Napisana w 1957 roku powieść "Nikt nie woła" to opis wojennej tułaczki bohatera po stepach Azji - historia 17-letniego chłopaka Bogdana Bergena, zwanego Bożkiem, który w wojennej zawierusze trafia do batalionu pracy pod Taszkientem. Zdany tylko na siebie próbuje przedostać się do armii Andersa, a w końcu ląduje w Samarkandzie przy szkole pedagogicznej, gdzie pozna miłość swojego życia.
Doświadczenie wojenej tułaczki, które w powszechnym wyobrażeniu wiąże się z tragiczną polską historią i martyrologią, Józef Hen opisuje z zupełnie innej perspektywy; w centrum jego opowieści są podstawowe ludzkie doświadczenia i postawy: głód, choroby, brak elementarnych środków do życia (pierwsza część zatytułowana jest "Boso"), ale też dzielność, porządność i... wielka miłość. Ta ostatnia także pokazana jest zgoła nieszablonowo i nie do końca romantycznie.
"Nikt nie woła" w swojej drugiej części to przede wszystkim opowieść o ratowaniu uczucia, o przeszkodach – tych wynikających z wielkiej Historii i małych ludzkich niedoskonałości – które stoją na drodze uczuciu dwójki młodych ludzi w obcym kraju (to temat drugiej części "W butach"). Istotą tej powieści Hena – ale też jego pisarstwa w ogóle – jest to, że wszystko tu ma ludzki wymiar, pisane jest jakby od serca (jeśli to możliwe), prosto i bez żadnego patosu - w efekcie czytamy opowieść, która jest bezpretensjonalna, naturalna, ciepła i w sumie pełna optymizmu i siły. Nie dziwi więc, że gdy w 1990 roku książka się w końcu ukazała (33 lata od momentu napisania), od razu stała się bestsellerem.
Zresztą historia publikacji (czy raczej niepublikacji) "Nikt nie woła" jest fascynująca i pouczająca sama w sobie - Hen pisze o tym w posłowiu do nowego wydania. Pierwsza część książki ("Boso") była gotowa do druku w 1956 roku - Hen chciał jednak dopisać drugą część ("W butach" - tę o miłości), ale kiedy skończył, odwilż też już się skończyła. Na druk powieści, która pokazywała od wewnątrz realia wojennej Rosji i Azji Środkowej, nie było szans (krytyk Andrzej Stawar doradzał zresztą Henowi przeniesienie akcji do francuskiego obozu pod Algierem). Książka krążyła w maszynopisie, czytali ją filmowcy. Zainteresował się nią Kazimierz Kutz i na podstawie scenariusza Hena powstał film "Nikt nie woła", w którym akcja z Uzbekistanu została przeniesiona na ziemie odzyskane, a bohaterowi dopisano wątek podziemny (nie wykonał rozkazu, nie zabił kogoś - "To jakby Maciek Chełmicki z 'Popiołu i diamentu' (...) nie zabił Szczuki" – porównuje Hen).
W połowie lat 60. Hen dopisał do "Nikt nie woła" dwie części dziejące się wcześniej w Polsce: "Przed wielka pauzą" (1966) i "Opór" (1967). Liczył, że jako ostatnie ogniwo trylogii, której jedna tylko część dzieje się w ZSRR, książka bedzie miała większe szanse. Wtedy jednak przyszedł Marzec 1968. Potem była jeszcze szansa na druk w "Zapisie" w drugim obiegu, ale w końcu do tego nie doszło. Widmo publikacji zamajaczyło znowu w 1982 roku, jednak okazało się, że książka nie może się ukazać, bo przedstawia losy Niemców z Powołża. W efekcie książka wyszła dopiero po upadku komunizmu, w 1990 roku, w Wydawnictwie Literackim - 33 lata po napisaniu.
"Nikt nie woła" jest niezwykle ciekawa jako alternatywna wersja żydowsko-polskiego losu w czasie wojny. Hen jak wielu Polaków i Żydów znalazł się w dalekiej Azji – ale nie na skutek wywózki (jak choćby jego brat i siostra). W listopadzie 1939 roku jako szesnastolatek rozdziela się z rodziną i ucieka przed Niemcami na wschód kierowany jakąś niezrozumiałą intuicją. Walczy w radzieckiej armii, służy w batalionach pracy, w końcu dociera do Armii Andersa. Nie dostaje jednak przydziału (kategoria D) – na przeszkodzie staje żydowskie pochodzenie, sprawnie wychwycone przez egzaminującego go majora. Mimo to owa dramatyczna komisja w Szachrisabzie, do której Hen wracał potem wielokrotnie, stała się punktem zwrotnym w jego życiu - następnego dnia otrzymał mundur, buty, płaszcz, koc - czyli coś, czego w tamtych warunkach nie da się przecenić, bez czego nie przeżyłby następnej zimy.
"Obładowany odszedł pod pień morwy. Zdejmował z siebie stare połatane bryczesy, czarną od licznych dezynfekcji koszulę, futrzaną czapkę, która tak długo chroniła go od porażenia słonecznego. Przebierał się płacząc."
Ten moment mówi też coś istotnego o pisarstwie Hena: prymat zwykłych ludzkich spraw i sytuacji nad wielką polityką i historią, kluczową rolę, centralną rolę jakiejś fundamentalnej rzetelności, odwagi i determinacji w życiu: "Napluję im wszystkim w twarz" - mówi Bożek na początku powieści, a pod koniec pierwszej części – już w butach - powtarza: - "Nigdy nie zapomnę. (...) Łotry, skurwysyny, wąchacze fiołków! Będę jak wy. Teraz już wiem. Nauczyliście mnie. Już wiem" - a słowa te, możemy się domyslać, skierowane są do wszystkich decydentów, ludzi władzy, złotoustych, manipulatorów, polityków, których wielkie słowa doprowadziły do wojennej tragedii.
Słowa te zresztą przypominają, że "Nikt nie woła" to przede wszystkim też książka o tej dziwnej ludzkiej sile i młodzieńczej witalności (może miłość jest jej formą), która także na wojnie (może właśnie na wojnie tym bardziej) pozwala przezwyciężyć zło i przemienić najstraszliwszą rzeczywistość w coś, co da się znieść, a czasem nawet w coś pięknego. ("Najpiękniejsze lata" – taki tytuł nadał Hen swoim wspomnieniom wojennym z czasu spędzonego w Azji Środkowej).
"Krzyknąłem ze szczęścia i rozkoszy, a potem było milczenie, lekkie i puste, radosne i obezwładniające. Widziałem śnieżny step, a na nim jako daleki czarny punkcik mój rozgdakany czarny karabin maszynowy. Było gorąco i chciało mi się łyknąć trochę tego śniegu.
- Śpij - usłyszałem jej szept. - Teraz już będziesz spał, prawda? Masz takie rozpalone czoło. Śpij.
Wtuliłem głowę w jej pierś i pomyślałem, że już wszytko wiem. Wszystko o szczęściu i nieszczęściu. I że nie wiem, czy jestem teraz szczęśliwy, czy nieszczęśliwy. Ale tak włąśnie było dobrze."
Ale od tej epifanii – wydarzającej się zresztą w malignie febry i miłości (i będącej rzadkim przerywnikiem w codziennym znoju i walce o przetrwanie) - do szczęśliwego końca - daleka i wyboista droga. Sam happy-end zaś i tak w książce się nie mieści. Dopisało go życie, a Hen wyjawia nam go w anegdocie zamykającej autorskie posłowie do nowego wydania, pisanym 70 lat po wydarzeniach opisanych w książce. Zapytany przez jedną z czytelniczek, czy wie, jakie były dalsze losy dziewczyny, z którą Bożek żegna się na peronie w ostatnich scenach książki, Hen odpowiada: "Tak, wiem. Jest babcią moich wnucząt".
Józef Hen
"Nikt nie woła"
Wydawnictwo literackie
Wydanie: II
Data premiery: luty 2013
Format: 123x197 mm
Oprawa: broszurowa ze skrzydłami
Liczba stron: 432
ISBN: 978-83-08-05052-1