Po II wojnie światowej polskie uczelnie artystyczne – zarówno te otwarte ponownie, jak i nowopowstałe – zaczęły stopniowo specjalizować się w różnych dziedzinach projektowania. Wrocławskiej Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych (dzisiejszej Akademii Sztuk Pięknych) przypadła w udziale ceramika i szkło – prawdopodobnie ze względu na geograficzną bliskość zakładów produkcyjnych specjalizujących się w tych gałęziach przemysłu. W 1950 roku powstała tam samodzielna Katedra Szkła, która miała kształcić kadrę mogącą zasilić owe zakłady. W latach 1957-1963 ukształtował się odrębny styl wrocławskiej uczelni, zwany "wrocławską szkołą S" – od szkła. Wtedy to szkołę kończyło pokolenie wybitnych absolwentów, w tym Eryka Trzewik-Drost i Jan Sylwester Drost. Nowe, "wrocławskie" szkło charakteryzowało się wpływami skandynawskimi – dbano o prostotę zdobień i form, naczynia miały miękkie zarysy oraz obłe, krągłe formy. Odrzucano zdobienie, które dominowało we wcześniejszych, zakorzenionych w tradycji formach naczyń, na rzecz zainteresowania wartościami strukturalnymi i kolorystycznymi szkła oraz większym zróżnicowaniem form. Kształty były powściągliwe, interesowano się walorami funkcjonalnymi i prostotą wykonania.
Około 1960 roku absolwenci PWSSP zaczęli być zatrudniani w hutach szkła. Historyk sztuki Paweł Banaś w książce "Polskie współczesne szkło artystyczne" pisze o rozczarowującym doświadczeniu konfrontowania się ambitnych twórców z ograniczeniami rodzimego przemysłu:
Codzienna praktyka wzornictwa szklarskiego ujawniała niezmiennie ogromne rozbieżności między wyobrażeniem artysty o jego społecznej funkcji a ograniczonym polem działania, jakie pozostawało do jego dyspozycji w komórkach wzorcujących. Atrakcyjność propozycji przerastała możliwości warsztatowe hut; dyrekcje zakładów i zjednoczenia nie mogły pogodzić się z koniecznością ryzyka, związanego zresztą z każdą innowacją w dziedzinie produkcji. Artyście, powołanemu w zasadzie do tworzenia nowych wzorów, przypadała w udziale praca, do której podjęcia nie czuł się ani przygotowany, ani też zobowiązany.
Szczególnie trudna i pozornie niewdzięczna gałąź hutnictwa szkła przypadła w udziale Janowi Sylwestrowi Drostowi, który w 1961 roku rozpoczął pracę przy ośrodku wzorcowym w hucie szkła w Ząbkowicach Będzińskich. Zakład ten specjalizował się w popularnej technice szkła prasowanego, które uważane było za technikę poślednią, służącą do produkowania tanich imitacji drogiego szkła szlifowanego i grawerowanego. Z tego powodu technika ta nie cieszyła się popularnością wśród polskich projektantów. Dla Jana Sylwestra Drosta i jego żony, Eryki Trzewik-Drost, która dołączyła do niego w 1966 roku, szkło prasowane okazało się wyzwaniem. Jego ograniczenia projektanci przekuli na walory, przez co z czasem stali się jednymi z najwybitniejszych w Europie twórców pracujących w tej technice.
Jak opowiada Paweł Banaś, szkło prasowane jest jedyną nowoczesną techniką przemysłu szklarskiego, który de facto nie uległ większym zmianom od setek lat. Mimo to, "prasówka" liczy ponad 200 lat. Jest ona typowym produktem rewolucji przemysłowej i zapotrzebowania na tanią i prostą technikę pozwalającą na masową produkcję szklanych przedmiotów. Jest to proces dużo bardziej ekonomiczny niż tradycyjne wydmuchiwanie. Z jednej formy można stworzyć niemal nieograniczoną liczbę egzemplarzy, w związku z tym raz opracowany wzór może być powielany bez końca. W konsekwencji te same formy pojawiały się w różnych krajach na raz.
Ojczyzną szkła prasowanego są Stany Zjednoczone, skąd trafiło ono do Francji i Belgii, a następnie do kolejnych krajów europejskich. Technika ta polega na tłoczeniu półpłynnej masy w drewnianych, mosiężnych lub żelaznych formach, które są smarowane od wewnątrz i chłodzone strumieniem zimnego powietrza. Determinuje to wygląd przedmiotów. Obniżona temperatura masy powoduje, że – w przeciwieństwie do przedmiotów wydmuchiwanych lub formowanych odręcznie – obiekty te mają niejednolitą powierzchnię i zmniejszoną przejrzystość. Krawędzie wylewu są zaokrąglone, zwykle widać też ściany szwów dwu- lub wielodzielnej formy. Na początku XIX wieku szkło prasowane stosowano do produkcji półfabrykatów, które następnie poddawane były dalszej obróbce przez grawerowanie, złocenie lub malowanie. Od lat 60. XIX wieku projektanci zaczęli zauważać walory tej techniki, pojawił się indywidualny styl "prasówki" charakteryzujący się m.in. zmatowioną powierzchnią lub przytłumioną kolorystyką. Od początku XX wieku technika ta zaczęła cieszyć się coraz większą estymą, a jej mankamenty przekuwano na zalety. Pracowali w niej tak znani projektanci, jak chociażby René Lalique. "Prasówkę" docenili także projektanci z kręgu Bauhausu, w tym Wilhelm Wagenfeld. W latach 50. posługiwali się nią wybitni projektanci z Czech i Skandynawii. Jej popularność jednak ominęła Polskę, gdzie do lat 60. wciąż odlewano ze starych dobrych form, których żywot sięgał nierzadko okresu sprzed I wojny światowej. Niechęć polskich producentów szła prasowanego do wdrażania nowych wzorów i wycofywania przestarzałych form spowodowana była wysoką ceną tworzenia nowych matryc oraz faktem, że stare projekty wciąż znajdowały nabywców. Jak pisze Paweł Banaś: "Organizując w 1961 r. Ośrodek Wzorów w Ząbkowicach Jan Sylwester Drost znalazł się w kłopotliwej sytuacji – tym wyżej ocenić należy wyniki jego późniejszych działań".
Drostowie wprowadzili bardzo wiele technicznych i formalnych innowacji. Eryka Trzewik-Drost zaczęła pracować w ząbkowickiej hucie wyposażona w doświadczenie, które zdobyła w fabryce ceramiki w Bogucicach. Jej znajomość procesu projektowania i wykonywania form do produkcji ceramicznej przydała się w pracy z nową techniką, którą wykorzystywała m.in. do tworzenia form bardziej rzeźbiarskich, w tym figuralnego świecznika i pełnoplastycznych figurek. Pojawienie się małżeństwa Drostów w Ząbkowicach wyznaczyło radykalną zmianę w traktowaniu szkła prasowanego. Zniknęła symetria form, zastąpiona nieregularnością, pojawiły się ścianki o zróżnicowanej grubości. To wszystko sprawiało, że przedmioty te wyglądały jakby były formowane ręcznie. Drostowie wprowadzili także innowacje jeśli chodzi o barwienie szkła: kombinacja błękitu i żółcieni pozwalała na otrzymanie intensywnej zieleni. Ornamenty projektowane przez Drostów także wyznaczały zupełnie nowe obszary dla szkła prasowanego. Zrezygnowano z ozdób imitujących brylantowy szlif, zastępując je modelunkiem reliefowym, na który składały się drobne, geometryczne, symetrycznie nakładane elementy. Śmiałość eksperymentowania ze szkłem prasowanym wzrastała z czasem: Drostowie zaczynali od niewielkich, funkcjonalnych zestawów, z czasem dodając do naczyń coraz bardziej skomplikowane i finezyjne efekty optyczne. Zmiana ta możliwa była także dzięki udoskonaleniom technologicznym w samej fabryce – dzięki ulepszonym formom otwartym do prasowania ręcznego można było zacząć eksperymentować z asymetrycznymi modelami o płynnej, organicznej, miękkiej linii.
W 1967 roku Eryka Trzewik-Drost stworzyła komplet do przystawek – Conti – dostępny w kilku wariantach kolorystycznych, skierowany zarówno do odbiorców indywidualnych, jak i gastronomii. Naczynia były zaprojektowane tak, by różne ich wielkości oparte były na jednym module, co ułatwiało pakowanie i składowanie zestawu, ponieważ wszystkie naczynia mieściły się na największej z tacek. Początkowo zestaw był gładki, pozbawiony wszelkich zdobień. Niestety przy gładkiej formie widać wszelkie niedociągnięcia technologiczne wynikające z niedoskonale zaprojektowanej formy odlewniczej i złej jakości masy szklanej. W konsekwencji projektantka stworzyła także wersję dekorowaną, w której dna naczyń zdobione są wzorem złożonym z drobnych półkolistych wybrzuszeń. Prostotą i racjonalnością projektu oraz umiejętnością ominięcia ograniczeń technologicznych zakładu przemysłowego Eryka Trzewik-Drost wpisała się tym projektem w nurt szkła funkcjonalnego.