Autorka wręcza ją czytelnikom i badaczom twórczości Thomasa Manna, żeby bezpiecznie mogli się wydostać z labiryntu znaczeń, zastawionych na nich przez twórcę "Buddenbrooków", "Czarodziejskiej góry", "Doktora Faustusa". Wybitna tłumaczka i eseistka z dociekliwością detektywa rozwikłuje tropy, jakimi wędrowała wyobraźnia niemieckiego Noblisty, który w tych powieściach zaszyfrował własny los.
Wnikliwe odczytania najsłynniejszych dzieł Thomasa Manna rekapituluje autorka w końcowej części książki, zatytułowanej "Cudze słowa". Z brawurową maestrią odsłania w niej techniki pisarskiego warsztatu autora "Śmierci w Wenecji". W dużej mierze polegało to na żonglerce mniej lub bardziej zawoalowanymi cytatami. Na "przepisywaniu", "zapożyczeniach", słowem na... "kradzieży".
Warto tu wspomnieć tak właśnie "skradzione" dość kuriozalne polonicum z przedostatniego rozdziału "Czarodziejskiej góry". Autor, piórem ironisty, przeciwstawił tu dramat ciężko chorych ludzi z sanatorium przeciwgruźliczego fanaberiom przebywającej w Berghofie rozkapryszonej grupki Polaków, rozdających między sobą siarczyste policzki. Niemiecki pisarz, dworujący sobie z zawiłej "sprawy honorowej", niemal dosłownie spisał świadectwo incydentu, który istotnie przydarzył się w monachijskiej kolonii naszych rodaków.
Oświadczenie to było później kolportowane w Europie i nie tylko przez głównego prowodyra tego zajścia, Stanisława Przybyszewskiego. Ponieważ jego nazwisko było dla Niemców nie do wymówienia, Mann przemianował Przybyszewskiego na Żuławskiego. Z czcionkami "Ż" i "ł" niemiecki zecer miał problemy, toteż w drukarni Żuławski zamienił się w... Zutawskiego.
Wprawdzie litera "ł" w niemieckim słowniku nie występuje, jednak autorka umieszcza ją w rozdziale "Ł jak Łukowski" w swoim "Alfabecie 'Czarodziejskiej góry' ". Wyjaśnia w nim, że pierwszy tom powieści przetłumaczył Józef Kramsztyk, a drugi tom - niejaki Jan Łukowski. Informacje takie znalazły się pierwszym powojennym wydaniu dzieła Manna z 1953 roku i powtarzały się w kolejnych edycjach. Dopiero w 1998 roku pojawiło się prawdziwe nazwisko tłumacza drugiego tomu, którym był Władysław Tatarkiewicz. W latach pięćdziesiątych profesor był w niełasce, odsunięty od dydaktyki i publikacji, toteż swój przekład ukrył pod pseudonimem.
Spore problemy stawia Thomas Mann tłumaczom, co wynika z zamieszczania przezeń mniej lub bardziej zawoalowanych cytatów.
"Jak ma sobie z tym poradzić tłumacz? - zastanawia się autorka w 'Cudzych słowach'. - Powinien przenieść w medium innego języka komplet sensów zawartych w oryginale, więc także te, które zostały wprowadzone za pośrednictwem ukrytych obcych wtrętów. Ale jaki komplet? Jeżeli rozpoznaliśmy u Manna tysiąc ukrytych cytatów, to nic nie stoi na przeszkodzie domniemaniu, że jest tam drugi tysiąc takich, których nie rozpoznaliśmy. Przekład będzie więc zawsze (w najlepszym razie) na poziomie danego stanu badań i interpretacji. W dodatku może nieumyślnie owe nierozpoznane cytaty i aluzje zepchnąć w ukrycie jeszcze głębiej."
Aluzje zawarte w cytatach z "Fausta" Goethego w "Czarodziejskiej górze" Manna, czytelnik niemiecki dostrzeże łatwiej niż polski. Co wtedy? Ratować się przypisami?
"Objaśnienia takie są pewnie potrzebne, ale dla tłumacza to już kapitulacja, bolesne rozstanie z nadzieją, że w przekładzie zdołamy oddać wszystko, cośmy sami przeczytali w oryginale - dopowiada Łukasiewicz w 'Cudzych słowach'. - A w dodatku objaśnienia właściwie niszczą cały efekt, psują zabawę i autorowi, i czytelnikowi. Nie po to przecież Mann tak się chowa i maskuje, żeby w wydaniu przeznaczonym dla obcego czytelnika wszystko od razu ujawniać. I czytelnikowi o ileż przyjemniej, gdy mu bez uprzedzenia, przy lekturze, nagle zadźwięczy w uchu coś znajomego i gdy sam odkryje, że to przecież z 'Fausta'. Albo się lepiej bawić - albo się więcej dowiedzieć. Thomasowi Mannowi ta dysjunkcja bardzo by się nie podobała."
Intrygująca jest analiza zwrotu "Ich bin aber noch nicht da". Tak Joachim Ziemssen powitał nowo przybyłego do Berghofu kuzyna Hansa Castorpa. W oryginale zwrot ten mieni się znaczeniami: "przecież nie jestem jeszcze na miejscu". Można wyrazić to mocniej: "przecież mnie jeszcze nie ma", albo "ja przecież jeszcze nie istnieję".
"Castorp mówi swoje w odpowiedzi na wezwanie Joachima: 'Wysiadaj już, wysiadaj' - pisze Łukasiewicz w 'Alfabecie Czarodziejskiej góry'. - Kiedy przeczytamy książkę do końca, może przyjdzie nam do głowy, że pierwsze kwestie wypowiadane przez bohaterów składają się w dialog życia i śmierci. Dialog maksymalnie skondensowany i nader dobitny. Śmierć mówi: 'Wysiadka'. Życie zapiera się i protestuje: 'Jeszcze nie, jeszcze nie pora, nie jestem jeszcze gotów, za wcześnie, żeby kończyć podróż, chcę jechać dalej'."
Małgorzata Łukasiewicz - urodzona w 1948 roku w Warszawie. Studiowała filozofię i języki obce na Uniwersytecie Warszawskim. Jako tłumaczka literatury niemieckojęzycznej i krytyk literacki współpracuje z wieloma wydawnictwami, czasopismami i instytucjami kultury. W jej przekładzie ukazało się około siedemdziesiąt książek, między innymi utwory Roberta Walsera, Patricka Süskinda, Hermanna Hessego, W.G. Sebalda, Theodora W. Adorno, Jürgena Habermasa, Friedricha Nietzschego, Hansa-Georga Gadamera. Laureatka nagrody "Literatury na Świecie", nagrody PEN Clubu, nagrody "Zeszytów Literackich" im. Pawła Hertza, nagrody im. Hermanna Hessego, Polsko-Niemieckiej Nagrody.
Książka została dofinansowana ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Nominowana do Nagrody Literackiej Nike 2012
- Małgorzata Łukasiewicz
"Jak być artystą.
Na przykładzie Thomasa Manna"
kategorie: eseistyka
Biblioteka "Więzi", Warszawa 2011
150 x 205, ss. 224, miękka oprawa
ISBN: 9788362610129
www.wiez.pl
Autor: Janusz R. Kowalczyk, czerwiec 2012