Niezwykła ekonomia środków muzycznych i unikanie blasku uderzają już na pierwszy rzut oka w samym, jakże skromnym obrazie partytury. Jednak, co trzeba mocno podkreślić, zewnętrzna, ascetyczna czasem surowość muzycznego kształtu i sposobu wypowiedzi łączy się przepięknie z wewnętrznym ciepłem i delikatną czułością wyrażanych treści. Chyba właśnie to szczególne, frapujące połączenie pozornych przeciwieństw — surowości formy i czułości wyrazu — wzrusza łatwo słuchaczy i sprawia, że Stabat Mater jest przyjmowane przez publiczność goręcej niż jakiekolwiek inne dzieło Szymanowskiego. Idealne zespolenie wszystkich tych cech, łącznie z mistrzowskim wyważeniem każdego dźwięku, widać zwłaszcza we wspaniałej pierwszej części utworu — na sopran solo, chór głosów żeńskich i orkiestrę. 17-taktowy wstęp orkiestry z miejsca przykuwa uwagę bardzo oryginalnym pięknem i głębią ascetycznego, ciasnego dwugłosu fletu (na skali arabsko-perskiej) i klarnetu; wstęp ten przy pomocy niewielu dźwięków wprowadza słuchacza w niezapomniany nastrój. Każdy kolejny element tej rozwijającej się myśli muzycznej — brzmienie akordu na końcu zdania, barwa oboju na nucie eis rozpoczynającej wariant tematu, wejście smyczków ze skrzypcami solo wraz z nieoczekiwanym zwrotem melodii, posępne opadanie równoległych tercji w klarnetach — wydaje się faktem ogromnej wagi i zachwyca rzadkim, szlachetnym pięknem i wyrazem. Z wstępu tego wyrasta skromna, modalna, nasycona smutkiem melodia sopranu (delikatnie podbarwiona chórem) ze słowami:
Stała Matka bolejąca
koło krzyża łzy lejąca,
gdy na krzyżu wisiał Syn.
W epizodzie środkowym krańcowo oszczędne, ale jakże celne w efekcie ostinato basowe z harfą staje się tłem dla wzruszającego zawodzenia — jakby falowania — śpiewu z powtarzającym się cudownym "dysonansem" sopranu f nad chóralnym fis:
O, jak smutna, jak podcięta
była Matka Boża święta,
cicha w załamaniu rąk.
Druga część (baryton, chór i orkiestra) wprowadza twardo i groźnie brzmiące ostinato orkiestry na harmonii sekundowej. Skąpa melodia solisty przypominałaby chorał gregoriański, gdyby nie nałożony na nią prosty, uporczywy rytm akompaniamentu.
I któż, widząc tak cierpiącą,
łzą nie zaćmi się gorącą…
Wtórujący po chwili chór na surowych, rytmicznych akordach brzmi jak krzyk góralskiego śpiewu. Po epizodzie polifonicznym, wnoszącym dramatyczne napięcie, rozbrzmiewa potężna kulminacja: baryton i chór z towarzyszeniem całej orkiestry fortissimo, w jednostajnie pulsującym rytmie wyrzucają z siebie słowa:
Za ludzkiego rodu winy
jak katowan był jedyny,
męki każdy niosła dział…
Dobitnie wybijany w chórze uporczywy motyw tercjowy g, e, g, e, potęga akordowego brzmienia i niezmiennego, jak w marszu, rytmu wywołują wyraz swoistej ekstazy — surowej, barbarzyńskiej, przerażającej.
Jeśli tekst pierwszych dwóch części, opisujący tragedię "z bliska", narzucił muzykę pełną żywych, realnych, czysto ludzkich uczuć, to dalsze części mają raczej charakter modlitwy i refleksji chrześcijanina, rozpamiętującego golgocki dramat i pragnącego się doń przybliżyć. Liryczna część trzecia (sopran, alt i chór żeński) przyciąga uwagę kantylenową melodią altu w skupionym, polifonicznym dwugłosie z klarnetem:
O Matko, źródło wszechmiłości,
daj mi uczuć moc żałości,
niechaj z Tobą dźwignę ból.
Oba głosy mieszczą się w H-dur lub h-moll, choć ich surowe współgranie odbiega od tradycyjnego stylu i gustu. Surowość ta ustępuje jednak dalej — gdy wchodzą smyczki i chór — rosnącej miękkości i słodyczy mimo pojawiających się w orkiestrze bardziej nowoczesnych współbrzmień. Ładnie brzmi powrót, na koniec, do cienkiej, oszczędnej faktury i cichej melodii.
W czwartej części milknie orkiestra: podstawą jest chór a cappella, a nakładają się nań sola sopranu i altu:
Spraw, niech płaczę z Tobą razem,
krzyża zamknę się obrazem
aż po mój ostatni dech.
Jest to najbardziej archaizująca część dzieła, nawiązująca wyraźnie do stylu renesansu, zwłaszcza Wacława z Szamotuł, choć niewolna przy tym od śmiałych kroków chromatycznych. Pojawiają się w niej też zwroty bliższe średniowieczu, jak w pierwszym zdaniu, gdzie obok trójdźwięków występują puste równoległe kwinty — użyte jednak tak, że w niczym nie psują jedności estetycznej przebiegu. Żeby docenić smak i artyzm tej jakże bogatej w szczegóły części, trzeba by się zatrzymywać nad każdym kolejnym zwrotem i postępem głosów i akordów.
Piąta część (baryton, chór i orkiestra) uderza charakterem "męskim", podobnie jak część druga. Rozpoczynają ją potężne, groźne i surowe basy smyczków w skali lidyjskiej. Śpiew barytonu, na wąskim materiale (m. in. pentatonika) ze słowami:
Panno słodka, racz mozołem
niech me serce z Tobą społem
na golgocki idzie skłon
otoczony jest brzmieniem szorstkim, odartym z wszelkiej słodyczy. Chór powtarza recytatywnie w drobnych wartościach rytmicznych monotonne dźwięki i akordy, brzmiące jak modły ludu w wiejskim kościółku, czy może nawet w cerkwi. Partie śpiewane przetykane są natrętnymi dysonansami orkiestry. Szczyt emocjonalny przynosi odcinek końcowy — cała orkiestra, chór i solista fortissimo, w szorstkich akordach równoległych i prostym rytmie tworzą surowy, kostyczny obraz dźwiękowy, jak wizja jakiegoś ponurego pochodu o archaiczno-ludowym kolorycie; ostatnie potężne akordy chóru kojarzą się z zespołowymi śpiewami górali. Część szósta (wszyscy soliści, chór i orkiestra) stanowi przykład maksymalnej lirycznej prostoty. Początkowa melodia sopranu:
Chrystus niech mi będzie grodem,
krzyż niech będzie mym przewodem…
jest najpopularniejszym, najłatwiej utrwalającym się w pamięci tematem z całego dzieła. Uroku dodaje jej skromny akompaniament dwóch klarnetów, a na końcu zdania — nagłe miękkie wejście smyczków. Temat ten mieści się w Des-dur, ale wystarcza jeden delikatny zwrot akordowy wbrew tradycji, by cała melodia zabrzmiała świeżo i niebanalnie. Po bogatszej trochę polifonii altu z sopranem i ascetycznym znów epizodzie barytonu dzieło uwieńczone zostaje pełnym, miękkim brzmieniem chóru, przywołującym raz jeszcze styl części czwartej. Prawykonanie "Stabat Mater" odbyło się, pod nieobecność chorego kompozytora, 11 I 1929 roku w Filharmonii Warszawskiej z solistami: Stanisławą Szymanowską, Haliną Leską i Eugeniuszem Mossakowskim; dyrygował Grzegorz Fitelberg.
Źródło: www.karolszymanowski.pl
Karol Szymanowski, "Stabat Mater" na sopran, alt, baryton, chór mieszany i orkiestrę op. 53, 1926