Andrzej Jasiński z wielbicielką, Duszniki Zdrój (1961?), fot. materiały prasowe
Rozmowa Marcina Majchrowskiego z Andrzejem Jasińskim, pianistą i pedagogiem, jurorem Konkursu Chopinowskiego. W jury Konkursu Chopinowskiego Andrzej Jasiński zasiada od 1975 roku, od 2000 roku jest przewodniczącym. Krystian Zimerman, zwycięzca 9. Konkursu w 1975 roku, był jego uczniem.
Marcin Majchrowski: W tym roku w jury zasiada dwanaście osób, w tym ośmioro laureatów poprzednich Konkursów Chopinowskich. To Pana autorski wybór?
Andrzej Jasiński: Nie, dyrekcja Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina wysuwała propozycje zaproszeń do jury Konkursu. Zatwierdzała je natomiast grupa wybitnych profesorów pianistyki. Akceptuję ostateczny kształt jury, choć mogłoby być większe - im więcej głosów, tym łatwiej wszystkim uznać wyniki. Najlepsze byłoby małe jury, złożone z pięciu, sześciu laureatów pierwszej nagrody Konkursu, ale takie grono zebrać bardzo trudno. Pollini nigdy nie chciał być jurorem, Zimerman najpierw utrzymywał, że jest za młody, później, że trudno mu oceniać występy. Ohlsson ma w tym roku inne zobowiązania. Widziałbym w tym jury na przykład Bernarda Ringeissena, w swoim czasie idola naszej publiczności, albo Hiroko Nakamurę, pierwszą damę japońskiej pianistyki. Liczyłem na Władimira Aszkenazy'ego, ale nie miał czasu na cały Konkurs. Można by wymieniać dalej. Cieszę się, że ci, którzy są tutaj - wybitni eksperci i artyści rozumiejący
Chopina - przyjęli zaproszenia.
Można zrozumieć
Krystiana Zimermana - trudno o sprawiedliwą ocenę, zależy przecież od nastrojów i gustu. Na szczęście od 2000 roku zarzucono wyciąganie średniej arytmetycznej. Czy to rewolucyjna zmiana?
Bardzo dobra, bo - upraszczając - polega na głosowaniu "TAK" lub "NIE". Decyduje demokratyczna większość, jak w wyborach. Mamy jednak pomocniczy system punktacji, do którego można się odwołać w przypadkach ex aequo. Przypominam, że jurorzy nie mogą oceniać swoich uczniów, wtedy jest mniej głosów. Można wówczas sięgnąć do tej "zapasowej" punktacji.
Tak jest do III etapu włącznie. W finale ma decydować ogólna liczba punktów, a więc nie będzie głosowania większościowego nad kolejnością laureatów?
Podobał mi się ostatni system, w którym tak właśnie pracowaliśmy, ale zgodziłem się z wolą większości. Uzasadniano, że ktoś, kto zagrał bardzo dobrze koncert z orkiestrą, a był gorszy w poprzednich etapach, może zająć zbyt wysokie miejsce, i odwrotnie - gorszy występ w finale mógłby skutkować nieproporcjonalnie niskim miejscem. Zwracałem uwagę, że można przecież korzystać z notatek, ale przeważyła opinia, że tak będzie lepiej, i że dzięki temu jurorzy będą zmuszeni dokładniej słuchać każdego z etapów.
Sposób interpretacji muzyki Chopina zmienia się. Czy na Konkursie widać to wyraźniej?
Owszem, z biegiem lat zmieniają się wzorce interpretacji. Dawniej młodym pianistom w kraju zarzucano, że nie respektują wielkiej, polskiej tradycji chopinowskiej. Ale jeśli posłuchamy na przykład nagrań Paderewskiego, usłyszymy, że agogikę traktuje bardzo swobodnie, co wykracza poza normy dzisiejszej estetyki. Józef Hofmann - wspaniały pianista - często gra za szybko, jego gra robi czasem wrażenie zbyt motorycznej. Natomiast pianistyka Rubinsteina wciąż brzmi nowocześnie - gra w sposób prosty, a jednocześnie z wielką godnością, oddaje ducha muzyki. Dążenie do oryginalności w muzyce nie zawsze się sprawdza. Są pianiści, którzy mają fantazję i temperament, ale nie respektują tekstu Chopina. Wówczas oceny fachowców rozmijają się z odczuciami publiczności, porwanej sugestywnością artysty. Konkurs Chopinowski nie jest zwykłym turniejem, wyłaniającym najlepszych wirtuozów na świecie. Promuje tych, którzy czują i rozumieją muzykę Chopina, ma przecież wskazywać wzory interpretacji następnym pokoleniom.
W tym roku nastąpiły zmiany w programie Konkursu. W trzecim etapie wszyscy pianiści muszą wykonać Poloneza-Fantazję op. 61, dopuszczona została do wykonania I Sonata c-moll...
I Sonata jest dziełem młodego kompozytora, hołdem dla
Józefa Elsnera. Technicznie jest bardzo trudna, wymaga przy tym elegancji i zróżnicowanej artykulacji. Zasługuje, by częściej gościć na estradach, choć nie powinno porównywać się jej z późniejszymi sonatami Chopina. Z kolei Polonez-Fantazja wymaga poetyckiej wrażliwości, to dzieło wizjonerskie, odmienne od bohaterskich polonezów Chopina. A wrażliwość jest najwłaściwszym kluczem do muzyki Chopina, wyzwala ducha jego sztuki.
Spodziewa się Pan, że usłyszymy wielu uczestników mogących sprostać tak niezwykłym utworom, jak Polonez-Fantazja?
Wspominając eliminacje, twierdzę że to zróżnicowana grupa pianistów. Pod względem możliwości technicznych na bardzo wysokim poziomie - dziś nawet pianistki z małymi dłońmi niezwykle sprawnie grają najtrudniejsze utwory. Temperament, piękny dźwięk, artykulacja, zabawa barwą - tego nie brakuje. Kłopot sprawia natomiast dotarcie do warstwy wyrazowej utworów, ukrytej pod warstwą dźwiękową. Trzeba stworzyć transcendentny most między kompozytorem i słuchaczem. Moja rada: wiem, że Konkurs niesie wielkie napięcia, ale warto potraktować przesłuchania jak zwykły koncert, grać dla publiczności, zapomnieć o jurorach. Pamiętajmy też, że nawet najwyższą nagrodę potem weryfikuje życie. To ledwie początek artystycznej drogi. I jeszcze jedno: myślę, że by być dobrym pianistą, trzeba być dobrym człowiekiem.
Tekst pochodzi z 2. numeru gazety
"Chopin Express", wydawanej z okazji
16. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.
Czytaj także:
"Argerich kameralnie"