Grabowska jest wściekła, ale przełyka złość. Kiedy niedługo potem zostaje odesłana na emeryturę, Antkowiak przejmuje ster w Modzie Polskiej. Oficjalnie szefową jest Halina Kłobukowska, on jednak ma najwięcej do powiedzenia. W 1979 roku został zastępcą dyrektora ds. wzornictwa. Tak opowiadał o tym w wywiadzie dla "Dużego Formatu":
Nagle znalazłem się w świecie narad i posiedzeń. Organizacja planu, otwieranie nowych salonów, zmiany stawek dla krawców, tysiące tego rodzaju tematów. Trwał już kryzys, więc szukano oszczędności. "Po co wam jedwabie, skoro jest kremplina, kobiety przecież kochają kremplinę" – mówili sekretarze i dyrektorzy, a w tym wszystkim pobrzmiewała pretensja, że w ogóle istnieje wzorcownia. "Nigdy nie chodzę na te wasze pokazy, to marnowanie pieniędzy" – przechwalali się. We wzorcowni tymczasem bałagan, kota nie ma, dziewczyny harcują. To były takie czasy, że kiedy na Nowym Świecie rzucali kurczaka, to cała wzorcownia szła do kolejki. Ja nie miałem pretensji, wiedziałem, że zrobią co mają do zrobienia. Ale na tych naradach awantury, że siedzą po godzinach, prąd marnują i nie wiadomo, co tam szyją. Mówiłem, że to ja siedzę i dumam. Zresztą zanim z narady na Marszałkowskiej docierałem na Kubusia, to rzeczywiście często było już po godzinach. Bo po drodze sporo pokus. Bar Piotruś na Nowym Świecie, czasem w Nowym Świecie winko z Januszkiem Sobolewskim, który mówił "wstąpmy do Europejka". Stamtąd już nieco po diagonalu szedłem, a tu Plastycy na Mazowieckiej. No ale w końcu na tego Kubusia zazwyczaj docierałem.
Moda Polska to wówczas potęga. Niby robi głównie kolekcje wiodące – na wzór dla przemysłu odzieżowego, ale ma też swoje sklepy. Tam można kupić kolekcje handlowe, czyli kompromis gustów paryskich i peerelowskiego handlu raz sporo rzeczy z eksportu. Początkowo sklepy Mody to rarytas – poza Warszawą powstają w miastach najbliższych ówczesnemu luksusowi – Katowicach i Gdyni. W połowie lat 70., kiedy po reformie administracyjnej 49 miast zostaje stolicami województw, każdy lokalny sekretarz partii chce widzieć sklep Mody Polskiej z okna. Presja jest więc ogromna. Jerzego Antkowiaka interesuje jednak bardziej moda niż Polska.
Już pod koniec lat 60. dowiódł, że skoro już musi być socjalizm, niech będzie, ale on w kwestii pomysłów słucha raczej Paryża. ORok 1968, pokaz jak zawsze elegancki, a tu gołe piersi. Któryś z dyrektorów pohukiwał wcześniej, że "socjalizm nie ma biustu, na Boga!", ale Antkowiak z Ireną Biegańską zrobili kolekcję, w której modelka Lucyna Witkowska miała czarne wieczorowe spodnie i szyfonową bluzkę z prześwitami. W autobiograficznej książce "Antkowiak. Niegrzeczny chłopiec polskiej mody" projektant wyznaje:
Byliśmy wówczas zafascynowani półnegliżami prezentowanymi w Paryżu. (…) Postanowiliśmy, że pokażemy półprzezroczysty model na wybiegu w Polsce. Chcieliśmy wstrząsnąć naszą modopolską publicznością. (…) Goły biust pojawił się w naszej sławnej czarnej kolekcji.
Poza szyfonową bluzką było tam mnóstwo innych ubrań: suknie, poncza, peleryny z welurów, aksamitów, koronki, atłasów i tafty. W latach 70. Moda Polska idzie w ślad za Yves Saint Laurentem – najważniejszym dla Antkowiaka projektantem, na wybiegach pojawiają się kolekcje zgodne ze światowymi trendami. W pokazach chodzą świetne modelki – Małgorzata Niemen, Katarzyna Butowtt. Raj się kończy, najpierw pogłębia się kryzys, potem jest stan wojenny i naprawdę nie ma już nic. A wyjazd na targi do Lipska jest zaplanowany.
W "Panoramie" w 1982 roku Jerzy Antkowiak zapowiada:
Zestawu tego nie nazwałbym kolekcją. Bardziej pasuje tu określenie impresje na temat pewnych stylów w obecnej modzie. (…) Mniejsza ilość sukien wynika po prostu z braku odpowiednich tkanin. Natomiast poszczególne elementy jak spódnice, spodnie itp. pozwalają na różnorodne zestawienia i uzupełnianie własnej garderoby.
Dyplomatycznie. W rzeczywistości powstała kolekcja z płótna namiotowego. Całe lata 80. to borykanie się z materiałami. W "Kurierze Polskim" 1984 roku Antkowiak zapowiedział:
Nie mogę zaręczyć, że zaprojektowana przez nas czarna marynarka, nie okaże się ostatecznie buraczana lub pomarańczowa z powodu trudności tkaninowych, braku priorytetu i stu innych powodów.
W 1987 roku w "Sztandarze Młodych" wyłożył swój sposób na modę:
Był taki moment, że nie otrzymywaliśmy żurnali, a kolekcje robiliśmy. Jest to tylko kwestia, jak się podchodzi do całej tej sprawy: czy na klęczkach i z namaszczeniem – bo tak jest w żurnalu, czy z własną intuicją i wyobraźnią. Żurnale są tylko materiałami pomocniczymi, które każdy fachowiec w swojej branży otrzymuje. Ale przypuśćmy, że ich nie mamy. Nie wiemy wtedy, czy np. Dior wymyśli sobie długo, czy krótko, ale moglibyśmy być zbieżni, co bardzo często ma miejsce. Czytam np. w żurnalu GAP, że najmodniejszy facet na jesień’87 to taki, który założy krótką marynarkę, nieprawdopodobnie szerokie górą spodnie, zwężające się ku dołowi, bardzo silnie opadające na buty. Taki właśnie garnitur zaprojektowałem wiele miesięcy temu, zanim ten żurnal się ukazał, zanim były targi mody męskiej w Paryżu. Po prostu do pewnych rzeczy projektant, który siedzi w branży mody, ma nosa.
Tak właśnie robił modę – posiłkując się trochę żurnalami i tym, co zobaczył w Paryżu, a trochę (i było to większe trochę) intuicją. Kierowniczki sklepów Mody Polskiej nie kochały tej mody, zwłaszcza moich sukni płaszczowych. Wiele razy mówiłem im, że ilekroć widziałem żonę prezydenta Pompidou, zawsze miała na sobie piękną, nieskazitelną suknię tego typu. Jak było lato, to uszytą z lnu, zimą zaś z tafty, szantungu, krepy czy weluru. Tłumaczyłem, że to taka dyżurna suknia w szafie kobiety z klasą. Grochem o ścianę. Chciałem kiedyś ubrać w suknię płaszczową Irenę Dziedzic. Jak ja oberwałem – opowiadał w książce "Antkowiak. Niegrzeczny chłopiec polskiej mody".
O tym, jak można oberwać, przekonał się po przełomie ustrojowym. Moda Polska najpierw straciła znaczenie, potem przestała być wypłacalna, w 1998 roku padła. Jerzy Antkowiak w rozmowie z "Dużym Formatem":
Czy żałuję? Nie. W PRL Moda Polska była wyjątkowa. Gdyby nawet przetrwała, straciłaby wyjątkowość, byłaby odgrzewanym kotletem. Wyglądalibyśmy jak Liberace po liftingu.
Później Jerzy Antkowiak próbował jeszcze działać samodzielnie – pod swoim nazwiskiem albo współpracując z wytwórcami kożuchów w Kurowie. Z czasem wybrał los legendy i idzie mu to z rozmachem podobnym do tego, z którym kiedyś projektował kolekcje Mody Polskiej.
Autorka: Aleksandra Boćkowska, listopad 2017