Widzimy
Mrożka przy biurku. Stukającego w maszynę do pisania. Jest rok 1962. Czyta, pisze, rozmyśla. Skończył
Śmierć porucznika, notuje nowe pomysły na opowiadania i sztuki teatralne. Jest już autorem znanym w Europie.
Rok 1963, marzec. Jest w Warszawie, Krakowie, w Zakopanem. Czyta i pisze. W czerwcu wyjeżdża. Jest w Chiavari. Ma 33 lata. W tej włoskiej miejscowości, w pobliżu Genui, spędzi czas do roku 1968. Wie, że nie wróci do Polski.Notuje:
"Nie wrócić już do Polski to coś w rodzaju samobójstwa, które jednak albo może przynieść nowe, dalsze życie, odnowione, albo też nie przynieść nic poza zmartwieniem."
Paszport, razem z obywatelstwem, odda dopiero w roku 1968, po inwazji wojsk Układu Warszawskiego na Czechosłowację.
W tymże roku 1963 wychodzą w kraju Utwory sceniczne Sławomira Mrożka. Pisarz stwierdza: "powiało ciepełkiem. Rodzina ręce wyciąga, kwili, chwali i nęci emeryturą. Co będzie ze mną i z moją Europą?"
Pisze, czyta, analizuje książki. Świat zewnętrzny nie istnieje.
Jest to jeden z najbardziej konsekwentnie pisanych dzienników wewnętrznych.
Nie dowiemy się, jak wygląda miejscowość, w której spędził pięć lat, ani z kim się spotykał, jaka rozmowa i o czym, tak bardzo go znudziła. Czasami pojawi się pejzaż, widok morza, zatoki, jakieś drzewo.
Sławomira Mrożka interesuje przede wszystkim - Mrożek pisarz. On chce wiedzieć kim jest, co go udręcza, niepokoi i jak tworzy swoją literacką rzeczywistość.
Najważniejsze pytanie, które mu towarzyszy przez wszystkie te lata brzmi: "Co robić, żeby nadać sens istnieniu i nie pomylić się?" oraz jak osiągnąć to, czego uczy Szekspir, czyli "nonszalancji wobec formy".Zapisuje swoje stany depresyjne, zniechęcenie, lęki, frustracje i "niewystarczalność wszystkiego". A obok tego, może na przekór temu, znajduje się zapis nowych pomysłów twórczych, w roku 1965 ukończony dramat Krawiec, analiza sztuk Szekspira, Czechowa, Gombrowicza, Pintera, sążniste cytaty z dzieł Freuda, Junga, Colina Wilsona, Epikteta, Frazera, Kierkegaarda, Fromma i dziesiątków innych pisarzy i filozofów.
Niemal od początku Dziennika wyłaniają się główne tematy.
Pierwszy to: ja - pisarz, nie wobec innych, tylko wobec siebie. Relacje z samym sobą. Suwerenność.
W roku 1965 Mrożek zapisuje: "Dla artysty nie istnieje ten podział na 'sztukę' i 'życie'.", "to, co się sztuką nazywa, jest dla niego właśnie życiem".W roku 1969 następuje gwałtowna zmiana sądów: "Literatura nie jest moim powołaniem ani sposobem życia. Mnie interesuje życie."
Między tymi latami trwa nieustanna praca samoświadomości.
Tu pojawia się następny, ważny temat Dziennika: emigracja i stosunek do Polski.
Polska to kraj, w którym wiecznie się na coś czeka, "trwa jutro" i "nic nie jest gotowe". To kraj masochistów, a polska elita nigdy niczego nie potrafi domyśleć do końca i cofa się przed wyciągnięciem wniosków, a "walka ze zgłupieniem pochłania wszystkie siły". "Jesteśmy narodem niewolników" stwierdza Mrożek i za swoim mistrzem, nazywanym szefem, czyli za Gombrowiczem, powtarza zdania o zdziecinnieniu, niedojrzałości, a wreszcie zapisuje: "Niejasna, a urzekająca łatwo atmosfera młodzieńczości w Polsce polega na tymczasowości, także na niej. Tam wszystko robi się na razie."
A jednak raz po raz powraca nieśmiała myśl - a może by tak odwiedzić Polskę? Nie, wrócić, ale tylko odwiedzić. I obawa, że jego język polski staje się mniej elastyczny, że sztywnieje, że wysychają tematy. "Jest niepokojącym faktem, że 'Tango' i 'Moniza Clavier' to pomysły jeszcze polskie, jeszcze polskie natchnienia, a tylko wykonanie już zagraniczne. Być może ideałem byłoby mieszkać w Polsce, a wyjeżdżać celem opracowania tematów tam powziętych, celem uzyskania dystansu." Wie, że ten pomysł jest nierealny. Obśmiewa, ironizuje, wykpiwa namowy, żeby wrócić, aby znów być udręczonym i "pod wpływem udręczenia pisać".
Przez cały Dziennik przebiega ten wątek, ta ambiwalencja uczuć, tęsknoty i odrzucenia, i poczucie absurdalności własnych pragnień.
W marcu 1966 zapisuje: "Wjechać powoli w pewien wrześniowy dzień, starą i tak znaną mi szosą od Katowic, wyjść wieczorem na miasto, na Kraków całkiem samemu, nie uprzedzając nikogo, mój Boże, niczego więcej nie mogę sobie życzyć, a jeżeli to się uda, nic innego, nic więcej nie może mi się udać."
Nie udało się, ale nie dowiemy się z kart tej książki dlaczego pisarz mógł sądzić, że odwiedzi Polskę.To jest ten rok i miesiąc, w którym sam nazywa siebie emigrantem i zastanawia się "czy nie grozi mi widmo emigracji, zamknięcie, getto, ograniczenie i w rezultacie życie coraz bardziej wspomnieniami?"
Dwa lata później, już w Paryżu, pod datą 5 września 1968 odnajdziemy zapis:
"24 sierpnia zadecydowałem, że 27 sierpnia, najpierw w 'Le Monde', ukazał się mój list protest przeciwko rządowi polskiemu, który wziął udział w agresji na Czechosłowację i okupacji.
Zapisuję to jakby w starym kalendarzu stary rolnik. Bo ważne, a datę mógłbym zapomnieć."
16 października: "Władze polskie odmówiły mi przedłużenia ważności paszportów.
Władze polskie o mnie każą wypisywać, że jestem zdrajcą.
A ja władze polskie mam w dupie."
I tym zdaniem kończą się w Dzienniku rozważania o emigracji, polskości i suwerenności.
Suwerenność - tak ważny problem w Dzienniku pojawia się również w kontekście zafascynowania Gombrowiczem.
Stosunek do Gombrowicza i jego dzieła to mniej lub bardziej ukryty dramat wpisany w Dziennik. Kolejny, wielki temat tej książki.
Nieustanne porównywanie siebie do Gombrowicza, a w tym się zawiera: podziw, uwielbienie, nieśmiała chęć rywalizacji.
Pierwszy zapis ma datę 4 czerwca 1965: "Dzisiaj przyjechał Gombrowicz". Później, po zadanym sobie pytaniu - jaki on jest? zaczyna się, jak stwierdza Mrożek "faza mitologizacji i uczłowieczenia".
"Jedyne, co mnie może łączyć z szefem, to samowystarczalność. Mam na myśli tę zdolność fabrykowania z siebie możności życia, poczucia życia." I natychmiast po tym stwierdzeniu Mrożek zauważa istotne różnice między poczuciem życia, jakie ma autor Transatlantyku, a on sam, który musi czerpać nie z życia lecz z wyobraźni, ponieważ on "od dzieciństwa garnął się do świata, podczas kiedy ja od dzieciństwa od świata uciekałem. Od świata, czyli ostatecznie od ludzi".
Mierzenie się z szefem ma charakter przede wszystkim egzystencjalny: "Gombrowicz jest, ja ciągle nie jestem nawet pewien, że jestem."Pod datą 26 lipca 1969 znajduje się najkrótszy zapis w Dzienniku: "Gombrowicz umarł w nocy, 24\25 lipca 1969."
Jeżeli czytać Dziennik jako zapisany proces świadomego wykorzeniania się, to ostatnim etapem jest wykorzenianie się z Gombrowicza. Proces prawdziwy i nieprawdziwy zarazem, ponieważ wciąż trwa fascynacja, niemal obsesja, miłość i konieczność wyzwolenia się spod ciężaru autora Kosmosu.
Następuje zerwanie:
"Odrzucam jego Młodość - Dojrzałość. To nie najważniejsze.
Odrzucam jego Międzyludzkie. To oczywistość, nie najważniejsze.
Odrzucam jego Wolę, wyższość i niższość - to nie o to chodzi."
Czytając Dziennik cały czas uczestniczymy w podróży duchowej człowieka poszukującego. Kogoś, kto jest niezadowolony ze swojej pracy, z siebie samego, kto dyskredytuje własną twórczość, kto pragnie odnaleźć nadrzędny sens. Powinna wreszcie unieść się zasłona, która skrywa prawdziwą rzeczywistość.
Tą nową rzeczywistością, która się odsłania, jest śmierć. Śmierć, która zabiera szefa i parę miesięcy później - żonę Sławomira Mrożka, Marę.
Rozmyślania o śmierci, o życiu-śmierci, o możliwości popełnienia samobójstwa, są stałym motywem tych medytacyjnych zapisów.Mrożek - jakże często nadrealista, mistrz małej formy, bezbłędnie wyłapujący absurd rzeczywistości, w roku 1969, po śmierci żony odnajduje znaki przysyłane z tamtej strony, utwierdzające go w przeświadczeniu, że istnieje inny wymiar, metafizyczny.
Jedno z ostatnich zdań w Dzienniku wskazuje na inną drogę, którą odnajduje Sławomir Mrożek: "Wieczność - o niej myślimy w kategoriach czasu, dlatego jest dla nas niemożliwa. A może ona na tym polega, że ona jest poza czasem, dlatego jest wiecznością?"
Autor: Iwona Smolka, listopad 2010
- Sławomir Mrożek
Dziennik. Tom 1. 1962-1969
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010