Jego debiut – tomik wierszy zatytułowany "Konwencje" miał miejsce w roku 1957. Tytuł bardzo znaczący, bo odbija się w nim zasadniczy zamysł twórczy poety. Zamiłowanie do konwencji, uznanie jej za literacką wartość, sygnalizuje, iż był zwolennikiem klasycyzmu. W całej rozciągłości potwierdza to książka "Czym jest klasycyzm. Manifesty poetyckie" z 1967 roku, stanowiąca deklarację artystycznego światopoglądu Rymkiewicza:
Klasycyzm to nieustanna walka o swoje miejsce w kulturze, a więc w czasie teraźniejszym, to nieustanna świadomość, że czas przeszły jest czasem teraźniejszym, świadomość, że nie ma idiomu poetyckiego czasu minionego i czasu teraźniejszego, bo jest jedno wielkie morze języka poetyckiego poza czasem, to wreszcie nieustanne projektowanie siebie i innych w przyszłość.
Podbudowę dla tego i podobnych zdań stanowiła psychologia głębi Carla Gustava Junga, szczególnie zaś koncepcje archetypu i podświadomości zbiorowej. Gdzie indziej pojawiała się nieco inna definicja:
Klasycyzm w poezji to zapewne nic innego, jak próba opanowania swych uczuć i wypowiedzenia ich w formie możliwie zdyscyplinowanej i odwołującej się do istniejących w teraźniejszości form minionych.
Należy zwrócić uwagę na fakt, że zdanie to nie dzieli "form minionych" na bardziej i mniej klasyczne. Klasycyzm w ujęciu Rymkiewicza nie musi bowiem odwoływać się wyłącznie do wzorców antycznych i renesansowych (poeta w ogóle niechętny był bezrefleksyjnemu naśladowaniu dawnych poetyk, co wyraził słowami "przeszłość nie jest antykwariatem"). Rozszerzenie definicji klasycyzmu potwierdzały zresztą nie tylko dyskursywne wypowiedzi poety, ale i jego praktyka artystyczna, nawiązująca przede wszystkim do epoki baroku. Dotyczy to zarówno treści, jak i formy: poeta przejawiał zainteresowanie tematem śmierci i przemijania, a wypowiadał się w stylu przywodzącym na myśl zarówno wyliczenia i powtórzenia Jana Andrzeja Morsztyna, filozofującą lirykę Daniela Naborowskiego, jak i "styl szalony" (stilus furiatus) ponurej groteski księdza Józefa Baki.
Poeta przejawiał obsesyjne zainteresowanie fizyczną stroną śmierci - rozkładem ciała i następującą przy tej okazji swoistą komunią z przyrodą. Często powracającym w tej poezji motywem jest również opisywanie trupa poprzez zaprzeczenia i prawdziwie barokowe paradoksy (np. "Sobie leży ale nie wie komu leży"). W tomie "Moje dzieło pośmiertne" poeta zdefiniował nawet swój wiersz jako "otwartą trumnę".
Prócz barokowej, ważna dla Rymkiewicza był tradycja romantyczna. Co ciekawe, łączył on te dwa wątki także w pracach naukowych (zob. "Ludzie dwoiści. Barokowa struktura postaci Słowackiego" [w:] "Problemy polskiego romantyzmu", Ossolineum, Wrocław 1991). Na wampiryczny, więc romantyczny charakter trupów, o których pisał poeta, zwracał uwagę Ryszard Przybylski. Najciekawszą jednak, bo najmniej oczywistą analogię zaproponował Wojciech Kaliszewski, który przypisał omawianej twórczości związki z surrealizmem (powołując się zarówno na nastrój wierszy, na stosowaną niekiedy technikę kolażu, jak i na już wspomniane zainteresowanie autora psychologią głębi).
Wyraźna jest tu obsesyjna niemal potrzeba, by wiersz był do czegoś dopisywany, by przyznawał się do jakiejś tradycji i ją komentował. Wiesław Paweł Szymański uznał to zjawisko za zasadniczą cechę twórczości tego autora:
dla aktu twórczego Rymkiewicza zawsze jest potrzebny ktoś drugi: tradycja, kultura, filozofia, taka czy inna poetyka, taki czy inny twórca. Do już stworzonego dodaje dopiero to, co własne.
Na płaszczyźnie formy właściwość ta odbijała się dzięki licznym aluzjom literackim, a także dzięki tendencji do tworzenia cyklów (o droździe, o śmierci księdza Baki albo - w "Zachodzie słońca w Milanówku" - o wyglądzie prowincji i o umarłych kotach czy jeżach), stanowiących swoistą formę autokomentarza.
Kształt poezji Rymkiewicza jest charakterystyczny i natychmiast rozpoznawalny - o czym pośrednio świadczy łatwość tworzenia kontynuacji (cała właściwie twórczość Dariusza Suski) pastiszów (kilka wierszy Jarosława Klejnockiego) czy nawet parodii. Zbigniew Machej w zbiorze "Wspomnienia z poezji nowoczesnej" zamieścił utwór zawierający wersy: "Czyś ty Rymkiewicz / żeby rymować / i wiersz w dystychy / organizować?" Rzeczywiście, dwuwersowa strofa oraz wyrazisty, rygorystycznie utrzymywany i niejednokrotnie bardzo wyrafinowany rytm są znakiem rozpoznawczym tej poezji.
Pisząc na temat tomu "Zachód słońca w Milanówku", Adam Wiedemann zwrócił uwagę na kilka ciekawych analogii, pozwalających umieścić twórczość Rymkiewicza w kontekście innym niż barokowo-neoklasyczny. Przywołany zostaje przez niego Jan Kasprowicz (zarówno jako zwolennik prostoty "Księgi ubogich", jak i metafizycznego wstrząsu charakterystycznego dla "Hymnów") oraz Stanisław Grochowiak:
Rymkiewicz posuwa się znacznie dalej niż Grochowiak w epatowaniu nie tyle już brzydotą, co po prostu okropieństwem istnienia, ale podobnie jak Grochowiak jest tym istnieniem przerażony i podobnie ucieka przed tym w swój specyficzny, "wszystkożerny" estetyzm.
Przykładem podobnej postawy mógłby być fragment z wiersza po staropolsku zatytułowanego "Na różę": "Trupem jest róża w mokrych płatków grobie /Martwą planetą siebie samą mija".
Wartością poezji Rymkiewicza, na którą rzadko zwraca się uwagę, jest brawurowa ironia, której zapewne nauczył się od romantyków, zwłaszcza zaś od Słowackiego. Szczególnie wyraziście przejawia się ona w cyklu wierszy o droździe, operujących na pojęciach filozoficznych bądź teoretycznoliterackich: "Ten tancerz snu ten taniec bez tancerza / Czy to jest drozd ta gwizdu złota wieża // [...] Lecz gdzie jest drozd kiedy się drozd popsuje / Artykulacja się artykułuje // Gwiżdż dław się krztuś przywabiaj grudzień w maju / Poeta jest drozdem w ardeńskim gaju // Gwiżdż signifiant lecz gdzie jest signifie / Może to drozd kto tego drozda wie".
"Taniec bez tancerza" nawiązuje tu do wyrażającej zachwyt linijki W.B. Yatesa ("How can you know a dancer from a dance"), dalej jednak pojawiają się terminy typowe dla strukturalistycznego językoznawstwa. Za ich pomocą poeta mówi, że zarówno gwizd drozda, jak i jego własna twórczość (równie naturalna? równie niedookreślona?) są "tym, za pomocą czego wyraża się znaczenie" (signifiant), lecz ono samo pozostaje nieuchwytne. Lekka i śpiewna forma skrywa tu pesymizm poznawczy, mówiąc o bezradności sztuki.
Istotne dla tej poezji są również tradycje romantyzmu. Najwyraźniej widać to bodaj w późnym tomie "Wiersze polityczne", do którego dołączony został esej "Czego uczy nas Adam Mickiewicz". Traktuje on wielkiego poprzednika jako wzór zjawiska, które obecnie określa się mianem poezji zaangażowanej.
Cały tom stanowi wybór wierszy poświęconych szeroko pojętej tematyce politycznej. W zbiorze mieszczą się zarówno wiersze dawniejsze, jak i stosunkowo nowe. Z pierwszej grupy wypadałoby wymienić powstały w latach stanu wojennego wiersz o wyjątkowo mocnym incipicie "Kiedy się obudziłem, Polski już nie było", wspominający Warszawę pod rosyjską okupacją. Z drugiej - najbardziej kontrowersyjny, napisany pod wrażeniem katastrofy smoleńskiej i upubliczniony już dziewięć dni po niej utwór "Do Jarosława Kaczyńskiego". Wiersz ten był oskarżany o utrwalanie podziałów politycznych ("Dwie Polski - jedna chce się podobać na świecie / I ta druga - ta którą wiozą na lawecie") i o odwoływanie się do spiskowej retoryki ("Nie można oddać Polski w ręce jej złodziei / Którzy chcą ją nam ukraść i odsprzedać światu"). Z drugiej strony krytycznie nastawieni czytelnicy nie zauważali, że kontrowersyjne określenie pochodzi z niedokończonego dramatu Adama Mickiewicza "Jakub Jasiński czyli dwie Polski" (postać jakobina i rewolucjonisty jest zaś w wierszu wspomniana).
Rymkiewicz jawi się jako swego rodzaju specjalista w przybliżaniu współczesnemu czytelnikowi literatury XIX wieku. Nie sposób mówić o nim, nie uwzględniając jego książek poświęconym dawniejszym poetom - książek klasyfikowanych rozmaicie, jako prace z dziedziny historii literatury, eseje bądź jako powieści biograficzne. Sam Rymkiewicz żartował na temat możliwych klasyfikacji gatunkowych tego rodzaju prac w książce "Juliusz Słowacki pyta o godzinę" - "w tym dygresyjnym poemacie, który chce być rozprawą naukową, czy też w tej rozprawie dygresyjnej, która chce być naukowym poematem".
Szczególną uwagę, jako dzieło właściwie programowe, zwraca na siebie "Żmut". Tytuł, wedle autorskiego wyjaśnienia, oznacza bezładnie poplątane włosy, sznurki czy tasiemki, a sama książka szczegółowo rekonstruuje burzliwe życie osobiste młodego Mickiewicza. We wspomnianej już książce o Słowackim pojawia się zaś autorskie uzasadnienie przyjętej strategii pisarskiej:
musimy zmusić te nasze Wielkie Duchy do uznania, że - choć Wielkie - to jednak są podobne do nas. Tylko wówczas zdołamy się skomunikować, porozumieć, pojąć. Tylko wówczas znajdziemy wspólny język i będziemy mogli rozmawiać.
Prywatny wynalazek poety to esej biograficzny w formie encyklopedii. Na eseistyczny zamysł takich prac wskazuje następująca wypowiedź autora:
W książce, pod formą encyklopedyczną, kryją się bowiem również - poza wieloma informacjami rzeczowymi - domysły, przypuszczenia, a nawet ryzykowne hipotezy, a więc różne rzeczy, których w encyklopediach raczej się nie spotyka.
Dorota Wojda sugerowała z kolei, iż "Formuły 'Leśmian. Encyklopedia' i 'Mickiewicz. Encyklopedia' miałyby [...] oznaczać, że tak osoby, jak dzieła obu poetów tożsame są z całym światem, z istnieniem - z ontologiczną encyklopedią". Można również powiedzieć, że w takiej formie wypowiedzi przejawia się tęsknota za całościowym ujęciem nie tylko biografii i literatury, lecz także świata, w jakim powstawała. O tym ostatnim świadczy zamiłowanie do szczegółu. Przykładowo książka "Leśmian. Encyklopedia" uwzględnia nie tylko pojęcia kluczowe dla tej poezji, ale też hasła takie, jak "ruletka" (Leśmian był zapalonym hazardzistą), "defraudacja", "duch Leśmiana" czy "dziwotwór" (to ostatnie opisywało reakcje ludzi na fizyczny wygląd Leśmiana). Imponująca jest też baza źródłowa projektu - oprócz wspomnień i dokumentów uwzględniane są pozycje takie, jak "Informator Dyrekcji Tramwajów i Autobusów m.st. Warszawy. Ważny od 5 września 1937 r."
Osobnym rozdziałem w twórczości Rymkiewicza są jego dzieła teatralne. Poeta zresztą przez pewien czas był związany z teatrem zawodowo - pracując na stanowisku kierownika literackiego w Teatrze Nowym w Łodzi (1965). Pięć lat wcześniej stworzył swój pierwszy utwór dramatyczny - jednoaktówkę "Król w szafie", w groteskowy sposób przedstawiającą wygnanego władcę.
Oryginalny pomysł dramaturgiczny stanowi "Lekcja anatomii profesora Tulpa", ożywiająca znany obraz Rembrandta, wcześniej przyswajany teatrowi przez Mirona Białoszewskiego. Spektakl był stylizowany na barokowy moralitet - anatom przekroczył granice dozwolonego człowiekowi poznania, za co został pochłonięty przez piekło. Sława Bardijewska uważała tę sztukę za przełomową:
Znajdujemy w niej cechy typowe dla późniejszej twórczości dramatycznej Rymkiewicza: ślady pastiszowego zamysłu, tendencję imitacyjną oraz obfite cytaty z siedemnastowiecznych tekstów. Utwór ten zamyka grupę dramatów zgodnych z Rymkiewiczowskim programem klasycystycznym. We wszystkich następnych sztukach zniknie klasyczny porządek, pojawi się barokowa bujność i barokowy duch nierównowagi.
Barokowe - tym razem sowizdrzalskie - wzorce reaktywowała farsa "Król mięsopust", w 1995 adaptowana dla Teatru Telewizji. Wykorzystuje ona popularny w literaturze dawnej schemat zamiany ról - na skutek zbiegu okoliczności służący Florek musi nagle nauczyć się funkcjonować w roli monarchy, co bynajmniej nie jest dla niego łatwym zadaniem.
Symptomatyczne jest to, że w dorobku dramatopisarskim Rymkiewicza dominują utwory określane przezeń jako komedie. Jako miłośnik twórczości Aleksandra Fredry i "Fantazego" Juliusza Słowackiego, autor udowadniał w praktyce, iż ten gatunek zdolny jest do wyrażania skomplikowanych treści, powoływał się również na francuski wzorzec tzw. komedii smutnej [comédie triste]. Najwięcej tłumaczy jednak następująca jego wypowiedź: "To jest komedia serio - bardzo serio - a więc niemal dramat [...] Ci ludzie, którzy wychodzą u mnie na scenę, choć może i śmieszni - jak i my bywamy śmieszni - są w sytuacji dramatycznej".
Sztuki Rymkiewicza zyskały w swoim czasie sporą popularność, a wystawiane są do dzisiaj, w reżyserii m.in. Jana Englerta. Krystyna Latawiec podkreślała ich intertekstualny charakter. Przykładowo "Dwór nad Narwią" bierze na warsztat romantyczny motyw upiora i miłości sięgającej poza grób (w utworze następuje świadome kojarzenie ludzko-upiornych par, pojmowane jako naukowy eksperyment). "Ułani" natomiast groteskowo piętrzą symbole XIX-wiecznego patriotyzmu. Maria Janion określała tę sztukę mianem "komediowej syntezy romantyzmu". Sam autor zaś chętnie zwracał uwagę na związek swoich dramatów z tradycją i historią, gdyż jego zdaniem
Teatr, który nie niszczeje w czasie, bo tworzy czas i włada czasem, jest więc - musi więc być - teatrem pamiętającym o przeszłości i przeszłość tę czyniącym swoją teraźniejszością.
Podobieństwo powyższej wypowiedzi do cytowanych wcześniej zdań poety o klasycyzmie jest uderzające.
Eseistyka historyczna Rymkiewicza z książki na książkę coraz wyraźniej odnosiła się do współczesności. Inaugurujące cykl "Wieszanie" - na które składają się 33 eseje - do współczesnych rozliczeń z historią odnosiło się jeszcze tylko w trybie alegorycznej przypowieści. W warstwie dosłownej jest to natomiast praca historyczna i historiozoficzna, dotycząca warszawskich wydarzeń z okresu insurekcji kościuszkowskiej, kiedy to tłum dokonał egzekucji na kilku dostojnikach, w tym biskupach, których uważał za zdrajców narodu. Dokonywana w książce rekonstrukcja ówczesnego życia stolicy nie ogranicza się przy tym do opisu rewolucyjnego wrzenia. Uwzględniane są tematy takie, jak wywożenie nieczystości, pierwsze loty balonem, korupcja, cyrk na rogu Brackiej i Chmielnej oraz historia potyczek wojskowych.
Przy okazji Rymkiewicz proponuje czytelnikowi coś na kształt "alternatywnej historii idei", zastanawiając się, co w polskiej mentalności mogłaby zmienić analogiczna egzekucja Stanisława Augusta Poniatowskiego. Prezentowane wnioski jawią się jako prowokacja myślowa:
Naród ufundowany na tym morderstwie - stałby się przez ten czyn groźnym i dzikim narodem królobójców - i ten czyn dziki i straszny uczyniłby Polaków (może przedwcześnie a może w samą porę) narodem nowoczesnym.
Oczywiste zdaje się tu porównanie do dalekosiężnych skutków terroru z czasów Rewolucji Francuskiej.
Kontynuację cyklu stanowiło "Kinderszenen". Tytuł, czytany z niemiecka, oznacza mniej więcej "sceny z dzieciństwa" - tak samo, jak cykl miniatur fortepianowych Roberta Schumanna. Dzieciństwo wspominane przez Rymkiewicza nie ma jednak muzycznej lekkości, na jaką to nawiązanie zdawałoby się wskazywać - na przeszkodzie stanęło doświadczenie wojny i przede wszystkim Powstania Warszawskiego. Pisarz przyznał wprost: "Niemiecka wojna zrobiła mnie tym, kim teraz jestem".
Wojciech Kaliszewski interpretację tej książki wolał jednak zacząć nie od historiozofii, a od jednostkowej biografii. Pisał on, iż
wojenno-śmiertelna spirala przewiercająca całe życie [...] jest drastycznym, ale koniecznym narzędziem ratującym życie. Brzmi to zaskakująco i pozornie sprzecznie. Ale tak odczytuję znaczenie tej książki. "Kinderszenen" to jakby napis nagrobny i jednocześnie hymn na cześć życia. Ono bierze się z rozpadu tego, co było, w sposób żywiołowy, drapieżny i bezwzględny.
Dopiero z tej osobistej perspektywy okrutna historiozofia Rymkiewicza nabiera sensu. Jej tworzenie zaczyna się zaś od drobiazgowego opisu masakry, jaka nastąpiła po zdobyciu przez powstańców niemieckiego czołgu-pułapki na ulicy Kilińskiego w Warszawie. Wydarzenie to urasta do rangi symbolu, autorowi zależy bowiem na ukazaniu symbolicznego znaczenia przemocy: Na ich [Niemców] szaleństwo mordowania Polacy musieli odpowiedzieć swoim szaleństwem - jeśli chcieli nadal istnieć na kuli ziemskiej. Za lekcję, która przygotowała jego pokolenie do ofiary, Rymkiewicz uznaje przy tym poezję romantyczną, samo zaś powstanie urasta do rangi straceńczego, a przecież koniecznego gestu, dającego początek mitowi trwale kształtującemu polską tożsamość. Nawiasem mówiąc, historiozofia ta ma wiele wspólnego z "Wyzwoleniem" Wyspiańskiego.
Pojawiają się w "Kinderszenen" sądy wysoce kontrowersyjne, takie jak zdanie, iż "za szybko i za łatwo przebaczyliśmy Niemcom, w historii są takie rzeczy, których się nie przebacza nigdy". Mrocznemu klimatowi książki sprzeciwiała się na swój sposób Alina Sawicka, siostra poety, w udzielonym "Wysokim Obcasom" wywiadzie "Kinderszenen starszej siostry". Przeciwstawiała ona obrazowi wojennego dzieciństwa jako krwawej rany bardziej wyważone wspomnienia z książki Rymkiewicza "Umschlagplatz" (1988).
Rymkiewiczowską trylogię historiozoficzną zamyka "Samuel Zborowski". Tekst ten traktuje o ściętym magnacie i warchole, który zlekceważył królewski wyrok banicji, a później stał się bohaterem niejasnego dramatu Juliusza Słowackiego. Książka rozpięta jest zatem między krwawą dosłownością egzekucji, poetycką eschatologią a pochwałą szlacheckiej anarchii. Równie anarchiczny jest gest, w którym poeta utożsamia się ze szlachcicem w czarnym żupanie, który umoczył róg chusty w krwi ściętego magnata, stając się jakby jego duchowym potomkiem, mścicielem i adwokatem w jednym (ta ostatnia rola nawiązuje poniekąd do dramatu Słowackiego).
Co zrobić z tak skomplikowaną, niejednoznaczną konstrukcją? Paweł Goźliński przypomina:
trzeba o tym pamiętać, czytając wiersze i prozę Rymkiewicza - że u niego wszystko jest snem. A jednocześnie śmiercią, bo przecież sen jest bratem śmierci - i znów, żadna to metafora, Rymkiewicz każe nam starożytny topos czytać dosłownie. "Jawa to jest śmierć, sen to jest droga, która prowadzi do śmierci". A co z życiem? Nie ma go wcale. Życia nie ma. To znaczy jest, ale tylko jako złudne nazwanie snu, który jest śmiercią.
Okazuje się zatem, że nawet ta część twórczości Rymkiewicza, nazywana, niekiedy ze znaczną dozą niechęci, "publicystyką", realizuje w innej formie jego barokowy projekt poetycki. Widoczna zwłaszcza w eseistyce fascynacja przemocą bierze się z dojmującego odczucia przemocy, jaką na ludziach wywiera świat. Nie ma zatem żadnego pęknięcia, żadnego radykalnego zwrotu. Nawet kluczowe dla "Kinderszenen" zestawienie zwierzęcej śmierci i ludzkiego okrucieństwa znajduje precedens w poezji: "Ślimaki zaraz mróz siarczysty złapie / Biały mróz w czarnej esesmana czapie [...] Wielki na krety na sikorki pomór / Jadą pociągi do gazowych komór".
Rymkiewicz był zatem sobą, jedynie ostrzej wyrażał swój pesymizm na wszystkich polach:
Cokolwiek jeszcze zrobię i cokolwiek napiszę [...] tajemnica świata nie przybliży się do mnie i nie oddali ode mnie. Pozostanie w tym samym miejscu, w którym była zawsze - nieruchoma, nieprzenikalna, niedostępna. [...] wszelkie próby odczytania jej [...] kończą się na niczym.
Taka jest w istocie podszewka mitotwórstwa poety z Milanówka, a interpretacje metafizyczne z pewnością wydobywają z tej twórczości więcej sensów niż odczytania doraźne, które zapewne z perspektywy czasu będą się okazywać coraz mniej istotne.
Jarosław Marek Rymkiewicz zajmował się także tłumaczeniem. Przekładał on między innymi poezję anglo-amerykańską (Thomasa S. Eliota czy Wallace'a Stevensa), oraz hiszpańską. Tu na wymienienie zasługuje Federico García Lorca oraz Pedro Calderón de la Barca. W przypadku tego ostatniego poeta zastosował osobliwą, barokową w swym rodowodzie strategię literacką. Określał on mianowicie swoje przekłady mianem "imitacji", czyli naśladownictwa, podkreślając w ten sposób rolę tłumacza jako twórcy. Niektórzy krytycy woleli zresztą "imitacje" traktować jako samodzielne utwory. Z czasem poeta zaczął wątpić w zasadność tej strategii, i mówił:
Ja po prostu miałem do powiedzenia pewne rzeczy, dla których szukałem wehikułu. Na pewien czas stał się nim teatr Calderona.
Szczególne znaczenie należy wreszcie przypisać wydanym w 2009 roku przekładom wierszy Osipa Mandelsztama - poety Rymkiewiczowi bliskiego, bo wspominanego w kilku jego wierszach.
Autor: Paweł Kozioł, lipiec 2011, aktualizacja: jrk, grudzień 2016, zls luty 2022.