Studiował w PWSFTViT w Łodzi (1957–1962). Debiutował w łódzkim Teatrze Nowym. Życie artystyczne związał ze scenami Warszawy. Znany opozycjonista czasu PRL, działacz społeczny.
Po maturze w Warszawie Maciej Rayzacher pojechał do Łodzi. Tam w zespole Kazimierza Dejmka grała jego ciotka, Wanda Jakubińska-Szacka, aktorka przedwojennych scen Lwowa i Warszawy. Zobaczył kilka prób i całkowicie owładnął nim teatr. Dzięki poznaniu Jarosława Marka Rymkiewicza, mieszkającego ówcześnie w Łodzi, zbliżył się też do środowiska literatów.
W Teatrze Nowym w Łodzi zadebiutował jeszcze jako student (1960). Grał Marynarza w "Hamlecie" Szekspira u Janusza Warmińskiego oraz Młodego Kato w "Juliuszu Cezarze" Szekspira w inscenizacji Dejmka. Po studiach aktor wrócił do Warszawy. Zaczął od Teatru Ziemi Mazowieckiej (1963–1965). Później był w teatrach: Klasycznym (1965–1969), Polskim (1970), STS-ie (1971), Teatrze Rozmaitości (1972–1974) i Powszechnym (1975–1980).
Jako rzymski legionista wbiegałem na szczyt schodów, gdzie trafiała mnie śmiertelna strzała – opowiadał o debiucie u Dejmka. – Oddawałem ducha plecami do widowni, aby nikt nie zauważył, że oddycham. Na próbie generalnej Dejmek rozdał aktorom karteczki z ostatnimi wskazówkami. Na mojej napisał: 'Wszystko dobrze, choć wolelibyśmy widzieć pana z bardziej interesującej strony".
I tak go też spostrzegł Wojciech Natanson.
Jan, żołnierz, spiskowiec i banita jest wciąż postacią, która swym ciężarem waży na całej akcji – pisał w recenzji z "Fantazego" ["Teatr" 10/1965]. – Jest nie tylko człowiekiem cierpienia i miłości, ale i gniewu, walki, oburzenia, protestu. Ten właśnie ton zaznacza wykonawca roli na mazowieckich szlakach, Maciej Rayzacher. W jego słowach częściej jest słyszalny bunt i ironia, niż żal i rozpacz.
Później w "Solo na perkusji" w STS-ie wstawał na widowni i wołał: "proszę mi tu nie kłamać". A kiedy ludzie szeptali z podziwem: "jaki odważny", "że też się nie boi", "ale ostry", nabierał przekonania, że dokłada władzy. Co też wkrótce zaczął robić.
Mój sprzeciw wobec systemu, w formie, której mogłem dać wyraz jako aktor, był dwojaki – mówił w jednym z wywiadów. – Nie brałem do wykonania załganych tekstów, które proponowano mi w telewizji czy w radiu. Na scenie było to mniej prawdopodobne, bo byłem w Teatrze Powszechnym Zygmunta Hübnera, który nie należał do pieszczochów reżimu. Recytowałem głównie w kościołach, gdzie cenzura nie ingerowała. Kiedy z końcem lat siedemdziesiątych uaktywniła się opozycja, los zetknął mnie z Haliną Mikołajską. Występowaliśmy z poezjami, które wówczas były na indeksie.
Aktor brał udział w pracach Komitetu Obrony Robotników. Po zwolnieniu z internowania występował z montażami poetyckimi w kościołach całego kraju.
Funkcjonariusze SB odnotowali w raportach, że nagrywał na magnetofonie przebieg procesu wytoczonego artystom niezależnego Teatru Ósmego Dnia z Poznania, za... przejazd tramwajem bez biletów. Epizod ten ujawnia widowisko "Teczki" Ósemek przygotowane na podstawie akt z IPN (2007). Spotykał się z małżeństwem podobnie zaangażowanych aktorów z Gdańska: Haliną Winiarską i Jerzym Kiszkisem.
Częsty kontakt miałem z księdzem Jerzym Popiełuszką – wspomina Rayzacher. – Od Czesława Miłosza dostawałem autorskie nagrania wierszy i chałupniczą metodą Janka Kelusa przegrywałem je w domu na magnetofonach Kasprzaka. Powielałem też recytacje Haliny Mikołajskiej, czeskie piosenki opozycyjne etc. Tak stworzyłem oficynę "Wolna taśma". W domu miałem sklepik z wydawnictwami "Nowej" Mirosława Chojeckiego. Jola, moja żona, była kasjerem. W tapczanie, na którym spała córka Agnieszka, przetrwała esbecką rewizję połowa nakładu "Katynia". Odbywały się też u nas latające uniwersytety.
Zdarzały się represje, choć aktor nie rozwodzi się nad tym, jak często go wsadzali. Do pracy opozycyjnej nakłonił kolegów ze sceny: Kazimierza Kaczora i nieżyjącego już Piotra Zaborowskiego.