigmatyczne konstrukcje niekiedy przywodzą na myśl poezję Paula Celana. Na uwagę zasługują również efekty przywodzące na myśl poetykę surrealizmu, montowane co prawda ze słów nieco już zużytych, lecz jednocześnie zapewniając szanse na ich odświeżenie ("niebo zapada się, tropiąc dla mnie przepaść"). Lapidarny zapis jest tu przemyślaną strategią, choć najbardziej interesuje autorkę treść wiersza. W rozmowie z Jarosławem Borowcem dla "Dwutygodnika" mówiła:
Właściwie to – pewnie – nie powinno mieć znaczenia: "jak", ale: "co". Ale dla mnie, chyba, jednak ma znaczenie. Nie lubię rozgadania, dlatego kadruję na skali makro swoje wiersze, staram się zadbać o detal i unikać zbędnych słów. Te minimalistyczne szaleństwa są dla mnie – głównie – wyzwaniem.
Poezja Julii Szychowiak najciekawsza jest jednak tam, gdzie prócz eksploracji własnej duszy pojawia się w niej pewien naddatek poetyckiego rozumienia świata – jak w następującym fragmencie, w którym dwa pierwsze wersy mówią o wyeksploatowanej poetycko sytuacji oglądania siebie, a dwa ostatnie wprowadzają nieoczywiste rozwinięcie motywu: "Chciałabym ją opisać, / ale moja twarz jest nieczytelna. / Zostały rysy, spłoszone pszczoły, / które karmiłam". Rysy są tu jak gdyby hodowane (karmione), mogą odlecieć, a ich istnienie nie daje żadnej gwarancji na czytelność twarzy, to jest na jednoznaczność tożsamości.
Zresztą i we wcześniejszych tekstach poetki tożsamość stanowi pojęcie sproblematyzowane. Już w arkuszu "Poprawiny" możemy przeczytać wersy: "Nie pamiętam tej kobiety, w której chodzę / i z którą sypiam. Cudzym oddycham, w cudze / włosy wsuwam dłonie. Kim piszę, / kim będę czytać?". W ten sposób jej liryka z poziomu prostej wypowiedzi o sobie awansuje na poziom zadania poznawczego. Zdaje się, iż właśnie to przejście czyni Julię Szychowiak tak interesującą.