Emma Baker, źródło: "Chopin Express"
Wczoraj usiadłam na balkonie, by popatrzeć, jak pracują jurorzy - zasiadają przecież w tym gronie niezwykle wpływowi muzycy, jednocześnie fascynujące osobowości. Czego się dowiedziałam?
"Dwunastka" siada za pulpitami. Legendarna Martha Argerich ma po bokach Nelsona Freire'a i Dang Thai Sona. Przed nią stoi wazon z żółtymi tulipanami - tylko ją wyróżniono w ten sposób. Mała książeczka w złotej obwolucie przechodzi z rąk do rąk, zaznaczono w niej jedną stronę. Jurorzy szepczą między sobą. Wreszcie Kevin Kenner sięga po słuchawkę staromodnego, beżowego telefonu. Zdaje się nieco zakłopotany, przekazując obsłudze za sceną, że sędziowie są już gotowi. Ciekawe, czy ma też pod ręką duży, czerwony guzik?
Występ się rozpoczął.
Adam Harasiewicz patrzy przed siebie, na jego twarzy widać skupienie. Michie Koyama to żywy obraz skupienia. Philippe Entremont, słuchając, marszczy czoło i przymyka oczy. Niedawno pisałam na moim blogu, że Freire i Argerich wyglądają jak dwójka psotliwych dzieci. Przypominają mi o tym raz jeszcze - szepczą sobie na ucho i nawzajem zaglądają sobie w notatki, jakby ściągali na egzaminie.
Najbardziej fascynuje mnie Bella Davidovich. Na jej twarzy widać ożywienie, oddycha z każdą frazą, wyprzedza myślą każde rubato w Mazurku g-moll op. 24 granym przez Claire Huangci (Amerykanka, zaczęła trochę nerwowo, ale potem pokazała, że potrafi grać ciepłym, świetlistym dźwiękiem, co zwróciło uwagę całej "Dwunastki").
Obserwowanie jurorów to rzecz fascynująca. Każdy powinien spróbować. Chociaż raz.
Tekst pochodzi z 11. numeru gazety
"Chopin Express", wydawanej z okazji
16. Międzynarodowego Konkursu Pianistycznego im. Fryderyka Chopina.
Czytaj także w "Chopin Express" 11:
Chopin w kinie: od gogusia do frustrata - artykuł Jacka Melchiora