Anna Molska, "Hekatomba", 2011, kadr wideo, fot. materiały prasowe
Na dyptyk "Glasshouses" ("Szklarnie") pokazywany w galerii Broadway 1602 składają się dwa filmy artystki: "Płaczki" i "Hekatomba".
- Założyłam coś w rodzaju stacji badawczej we wsi Orońsko pod Radomiem, znanej głównie z Centrum Rzeźby - opowiada Anna Molska. - Tam spotkałam małą społeczność: siedem kobiet śpiewających w zespole ludowym "Jarzębina".
Tak powstał film "Płaczki" (2010).
- Moim zamierzeniem było zmienić ich [kobiet] naturalne środowisko, usunąć z niego wszystkie znajome elementy: rodzinę, obowiązki, codzienne zadania i tradycyjne stroje. Płaczki otrzymały komplet raczej neutralnych "ubrań roboczych" (szarobure kurtki), a zamiast przytulnego domu znalazły się w szklarni, która aktualnie pełni funkcję galerii.
Z początku płaczki weszły w swoją rolę, tak że teatralność ich pierwszych spotkań była prawie nie do zniesienia. Chciały pokazać się od najlepszej strony - udawały, że się nie znają, sprawiały wrażenie opanowanych i eleganckich. Potwierdziło to moje najgorsze obawy: obecność kamery całkowicie zdeterminowała ich zachowanie. Kobiety poruszały się bezradnie po pustej przestrzeni, nie mogąc znaleźć swojego miejsca, nie wiedząc na czym polega ich rola i co mają robić.
Dzień później na środku szklarni pojawił się materac, który, jak się okazało, fenomenalnie zorganizował przestrzeń. Kamera przestała być dominującym elementem, a nasze nocne rozmowy przyniosły zadziwiający rezultat - mówi artystka.
Efekt współpracy kobiet z Anną Molską tak opisuje Lidia Pańków w recenzji opublikowanej w "Dwutygodniku":
- "Płaczki" to wideo egzystencjalne. Zanurzone w banalności rozmowy o chorobach i wypadkach losu płynnie przechodzą w ogólniejsze rozważania, śmiech zmienia się w lament. Rubaszny taniec ustępuje miejsca zadumie. Zgiełk międzyludzki kończy się bezruchem, ciszą. (…) Całość akcji rozgrywa się w tej samej grupie szczelnie okutanych, stojących na straży swojego porządku, kobiet. Gwara, którą płynnie się posługują, sprawia, że wydają się egzotyczne, niedzisiejsze, przaśne. Ich bezceremonialność, dosadność gestów, fizyczna bliskość uderza w nasze postnowoczesne normy dystansu i indywidualizmu. Pieśniarki z Zamojszczyzny tworzą własne standardy zachowań. Bywają nieobliczalne, chwilami dokazują jak dzieci, potem zaczynają się nawzajem straszyć. Kulminacją tych rozmów są dwa pytania; o diabła i o śmierć.
Zgodnie ze swoją ludowo-dziecinną swadą, kobiety aranżują pogrzeb. Na miękkiej galeryjnej ławie układają białą tkaninę w kształt trupa. Dopiero jak go opłaczą, będą mogły się rozejść. Pojawi się pauza. Obrządek się dopełni i ludzie będą mogli wrócić do swoich zajęć. To rytuał umowny, pokazuje Molska, wygenerowany na użytek chwili, niemal absurdalny. A jednocześnie w jakiś paradoksalny sposób przynosi ulgę.
Rok później Molska stworzyła pracę "Hekatomba" (2011). Film ten może funkcjonować jako samodzielna praca, ale można w nim też widzieć suplement do "Płaczek". Wspólnym elementem obu prac jest przestrzeń szklarni i motyw znajdującego się w centrum materaca.
- W "Hekatombie" za oknami szklarni pleni się bujna zieleń. Szyby rozgrzewa słońce dojrzałego lata. Samotny bohater - młody mężczyzna w surferskich szortach w palmy i skórzanej zbroi - wykonuje nerwowe ewolucje w przestrzeni budynku, na betonowym podłożu i dmuchanym materacu. To diabeł, o którym mówią między sobą kobiety, że "musi mieć ogon i rogi". Mimo ludowej proweniencji, nie ma w sobie nic z folku. Jest supernowoczesny - z biczem zamiast ogona, w szpanerskich klapkach, przypomina zblazowanych chłopaków z hip hopowych wideoklipów albo na wpół perwersyjną postać z awangardowej sesji mody. Jawne znudzenie diabła stanowi kontrast do zaangażowanych konwersacji kobiet, wystudiowane gesty plasują go w klasie wyrafinowanej i atrakcyjnej - pisze w swej recenzji Lidia Pańków.
Sama Anna Molska deklaruje:
- W "Hekatombie" chciałam wydobyć to, co w "Płaczkach" jest niewidoczne i co można tylko odczuć poprzez atmosferę, pierwotny lęk. W swoim eksperymencie świadomie konfrontowałam dwie formy, podchodząc do tej samej sytuacji dwa razy w podobny sposób - w obu przypadkach nie było żadnych powtarzanych ujęć, aranżowanych scen, żadnej reżyserii z wyjątkiem drobnych dodatków w postaci części wprowadzających. Kluczowe wydarzenie było w obu wypadkach jednorazowe, unikalne i kręcone w jednym ujęciu, choć z wielu punktów widzenia (dwie ruchome kamery w "Płaczkach", pięć w "Hekatombie").
- Interesuje mnie łączenie rzeczy realistycznych z abstrakcyjnymi - dodaje artystka. - Myślę, że na taki gest może pozwolić sobie tylko sztuka, gdzie indziej taka kombinacja staje się irytująca, zwłaszcza z punktu widzenia typowych konwencji filmowych.
Oba filmy można było oglądać do 9 stycznia 2012 na wystawie Anny Molskiej "Szklarnie" w Fundacji Galerii Foksal w Warszawie.
Otwarcie: 13 stycznia 2012, godz. 15:00.
Wystawa czynna do 28 lutego 2012.
Galeria Broadway 1602
1181 Broadway, Floor 3
New York, NY 10001
USA
Źródło: www.broadway1602.com, www.dwutygodnik.com/artykul/3027-szklarnie-anny-molskiej.html