Nikolay Khozyainov, Rosja, fot. materiały prasowe
Chopin - przynajmniej na Konkursie jego imienia - uzależnia, w sensie pozytywnym rzecz jasna. Codzienie chce się od rana słuchać kolejnych uczestników.
Rosjanin Nikolay Khozyainov już w początku Poloneza fis-moll pokazał, że gra w innej lidze niż jego rodak, występujący poprzedniego dnia Yury Shadrin, należący do szkoły "niedźwiedziej łapy". Khozyainov wybrał rzadko wykonywany utwór, Bolero; wszystkie jego wykonania miały to burzliwy, to poetycki charakter. Mazurki op. 50 przepełnił iście rosyjską melancholią, a nie polskim "żalem". Niektóre jego pomysły były kontrowersyjne, niemniej jest to muzyk panujący na fortepianem w sposób całkowity i naturalny.
Obcując tyle z
Chopinem, człowiek uświadamia sobie, że nie ma jednego obowiązującego dla niego stylu wykonawczego, a celem nadrzędnym pianisty powinno być służenie muzyce. Pod tym względem Japonka Yuri Watanabe wypadła bardzo dobrze; podobała mi się jej biegłość, a także sposób wykonania Walca As-dur op. 42, bo kaskady nut nie służyły tu jedynie za dekorację, ale było w nich wiele ekspresji.
Jacek Kortus, drugi jak dotąd Polak, który zagrał w drugim etapie, budzi pewne wątpliwości: pod względem techniki i stylu wszystko zagrał więcej niż poprawnie, ale nie udało mu się przekazać głębszych treści muzycznych. Wiele wskazuje, że Kortus ma wielki talent, ale musi się otworzyć. Z kolei Amerykanka Mei-Ting Sun niepotrzebnie grała na pokaz, powierzchownie i zbyt sentymentalnie. Najważniejsze jest to, co dzieje się między nutami. Tymczasem podczas jej występu po raz pierwszy od przyjazdu do Warszawy zacząłem liczyć kandelabry oświetlające salę
Filharmonii Narodowej.
Autor: John Allison, październik 2010.
Tekst pochodzi z 13. numeru gazety
"Chopin Express", wydawanej z okazji
16. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.
Czytaj także w "Chopin Express" 13:
"Konkurs dla Polaków?" - artykuł Stanisława Dybowskiego