Studiował ekonomię w Katowicach. W 1950 zgłosił się na anons Spółdzielni Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej i zaczął współpracę jako animator. Po czterech latach został asystentem reżysera i głównym animatorem. Uczestniczył w realizacji filmów Lechosława Marszałka "Koziołeczek" i "Pani Twardowska". Twórca warszawskiego Studia Filmów Rysunkowych w 1956, filii Studia Filmów Rysunkowych w Bielsku-Białej, które po usamodzielnieniu w 1958 nosi nazwę Studia Miniatur Filmowych.
Jako reżyser filmu animowanego debiutował w 1956 filmem "Tajemnica starego zamku". Studia filmowe skończył dopiero w 1974, kończąc Studium Zaoczne wydziału reżyserii Łódzkiej Szkoły Filmowej. Dyplom otrzymał 3 lata później. Był wtedy od wielu lat jednym z czołowych twórców filmów animowanych w Polsce. Autorem kilkudziesięciu filmów, z których kilka, jak "Mały western", "Czerwone i czarne", "Koń" czy "Oczekiwanie" zapisały się trwale w dorobku polskiej animacji. Obecnie Witold Giersz współpracuje zTelewizyjnym Studiem Filmów Animowanych w Poznaniu.
Witold Giersz jest laureatem wielu nagród za twórczość w dziedzinie filmu animowanego. Między innymi nagrody Ministra Kultury za całokształt twórczości w dziedzinie filmu animowanego (1979, 2001), nagrody Prezesa Rady Ministrów za twórczość dla dzieci i młodzieży (1979, 1981), nagrody im. Zenona Wasilewskiego (1979) oraz wielu głównych nagród zdobytych na najważniejszych festiwalach filmów krótkometrażowych, w Krakowie czy Oberhausen i festiwalach filmów dla dzieci, w Cannes czy Poznaniu. W 2007 roku otrzymał Nagrodę Stowarzyszenia Filmowców Polskich za wybitne osiągnięcia artystyczne, a rok później - nagrodę specjalną "Platynowe Koziołki" na 26. Międzynarodowym Festiwalu Filmów Młodego Widza "Ale Kino!" w Poznaniu. Za "wybitne i innowacyjne osiągnięcia w dziedzinie filmu animowanego, szczególnie lalkowego" otrzymał nagrodę "Piotrusia" podczas pierwszej edycji Se-Ma-For Film Festival w Łodzi w 2010, a w 2012 za całokształt twórczości otrzymał nagrodę CIFEJ, organizacji działającej pod auspicjami UNESCO promującej sztukę kierowaną dla najmłodszych.
Autor książki "Polski film animowany 1945-1974" (W-wa, 1977) Andrzej Kossakowski napisał:
Film animowany należy do zjawisk kulturowych, leżących na pograniczu dwu dyscyplin twórczych. Jest on – jak twierdzą jedni – ożywioną plastyką, lub – jak wolą inni – "sztuką ruchów narysowanych".
Jeśli przy wielu twórcach można mieć wątpliwości, jak określić realizowaną przez nich sztukę, to takich wątpliwości nie można mieć przy realizacjach Witolda Giersza. Z pewnością mamy tu bowiem do czynienia z ożywioną plastyką, a przynajmniej w przypadku jego filmów malowanych bezpośrednio na celuloidzie jak "Mały western" czy "Czerwone i czarne".
Giersz zaczynał klasycznie, w duchu Disneya, a nawet i później co jakiś czas w samodzielnych filmach i serialach, wracał do zwyczajnej kreski. Jednak już czwarty jego film "Neonowa fraszka" zapowiadał zmiany w myśleniu autorskim na temat filmu animowanego. Andrzej Kossakowski mówił o tym filmie jako o "pełnym poezji żarcie o nocnym życiu neonowych postaci", w którym "punkt ciężkości leży w grze jednolitych kolorystycznie elementów linearnych na ciemnym tle". I nazwał go pierwszą próbą "wprowadzenia na ekran ożywionych form o wartościach przede wszystkim malarskich".
Sam Giersz powiedział o "Neonowej fraszce", że jest to jego pierwszy film, w którym "rozwój akcji dyktowała sama umowność filmu rysunkowego", "samo tworzywo" ("Film", 21/1964). Wiązać się to mogło z wpływem reżyserów współpracujących z warszawskim Studiem Miniatur Filmowych, które tworzył Giersz, a szerzej bardziej otwartego na eksperyment i zmiany środowiska warszawskiego, gdzie działali m.in. (choć poza Studiem) Jan Lenica i Walerian Borowczyk, czołowi nowatorzy kina animowanego. Sam Giersz zwrócił zresztą na to uwagę ("Film", 1982/6):
Kiedy przyszedłem do SMF po 7 latach pracy w bielskim studio, byłem nastawiony bardzo tradycyjnie. Ale otoczenie moich nowych kolegów, którzy rekrutowali się z warszawskiej ASP, spowodowało zmianę. (...) Zrezygnowałem z konturu, kreski konturowej, tak, ze postać była określona tylko plamą - prosto z pędzla na celuloid.
Mówił też o tym wcześniej ("Ekran", 43/1964):
Trudno dziś określić, w jakim momencie zacząłem myśleć o kolorze, jako bohaterze filmu. Powoli jednak narastała we mnie niechęć do tradycyjnego filmu rysunkowego, którego wszystkie możliwości zostały wyeksploatowane, a równocześnie coraz bardziej kusiła mnie perspektywa zrobienia filmu, w którym dominantą byłaby barwa.
Bezpośrednio wpłynął na niego przede wszystkim inny reżyser, z którym Giersz często współpracował, Piotr Szpakowicz, autor m.in. "Obrazków wiejskich", w których podjął poszukiwania zbliżone do jego własnych.
Powstały w rok po "Neonowej fraszce" film Giersza, "Mały western", był realizacją tych marzeń. I stanowił rewolucję w filmie animowanym. Został zresztą doceniony przez jurorów wielu festiwali, i do tej pory uchodzi za klasyczny. Zastąpił w nim reżyser zwykły rysunek miękką, rozlewającą się plamą koloru malowaną bezpośrednio na celuloidzie. A. Kosakowski pisał:
"Mały western", mimo iż zrealizowany techniką animacji rysunkowej, w niczym nie przypomina typowej kreskówki. Przed oczami widza rozgrywa się malarska gra kolorów, układających się w kształty ludzi i koni. Plamy barwne nie są przy tym płaskie - widać ich fakturę, grubsze lub cieńsze nawarstwienia, różną skalę nasycenia. W filmie tym charakter tworzywa dyktuje rozwiązania dramaturgiczne: gagi są tak dobrane, aby do maksimum wykorzystać możliwości operowania czystą barwą.
Jest to, na co warto zwrócić uwagę, pierwszy polski film animowany w pełni autorski. Giersz był bowiem autorem nie tylko scenografii, koncepcji plastycznej i reżyserii filmu, czy scenariusza, ale sam "opracowywał każdą klatkę bez pomocy współpracowników", sam animował każdą klatkę, bezpośrednio malując na celuloidzie. Kolejnymi filmami, opartymi na grze walorów malarskich było "Czerwone i czarne", opowieść o torreadorze i byku, pełna dowcipu, a zarazem malarskiej inwencji, gdzie na oczach widza konflikt torreadora i byka staje się konfliktem między dwiema barwami, "Ladies and Gentleman", czy różniący się znacznie od nich "Koń".
"Koń" był poszukiwaniem czegoś innego w filmie animowanym. Sam Witold Giersz zdawał sobie sprawę z tego że "stare pomysły szybko się banalizują" ("Ekran", 20/1965). Stąd m.in. brało się poszukiwanie nowych środków wyrazu. Choć "Koń" bywał także krytykowany, z pewnością była to próba udana. Oto jak opisał film Andrzej Markowski ("Ekran", 33/1967):
W miejsce płaskiej plamy barwnej pojawia się szorstka, gruboziarnista, soczysta plama koloru. Akwarelowe, miękkie pociągnięcia pędzla zastąpione zostają fakturą formowaną jak gdyby przy użyciu szpachli.
Autor podpisujący się "Jask" ("Film", 29-30/1967) pisał trafnie, że w "Koniu" Giersz angażuje "do akcji także i materię samej opowieści", czyniąc jej bohaterem nie tylko konia i jeźdźca, ale też fakturę obrazu, pulsującą "bogatą skalą kolorów, kontrastów i napięć", tak iż mamy wrażenie, jakby film powstawał na naszych oczach. Ta nowa metoda, "w niesłychany sposób dynamizuje obraz" - pisał Markowski. Jednak filmowi zarzucano zbytnie pulsowanie, drażniące oczy. Ta "niedoróbka" techniczna została przez reżysera usunięta w kolejnym filmie zrealizowanym tą samą metodą i podejmującym podobną tematykę, "Intelektualiście" (1969).
Witold Giersz to niespokojny duch. Twórca poszukujący, zmieniający obszary zainteresowania, czasem wracający na tradycyjne tereny, często próbujący sił w dziedzinach niekoniecznie kojarzących się z kinem animowanym. Takim wypadem w inne rejony była realizacja przez Giersza dwu głośnych filmów oświatowych "Dinozaury" i "Kłopoty z ciepłem". Miały one zarówno walory popularnonaukowe jak i artystyczne, i to nie tylko plastyczne, ale też wdzięk, dowcip i lekkość jego "poważnych" filmów rysunkowych, czyli, jak napisał A. Kossakowski, "charakterystyczne piętno osobowości artystycznej Giersza". Ten wdzięk i lekkość miały też jego inne bardziej tradycyjne realizacje, jak "Wspaniały marsz", czy seriale animowane, w tym najgłośniejszy z nich, którego był współtwórcą (potem zrealizowany przez niego w wersji pełnometrażowej) "Proszę słonia".
Do warstwy plastycznej "Czerwonego i czarnego" oraz "Małego westernu" nawiązywały z kolei zrealizowane taką samą techniką miniatury muzyczne, ilustrujące muzykę Mozarta czy Edwarda Griega "Marsz turecki", czy "W grocie króla gór".
Niezwykle ciekawym artystycznie "wypadem" w inne rejony, były trickowy "Korzeń", zrealizowany techniką kombinowaną popularnonaukowy film "Kartoteka", a przede wszystkim najgłośniejszy z jego filmów niemalarskich, zrealizowane wspólnie ze znanym dokumentalistą Ludwikiem Perskim "Oczekiwanie". Lalkowy balet panien i kawalerów z papierowych bibułek na kawiarnianym stoliku. Z dramatycznym zakończeniem, bo jaki los może zakończyć żywot papierowych bohaterów? Pożar.
Warto tu zwrócić uwagę na podstawowy walor twórczości Witolda Giersza. To umiejętność gry z tworzywem. Marcin Giżycki w swej książce "Nie tylko Disney: rzecz o filmie animowanym" pisał o bohaterach z bibułek:
Co może być dramatem, tragedią dla bibułkowej baletnicy? Zgniecenie, rozdarcie materiału, z którego została zrobiona, w najgorszym wypadku spalenie. Jakie mogą być jej przeżycia? Lekkie, banalne - bo to tylko tancerka z papieru.
Ale umiejętność fabularnego wykorzystania tworzywa, czysto malarskich właściwości kolorów zademonstrował Giersz przede wszystkim w swoich najbardziej znanych filmach, malowanych na celuloidzie, w których A. Kossakowski doszukuje się wręcz "widowisk malarsko - filmowych". Przykładem jest najgłośniejsza chyba scena "Małego westernu", gdy dwaj bohaterowie, jeden w kolorze żółtym, drugi w niebieskim, łącząc swe siły w walce z czerwonym kowbojem, zmieniają się w jednego olbrzymiego rewolwerowca, który zgodnie z regułą łączenia barw, jest koloru zielonego. Jak napisał podpisujący się TKW autor ("Film", 6/1961):
Za ten wspaniały dowcip - wyprowadzony logicznie i bezpośrednio z podstawowej koncepcji plastycznej - oddałbym chętnie z dziesięć ostatnio wyprodukowanych filmów rysunkowych i kukiełkowych, w których autorom o nic właściwie nie chodzi.
Witold Giersz swoją sztukę określa jako próbę "ożywienia malarstwa" i deklaruje, że nie należy do reżyserów - animatorów, którzy swym filmom próbują za wszelką cenę nadać jakąś wymowę filozoficzną. Film animowany jest według niego przede wszystkim domeną plastyki, choć dobry plastyk może być także filozofem. On sam się nim nie czuje. Jak powiedział Elżbiecie Królikowskiej ("Film", 6/1982), uważa się natomiast za autora nowej techniki w filmie animowanym, "polegającej na animowaniu pędzlem przed kamerą filmową".
O Witoldzie Gierszu Jerzy Wójcik napisał ("Rzeczpospolita", 26.02.2002):
Rozpoznawalny styl filmów Witolda Giersza, niebanalne przesłania, plastyka kadru urzekająca czystymi kolorami i bogactwem faktur, świetny warsztat sprawiają, że jego autorskie kino animowane wzbudza od dziesięcioleci zachwyty w kraju i na świecie.
W 2013 roku, po siedemnastu latach od premiery swego poprzedniego filmu, Giersz powrócił z nowym, długo przygotowywanym obrazem. W "Signum" nawiązywał do malowideł z Lascaux, by oddać hołd pierwszym mistrzom malarstwa. Giersz wracał do źródeł - nie korzystał z nowoczesnych komputerowych technologii, ale sięga do klasycznej malarskiej animacji. Realizując swój najnowszy film, Giersz używał naturalnych barwników – gliny i spalonego węgla, zaś rolę płótna spełniały kamienie i fragmenty skał. Na jednym skrawku kamienia malował całą sekwencję obrazów, by w ten sposób oddać dynamikę rysunków prehistorycznych twórców.
Witold Giersz był także autorem scenariuszy m.in. do filmów "Podróże w czasie" (1965-66) Krzysztofa Dębowskiego czy "Drapieżnik i jego zdobycz" (1973) Leszka Galewicza. Sprawował opiekę artystyczną przy filmie "Walc h-moll opus 69 no 2" (1994) Waldemara Szajkowskiego. Był animatorem m.in. filmu Władysława Nehrebeckiego "O kaczce pilotce" (1953). Realizuje reklamy telewizyjne.
Giersz jest bohaterem filmów dokumentalnych "Witold Giersz. 24/sek" Marty Piszczatowskiej (1977) oraz "Witold Giersz. Sztuka animacji" w reżyserii Macieja Kura (2011).
Autor: Jan Strękowski, wrzesień 2004. Aktualizacja: BS, 2013, NS 2018.