"Granda" to płyta czerpiąca z różnych źródeł i nie zamykająca się na żadne wpływy. Najlepiej świadczy o tym jej brzmienie, pozornie wyznaczone przez elektronikę - syntezatory, keyboardy, ciekawa produkcja. Jednak najbardziej zachęcające rzeczy kryją się w tle, fakturę dźwięków, która przykuwa nasz słuch gwarantują tradycyjne instrumenty z Beskidów. Słyszymy tutaj trombitę - miejscowy aerofon, przypominający alpejski alphorn, dudy, mandolinę i wakat - ludowy instrument perkusyjny. Nie tylko kompozycje i instrumentarium stały się u Brodki odważniejsze, artystka pozwala sobie także na więcej śpiewając. Robi to swobodniej, prawie w każdym utworze moduluje głos inaczej, zdarza jej się nawet krzyczeć. W rozmowie z Piotrem Miecznikowskim Brodka opowiada:
Tak naprawdę to pierwszy raz mam odwagę nazwać siebie artystką, w końcu mi to wypada, bo wcześniej czułam się trochę jak odtwórca i ktoś wynajęty do tego, żeby zaśpiewać jak najlepiej określone kompozycje. Pomimo tego, że jednak miałam duży wkład w to, co kiedyś nagrywałam to dziś różnica jest kolosalna. Można powiedzieć, że nagrywając ''Grandę'' czułam się jak debiutantka, wszystko było kompletnie inne, nowe i nie do porównania ze wszystkim, co było wcześniej.
Odbyta w 2012 roku wyprawa do Stanów Zjednoczonych zaowocowała nagranym w Red Bull Studios w Los Angeles minialbumem "LAX", na którym artystka pokazała się z zupełnie nowej, tanecznej strony. Na kolejną płytę przyszło czekać cztery lata. Wyprodukowany przez nagrodzonego Grammy Noah Georgesona album "Clashes" okazał się kolejnym zaskoczeniem. Brodka śmiało połączyła bardzo odległe elementy, tworząc pełną kontrastów całość, którą doskonale podsumowuje sam tytuł (ang. clash - zderzenie, niezgoda). Płyta ukazała się nie tylko w Polsce, ale i na całym świecie, a premierze towarzyszyła trasa koncertowa, podczas której Brodka wystąpiła między innymi w Wielkiej Brytanii.
Słuchając ''nowej Brodki'' możemy naszkicować sobie, czym jest dzisiaj "muzyka popularna" - pojęcie, którego używamy na co dzień, ale zazwyczaj nie potrafimy go zdefiniować. To muzyka wielowątkowa, czerpiąca zarówno z muzyki elektronicznej, bogatej historii piosenki jak i z muzyki świata. Używa wielu mianowników jednocześnie i nie pozwala na nudę. Łączenie skrajności dobrze widać na koncertach Brodki, "King of my Castle" - rave'owy hymn z lat 90. - potrafi zagrać po swoich piosenkach inspirowanych beskidzkim folklorem. Swoją twórczość prezentuje w wielkomiejskich klubach (od Warszawy po Londyn) i na prestiżowych festiwalach (Open'er, węgierski Sziget, łotewski Positivus), ale obecna jest też na lokalnych imprezach. W jaką stronę rozwinie się twórczość Brodki? Miejmy nadzieję, że będzie tylko poszerzała swoje horyzonty i pole działania - w końcu muzyka popularna nie ma żadnych granic.