W latach 1986–1988 studiował w Państwowej Wyższej Szkole Sztuk Plastycznych w Łodzi, skąd przeniósł się na Akademię Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie uczęszczał do pracowni prof. Grzegorza Kowalskiego. Dyplom obronił w 1993 roku. O sobie mówi:
Mieszkam i pracuję w Płocku. Posiadam dyplom Wydziału Rzeźby warszawskiej ASP, utrzymuję siebie i rodzinę prowadząc hurtownię opakowań jednorazowych.
Markiewicz odegrał ważną rolę w historii pracowni Kowalskiego (tzw. Kowalni) nie tylko jako artysta, ale również animator. Jeszcze w czasach studiów, w 1992 roku, założył w Płocku Galerię a.r.t., gdzie wystawiał głównie studentów Kowalni.
Zafascynowało mnie mieszkanie w starej i mocno sfatygowanej nadwiślańskiej kamienicy. Oglądałem je z myślą o siedzibie swojej firmy. Jednak szkoda mi było przeznaczyć piękne wnętrza z pretensjonalnymi stiukami na magazyn hurtowni. I tu właśnie otworzyłem własną galerię sztuki.
Wystawiali w niej m.in. Paweł Althamer, Katarzyna Górna, Grzegorz Kowalski, Katarzyna Kozyra, Jacek Malinowski, Roman Stańczak, Artur Żmijewski, jak i sam Markiewicz. To tu po zamknięciu głośnej ekspozycji "Ja i AIDS", zorganizowanej przez Żmijewskiego i Kowalskiego w warszawskim kinie Stolica, przewieziono dzieła i otwarto wystawę powtórnie. Galeria istnieje do dzisiaj i spełnia ważną rolę, chociaż głównie w skali lokalnej Płocka.
Od początku dzieła Markiewicza budziły kontrowersje. Artysta w czystych formalnie pracach zamykał krew, mleko, spermę i krew miesięczną. W pracowni Kowalskiego stworzył m.in. pracę z ubrań swojej zmarłej matki –nasączył je klejem i uformował z nich regularne przestrzenne moduły. Podczas pleneru w 1990 roku w piwnicach domu wykreował environment, po którym obwoził publiczność – kolegów studentów i kadrę dydaktyczną – na specjalnym wózeczku. Na wystawie w 1991 roku pokazał własne fotografie z momentu masturbacji, a także obiekt – materac posypany mąką. Dorota Monkiewicz interpretowała tę pracę jako "demonstrację samotności ludzkiego ego, dojmującej i ostatecznej. Nie ma mowy o jej przekroczeniu, bo w tej perspektywie uczucia wyższe nie istnieją, a druga płeć jest równie uwikłana i niezrozumiała w swej obcości".
Z kolei na postawione przez Kowalskiego zadanie Kardynał Markiewicz odpowiedział wystawiając czarne prezerwatywy zestawione z cytatem z Pieśni nad pieśniami. Na swej indywidualnej wystawie w Dziekance pokrył ściany i podłogę dużymi ekranami z folii w kolorze niebieskim i czarnym, a następnie wypełnił pomieszczenie galerii wonią amoniaku i oliwki, co budziło skojarzenia z zasikanym niemowlakiem.
Największe oburzenie wywołały jednak dwa działania Markiewicza - jego "wybryk" na wystawie "Miejsca nie miejsca" w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku oraz praca dyplomowa. W Orońsku artysta wystawił własne ekskrementy.
Była to reakcja na to, co się tam działo. Byłem tym bardzo zdenerwowany. Poza tym interesowały mnie rozmaite wydzieliny z człowieka. [...] Wystawa nie była zbyt ciekawa, a wystawiający artyści nosili wysoko nosy. I miałem satysfakcję, że nasrałem. Zrobiłem to zresztą z dbałością o formę powstającego obiektu.
Dzisiaj niewielu pamięta tę wystawę i "działanie" Markiewicza, ale - kto wie – może jego reakcja była adekwatna.
Dyplomem Markiewicza była dwuznaczna "Adoracja Chrystusa" (1993) – film, na którym nagi artysta pieści leżący na podłodze średniowieczny krucyfiks z (prawie) nagim Chrystusem, pochodzącym z Muzeum Narodowego w Warszawie. Promotor Grzegorz Kowalski pisał, że ta sytuacja "stawia widza wobec wyboru między podejrzliwością a zaufaniem wobec poczynań artysty. Pewne jest, że Markiewicz wykonuje przed kamerą i upublicznia, wręcz eksponuje narcystyczno-artystowski charakter swoich zabiegów wobec rzeźby, będącej przedmiotem kultu. Ego artysty przesłania resztę". Sam artysta tłumaczył swoje intencje w wywiadzie udzielonym Kozyrze i Żmijewskiemu:
Gdy wszedłem do kościoła w Warszawie i zobaczyłem ludzi modlących się do wyrzeźbionego niby-boga, przeżyłem szok. Do pracy, w której pieszczę Chrystusa motywowała mnie chęć obrazy tego, co nie jest Bogiem. I mimo wszystko jest to praca religijna – o uwielbieniu Boga. Liżąc wielki średniowieczny krucyfiks, dotykając go nagim ciałem, obrażając go, gdy leży pode mną, modlę się do Prawdziwego Boga.
Balansując między adoracją i profanacją, Markiewicz wprowadził jeszcze jeden czynnik – reakcji odbiorców, budując skomplikowaną sytuację podczas obrony swojego dyplomu. Film wyświetlany był w specjalnie do tego celu zbudowanym pomieszczeniu. Na projekcję artysta zaprosił dwóch pracowników swojej firmy, w tym rodzonego ojca ("Ojciec nie widział wcześniej żadnej z moich prac"). Ich reakcje obserwowała kamera, a obraz z niej widoczny był na monitorze na zewnątrz boksu. Markiewicz ujawnił więc po raz pierwszy swoją podwójną naturę – radykalnego artysty oraz przykładnego biznesmena i członka rodziny.
Przebieg prezentacji dyplomowej nie mógł być do końca przewidywalny i zapewne Markiewicz nie przewidział dramatycznego napięcia, jakie wywołało ujawnienie jego podwójnej biografii: artysty, z definicji konfrontującego się ze społeczeństwem i biznesmena żyjącego w zgodzie ze społecznymi stereotypami i czerpiącego z tego profit – wspomina Grzegorz Kowalski.
Podczas przygotowanej na przełomie 1995 i 1996 roku wystawy "Ja i AIDS" Markiewicz poszedł jeszcze dalej, w zaciemnionym pomieszczeniu wystawił swe ciało na działania widzów.
Ten, kto wchodził do środka, napotykał mnie. Byłem wykąpany, wyperfumowany... Dziewczyny zachowywały się dość odważnie, rozmawiały ze mną, przytulały się, całowały w penisa. Byli i tacy, którzy wpadali w dziki strach, starając się stamtąd wydostać w sposób dość tragiczny. [...] To było moje zbliżenie do ludzi. Spotkanie się z nimi w zupełnie inny, bardziej intymny sposób – opowiadał o swoich przeżyciach.
W późniejszych latach Markiewicza zaintrygowała możliwość wykorzystywania ludzi za pieniądze. Na wystawach kreował sytuację wzięte żywcem z peep-show. Wynajmował prostytutki z agencji towarzyskich, które uczestniczyły w transmisjach na żywo w galeriach (Aneta, 1998; Kinga, 1999) lub nagrywał je, tworząc filmy wideo (Aneta II, 2000). Jedną z takich wystaw, w Centrum Sztuki Współczesnej w Zamku Ujazdowskim zamknięto po dwóch dniach. Sam artysta wygłaszał przy tym mało poprawne politycznie, mizoginistyczne sądy:
Czuję odrazę wobec kobiet, zwłaszcza wobec prostytutek. Nie dlatego, że są złymi ludźmi, to przez ich kobiece narządy, które są nieprawdopodobne. Wzbudzają we mnie obrzydzenie, które emanuje na całą osobę. Postrzegam kobiety przez to, co mają między nogami. Ich narządy są chore. Skóra im wisi, te łechtaczki wyglądają jak przerośnięte kawały mięsa. Normalna kobieta tak nie wygląda.
Z tego, co robi ze swoimi bohaterkami, artysta wyspowiadał się, a spowiedź po kryjomu nagrał. Nagranie umieścił na ogólnie dostępnej stronie internetowej. Jaką dostał pokutę? "Kilkukrotne powtórzenie popularnej modlitwy".
Markiewicza interesowały też wytatuowane ciała więźniów. Tak powstał cykl fotografii torsów z religijnymi tatuażami. Jedno z tych zdjęć stanowiło odpowiedź artysty na zadane przez Grzegorza Kowalskiego pytanie "Co widzi trupa wyszklona źrenica". Przedstawiało ono tors skazanego na dożywocie – tatuaże stanowiły ślady wieloletniego pobytu w więzieniu.
Na wystawie w 2005 roku w siedzibie Warszawskiego Aktywu Artystów, którego Markiewicz był członkiem, artysta w ironiczny sposób odniósł się do Radia Maryja i jego oddziaływania na widzów. Przestrzeń galerii podzielił na dwie części. Wchodząc do pierwszej, słyszało się odmawiany w toruńskiej rozgłośni różaniec, w drugiej sali dźwięk uzupełniał obraz – wideo z dolną częścią twarzy artysty – jego usta układały się w słowa modlitwy, ale również słowa spikera, co decydowało o humorystycznym efekcie.
W tym samym roku Markiewicz uczestniczył w działaniach pod nazwą "Wybory.pl", zainicjowanych przez Althamera i Żmijewskiego w Centrum Sztuki Współczesnej w Warszawie. Przebrał się za panią pilnującą ekspozycję.
Zaprzyjaźnił się z innymi pilnującymi wystaw paniami. Podczas pracy siedział na krześle, czasem wstawał, robił kilka kroków i siadał ponownie.
W 2013 roku praca dyplomowa Markiewicza "Adoracja Chrystusa" – po 20 latach od powstania (1993) i wielokrotnej prezentacji w kraju i za granicą – wpadła w oko środowisk prawicowo-katolickich na wystawie "British British Polish Polish: sztuka krańców Europy w latach 90". Po protestach przed Zamkiem Ujazdowskim sale wystawowe przez kilka dni były okupowane przez wiernych modlących się o "oczyszczenie" znieważonego krzyża i zamknięcie wystawy. Policja wkroczyła w momencie oblania czerwoną farbą ściany, na której projektowano wideo. Doniesienia o "obrazie uczuć religijnych" wpłynęły do prokuratury.
Wielu historyków sztuki na nowo wypowiedziało się na temat pracy, który balansuje pomiędzy adoracją i profanacją.
Powstała w czasach wczesnego kapitalizmu, kiedy to młodzi artyści manifestowali swoją niechęć do wszechobecnego Kościoła, który w poprzednim systemie był jedynym buforem wolności – pisze prof. Maria Poprzęcka.
Nagość artysty […] nie profanowała świętości, lecz mogła i powinna być rozumiana jako dramatyczne, drastyczne skierowanie uwagi na związek cielesności człowieka z wcieleniem Boga w Jezusa" – tłumaczy dr Antoni Ziemba.