Pierwsze lata jego kariery nie były usłane różami, a artysta przez kilka lat myślał o zmianie zawodu. Najpierw w latach 1993-1994 występował na deskach Operetki Warszawskiej, a w od 1997 roku przez trzy lata był aktorem Teatru Rampa. W rozmowie z Martą Bałagą z Onetu tak wspominał ten okres:
Kiedy szukałem pracy w Warszawie, ciągle słyszałem to samo: "We Wrocławiu pan szkołę kończył? To pan jest lalkarzem?" Z taką rekomendacją trudno było cokolwiek znaleźć.
Pierwszym przełomem w karierze Jakubika był serial. Polsatowski sitcom "13 posterunek" z roku 2000 reżyserowany przez Macieja Ślesickiego dał mu popularność i pozwalał wiązać koniec z końcem. Ale rola głupawego posterunkowego sprawiła, że Jakubik w branży został zaszufladkowany jako – jak sam mówi – "debil z Polsatu".
Gwiazdor Smarzowskiego
Wyszedł z niej dopiero w 2005 roku dzięki Wojtkowi Smarzowskiemu. W jego "Weselu" wcielał się w postać notariusza-alkoholika. Stworzył niezapomnianą kreację –komiczną, ale jednocześnie smutną jak cały film. Jego ekranowa energia przykuwała spojrzenia, a aktorska precyzja pozwoliła Jakubikowi stworzyć wielowymiarowy portret bohatera. Za rolę notariusza Jakubik po raz pierwszy otrzymał nominację do Orła, polskiej nagrody filmowej za najlepszą rolę drugoplanową.
W wywiadach często przyznaje:
W tym zawodzie musisz mieć farta – spotkać na swojej drodze odpowiednią osobę w odpowiedniej czasoprzestrzeni."
Dla Jakubika tym kimś okazał się Smarzowski, u którego stworzył swoje najwybitniejsze kreacje. Najpierw pojawił się w epizodzie w telewizyjnej "Małżowinie" (1998 r.) i w spektaklu telewizyjnym pt. "Kuracja" (2001 r.), a po "Weselu", zagrał we wszystkich (oprócz "Róży") kolejnych filmach reżysera.
W "Domu złym" (2009 r.) wcielał się w postać zootechnika Środonia przybywającego do tytułowego złego domu i wplątującego się w ciąg dramatycznych zdarzeń. Cztery lata później, w "Drogówce" (2013 r.) bawił się swoim wizerunkiem, wcielając się w policjanta-amanta, podrywacza przedawkowującego solarium i zawsze gotowego do erotycznych podbojów.
Swe komediowe emploi wykorzystywał także w kolejnym obrazie Smarzowskiego – "Pod Mocnym Aniołem" (2014 r.). Grał w nim kierowcę-alkoholika, jednego z pacjentów szpitala psychiatrycznego próbującego wyjść z nałogu. Z przydługą grzywką i długimi włosami opadającymi na kark był postacią żywcem wyjętą z groteskowego skeczu. Ale Smarzowski i Jakubik dociążali tę postać, a żałosny pijaczyna z czasem okazywał się postacią dramatyczną.
Pełnię swych dramatycznych możliwości Jakubik pokazał w kolejnym obrazie reżysera "Róży" – "Wołyniu". Odchudzony, bez charakterystycznej rozwichrzonej fryzury, aktor wcielał się w postać dojrzałego mężczyzny, który wbrew jej woli bierze sobie za żonę młodziutką dziewczynę z sąsiedztwa. W wojennym dramacie Smarzowskiego, pełnym okrucieństw i wielkich emocji, Jakubik tworzył własną, subtelną opowieść. Jego Maciej Skiba nie był jedynie facetem cynicznie wykorzystującym młodą dziewczynę – miał w sobie smutek człowieka przegranego i nieoczywistą szlachetność.
Rola w "Wołyniu" przyniosła Jakubikowi kolejną w jego karierze nominację do Orła (wcześniej dostał ją za "Drogówkę"). Ale tym razem aktor musiał uznać wyższość kreacji… Arkadiusza Jakubika. W 2017 roku aktor otrzymał bowiem aż dwie nominacje do tej samej nagrody. Prócz roli z "Wołynia" Polska Akademia Filmowa doceniła także inną jego kreację – Zdzisława Marchwickiego z "Jestem mordercą" Macieja Pieprzycy, historii niewinnego człowieka wrobionego w serię morderstw.
Jakubika nie mogło zabraknąć w kolejnym filmie Smarzowskiego, "Klerze". W kontrowersyjnym obrazie wcielił się w rolę księdza Andrzeja Kukuły, jednego z trójki głównych bohaterów. Brawurowa kreacja należała do jednej z trudniejszych w jego karierze: jak mówił w wywiadzie dla TVN24, "Kler" był dla niego większym wyzwaniem niż "Wołyń".
Aktor drugiego wyboru?
Z Pieprzycą spotkali się już wcześniej. W 2013 roku Jakubik zagrał w jego "Chce się żyć", historii o niepełnosprawnym chłopcu próbującym nawiązać kontakt z otaczającym go światem. Jakubik grał jego ojca – pełnego czułości faceta lubiącego zaglądać do kieliszka. W świetnie obsadzonym filmie (znakomite role stworzyli także Dawid Ogrodnik i Dorota Kolak) Jakubik uwodził bezpretensjonalnością i prawdą, którą wnosił w każde ujęcie.
Wspominając tę rolę, w rozmowie z Martą Bałagą mówił o swoim statusie "aktora drugiego wyboru":
Pamiętam, jak odbierałem Orła za rolę drugoplanową w "Chce się żyć" Maćka Pieprzycy. Uzmysłowiłem sobie wtedy, że byłem aktorem drugiego wyboru. Tę postać miał początkowo zagrać Zbyszek Zamachowski, ale terminy produkcji filmu nałożyły się na jego spektakle teatralne. A rok wcześniej, kiedy dostałem Orła za "Drogówkę", było dokładnie tak samo – Wojtek zaproponował ją najpierw Więckiewiczowi, który akurat był zajęty.
Swoimi kolejnymi wybitnymi rolami Jakubik zapracował na miano mistrza drugiego planu. Takiego, który nawet w krótkim epizodzie potrafi rozświetlić swoją obecnością kinowy ekran, i jak mało kto łączy komediowy talent z dramatycznym zacięciem. To on bawił publiczność "Najlepszego" (2017 r.) Łukasza Palkowskiego, wcielając się w lojalnego, nieco nieudacznego trenera i to on poruszał jako świadomy swoich życiowych błędów ojciec z "Cichej nocy" Piotra Domalewskiego.
Reżyseria: Arkadiusz Jakubik
Aktorskie sukcesy i status filmowej gwiazdy nie zaspokoiły ambicji Jakubika, który w 2010 roku zadebiutował także jako reżyser filmowy, kręcąc "Prostą historię o miłości" wg scenariusza Macieja Sobieszczańskiego.
Jakubik, który wcześniej pracował m.in. jako asystent Smarzowskiego w telewizyjnej "Kuracji", objawił się tu jako reżyser świadomy warsztatu i bardzo ambitny. Opowiadał historię dwójki ludzi, których podczas podróży pociągiem połączy emocjonalna i erotyczna więź. Rozpisana na role Aleksandry Popławskiej i Rafała Maćkowiaka obraz był zarazem "prostą historią o miłości" i opowieścią o tworzeniu filmu, bliskości, potrzebie wypowiedzenia siebie.
Gdy film Jakubika zaprezentowano na Festiwalu Filmowym w Gdyni, otrzymał nagrodę konkursu filmów niezależnych za "dbałość o oryginalną formę i umiejętne połączenie dystansu do opowieści z powagą tematu", a Polska Akademia Filmowa przyznała Jakubikowi Orła w kategorii Odkrycie Roku. Słusznie, bo reżyserski debiut Jakubika do dziś pozostaje jednym z najciekawszych pierwszych filmów tej dekady.
Sześć lat po jego premierze, swym kolejnym filmem Jakubik udowodnił, że za reżyserskimi ambicjami podąża także talent. Do kin trafiła bowiem "Prosta historia o morderstwie" (2016 r.), thriller o rodzinie naznaczonej mroczną tajemnicą. Rozpisany na mocne role Filipa Pławiaka, Andrzeja Chyry i Kingi Preis mozaikowy film Jakubika udowadniał, że reżyser świetnie pracuje z aktorami i dobrze panuje nad filmową narracją. I choć krytycy zarzucali jego filmowi wtórność wobec gatunkowych schematów, to niemal jednogłośnie wyrażali uznanie dla filmu Jakubika.
Jacek Szczerba tak pisał o nim w "Gazecie Wyborczej":
Wszystkie składniki "Prostej historii o morderstwie", które tu wymieniłem, znamy z tysiąca kryminałów spod różnych szerokości geograficznych. To jednak nie razi, bo Jakubik fachowo upichcił z nich nową, gęstą strawę.
A Michał Walkiewicz tak pisał o niej w Filmwebie:
Podwójna opowieść nie jest tu wyłącznie bajerem, sceny czasem się kontrapunktują, a kiedy indziej uzupełniają fabularny kontekst, w montażu zawsze "pracują" na intrygę. W połączeniu ze zniuansowanymi rolami oraz scenariuszem napisanym żywym językiem, daje to film, który wbrew tytułowi, wcale taki prosty nie jest.
Muzyk – czyli Dr Misio
O tym, że Jakubik jest człowiekiem wielu talentów, przekonać się mogli także miłośnicy muzyki. W 2008 roku Jakubik wraz z gitarzystą Pawłem Derentowiczem i basistą Mariuszem Matyskiem założył zespół Dr Misio, do którego dwa lata później dołączyli klawiszowiec Radosław Kupis oraz perkusista Janek Prościński.
W rozmowie z Dorotą Wodecką Jakubik tak mówił o narodzinach zespołu.
U źródeł decyzji, żeby założyć zespół, był pewnie jakiś rodzaj frustracji związanej z kryzysem wieku średniego. Wtedy odkrywamy, że chcemy mieć krótkie spodenki i znowu wskoczyć do piaskownicy.
Tak oto powstał zespół, w którym rockowe melodie spotykały się z tekstami Krzysztofa Vargi i Marcina Świetlickiego. To właśnie one stanowiły o sile pierwszych dwóch albumów zespołu Dr Misio – "Młodzi" (2013 r.) i "Pogo" (2014 r.), a także najnowszej płyty zespołu "Zmartwychwstaniemy" (2017 r.).
Pisząc o niej na portalu Interia, Paweł Waliński zauważał:
Jakubik oczywiście nie jest najwybitniejszym wokalistą w historii polskiej muzyki. (…) Ważne jest co innego. (…) Teksty. Noblesse oblige, więc są oczywiście świetne, ale jednocześnie czynią albumy Dra Misia rzeczą raczej jednorazowego, czy dwukrotnego użytku.
Dla Jakubika, jednego z najbardziej rozchwytywanych dziś aktorów, a zarazem reżysera o dużych artystycznych ambicjach, muzyka stała się drogą ucieczki. W rozmowie z Onetem mówił o tym:
Muzyka jest sferą, w której najbardziej się zapamiętuję. Jest jak jakiś cholerny wirus, od którego nie można się uwolnić. Jako aktor dostaję do ręki scenariusz. Jest narysowana moja postać, są w nim moje kwestie dialogowe, muszę się ich nauczyć. Mogę je zinterpretować jak chcę, ale jestem tylko małym trybikiem ogromnej filmowej maszyny. Z muzyką jest inaczej. To jedyna przestrzeń aktywności twórczej, w której panuje prawdziwa artystyczna wolność.
Źródła: Onet, Gazeta Wyborcza, Filmweb, Interia. Bartosz Staszczyszyn, październik 2017 r., aktualizacja NS, luty 2019.