Idą przez las. Rozmawiają o piłce nożnej, wyliczają nazwiska graczy, wymieniają złośliwości na temat ulubionych zawodników. Pierwszy z nich nie ma butów, ciągle rani sobie stopy. Nie widzimy twarzy drugiego z mężczyzn, kamera pokazuje jedynie tył jego głowy. Gdy się zatrzymują, następuje strzał. Bosy mężczyzna pada martwy, a na ekranie zostaje on, Wydra (Marcin Dorociński), kapral Armii Krajowej, cyngiel.
Jest partyzanckim egzekutorem, bez mrugnięcia okiem wykonuje kolejne wyroki, zabijając kolaborantów i żołnierzy wroga. Wkrótce otrzymuje kolejne zlecenie. Jego ofiarą ma być Kondolewicz (Maciej Stuhr), zarządca miejscowego młyna, który donosi hitlerowcom. Znają się ze szkolnej ławy. Ale obu mężczyzn łączy zdecydowanie więcej – mroczna tajemnica z przeszłości, na której poznanie musimy jednak poczekać.
Opowiadając ich historię, reżyser "Obławy" rzuca widzom wyzwanie. Przeplata czasowe płaszczyzny i nakłada na siebie kolejne wątki: żony Kondolewicza, młodej sanitariuszki (Weronika Rosati) i przeszłości kaprala Wydry. Marcin Krzyształowicz nie kokietuje widza, ale wierzy w jego inteligencję. Pozwala nam składać w całość kolejne elementy fabularnej układanki. Z porozrzucanych wątków tworzy gęstą, dramatyczną opowieść o zdradzie i złu wpisanym w ludzką naturę.
"Wszyscy jesteśmy winni za wszystko i za wszystkich, a ja nawet bardziej niż inni" – mówił jeden z bohaterów "Braci Karamazow" Dostojewskiego, a jego słowa mogliby powtórzyć wszyscy bohaterowie "Obławy". U Krzyształowicza nie ma dobrych i złych, ani jasnego podziału na czerń i biel. Reżysera "Eukaliptusa" interesują raczej różne odcienie szarości niż moralne cenzurki.
Wydra nie przypomina szlachetnych wojaków, do jakich przyzwyczaiło nas polskie kino. Jest bezwzględny i brutalny: gotów posunąć się do wszystkiego, by zrealizować swoje zadanie. Kondolewicz też nie jest zwyczajnym podlecem: przedkłada egoizm nad patriotyczną lojalność, ale robi to w imię walki o przetrwanie swoje i żony (Sonia Bohosiewicz). W filmie Krzyształowicza wszystkie postaci okazują się nieoczywiste i tajemnicze.
Wielowątkowa fabuła filmu składa się w iście szekspirowską opowieść o ludzkich słabościach, tłumionych namiętnościach i zdradzie. Jej scenerią jest las. W "Obławie" staje się on symboliczną przestrzenią. Bór, w którym ukrywają się polscy żołnierze, daje im schronienie i dostarcza pożywienia. Ale las jest też pułapką – wkrótce ma tędy przejść hitlerowska obława, polowanie z nagonką, w którym zwierzyna z napięciem oczekuje na swych oprawców.
W obrazie Krzyształowicza las wyjęty jest ze sztywnych historycznych czy geograficznych ram. Akcja "Obławy" dzieje się jakby poza czasem. Wiemy, że jest koniec wojny, ale nie mamy pewności, który dokładnie to rok, ani gdzie znajdują się filmowe lasy. Także polscy żołnierze, nazywani przez niemieckich wojskowych "Polnische Banditen", nie noszą AK-owskich emblematów, biało-czerwonych flag na ramionach czy też charakterystycznych metalowych orzełków. Bo Krzyształowicz w swym filmie nie chce tworzyć heroicznej opowieści, ani dekonstruować patriotycznego mitu – tworzy moralitet o uniwersalnych wartościach, opowieść o złu, które czai się w człowieku.
Krzyształowicz, który w 2001 roku debiutował "Eukaliptusem", "pierwszym w Polsce westernem erotycznym", a w 2003 roku zrealizował kameralny "Koniec wakacji", przez lata kręcił telewizyjne seriale. W "Obławie" zrywa z ich banalną estetyką i formalnym ugrzecznieniem. "Przez kilka ostatnich lat robiłem same kontrplany, więc zależało mi, żeby zrobić film, który będzie ich pozbawiony" – żartował podczas konferencji prasowej.
"Obława" idzie w poprzek naszych odbiorczych przyzwyczajeń. Krzyształowicz decyduje się na nielinearną narrację, nietypowe kąty ustawiania kamery, psychologiczną nieoczywistość w konstruowaniu postaci. Znakomicie panuje nad atmosferą. Potrafi uśpić naszą czujność, by w następnej scenie uderzyć emocjonalnym obuchem. Scena, w której niemieccy żołnierze bawią się przy rytmach dancingowej muzyki, a chwilę później biorą udział w brutalnej walce, jest jednym z dowodów jego reżyserskiej biegłości.
Od lat nie było w polskim kinie filmu równie śmiałego w operowaniu nowoczesnym filmowym językiem. Wojciech Mrówczyński i Adam Kwiatek, którzy za "Obławę" otrzymali w Gdyni nagrody indywidualne, pokazują jak potężnym środkiem filmowej ekspresji jest montaż. Z niespotykaną w rodzimym kinie śmiałością tkają mozaikową opowieść, w której przeszłość spotyka się z teraźniejszością, a kolejne retrospekcje wydobywają na światło dzienne skrywane tajemnice i motywacje bohaterów.
Na słowa uznania zasługuje także operator, Arkadiusz Tomiak (autor świetnych zdjęć do "Daleko od okna" Kolskiego i "Daas" Adriana Panka). W jego obiektywie las przekształca się w śmiertelną pułapkę zamieszkiwaną przez zezwierzęcone zjawy zawieszone na granicy życia i śmierci.
Ale na pierwszy plan wyłaniają się aktorzy. Maciej Stuhr, który do roli Kondolewicza musiał przytyć osiem kilogramów, zrywa z wizerunkiem wesołka i wciela się w postać moralnie niejednoznaczną. Jest zarazem oślizgłym zdrajcą i tragicznym niewolnikiem własnych niespełnień. Także Weronika Rosati dobrze radzi sobie z rolą dziewczyny stającej przed trudnym moralnym wyborem, a drugoplanowe role Bartosza Żukowskiego, Andrzeja Mastalerza czy Grzegorza Wojdona to małe aktorskie ozdóbki.
Jest wreszcie Marcin Dorociński, który rolą Wydry przyćmiewa ich wszystkich. W "Obławie" operuje aktorskim detalem, by z półcieni stworzyć postać żołnierza-golema. Jego Wydra to człowiek wewnętrznie martwy budujący swój świat na zgliszczach przeszłości. Piękna, tragiczna postać i rola, którą Dorociński przyćmiewa nawet własną kreację z "Róży" Smarzowskiego.
Nagrodzony Srebrnymi Lwami w Gdyni film Krzyształowicza przywraca nadzieję, że także w Polsce możliwe jest nieoczywiste, wielkie kino. Mimo skromnego budżetu udało się stworzyć film imponujący rzemieślniczą sprawnością i pozbawiony słabych punktów. "Obława" trzyma w napięciu jak rasowy thriller. Głównie dlatego, że Krzyształowicz wierzy w swoją publiczność i nie traktuje jej protekcjonalnie. Jego "Obława" to nie tylko jeden z najlepszych filmów roku, ale też jeden z najciekawszych polskich obrazów dekady.
- "Obława ", Polska 2012. Reżyseria i scenariusz: Marcin Krzyształowicz, zdjęcia: Arkadiusz Tomiak, muzyka: Michał Woźniak, scenografia: Grzegorz Skawiński, kostiumy: Magdalena Jadwiga Rutkiewicz-Luterek, montaż: Wojciech Mrówczyński, Adam Kwiatek, dźwięk: Piotr Domaradzki, Barbara Domaradzka. Występują: Marcin Dorociński (kapral "Wydra"), Maciej Stuhr (Henryk Kondolewicz), Sonia Bohosiewicz (Hanna Kondolewiczowa), Weronika Rosati (sanitariuszka "Pestka"), Andrzej Zieliński (porucznik "Mak"), Bartosz Żukowski (Waniek), Alan Andersz ("Rudzielec"), Andrzej Mastalerz (kucharz), Grzegorz Wojdon ("Szumlas"), Jacek Strama ("Ludwina"), Jerzy Nowak ("Stary Wiarus"), Anna Guzik (tłumaczka). Produkcja: Skorpion Arte, Koprodukcja: Orange, Studio Produkcyjne Orka, Non Stop Film Service, Krakowskie Biuro Festiwalowe. Dystrybucja: Kino Świat. Czas trwania: 96 min. W kinach od 19 października 2012 roku.