Czterdziestoletni bohater zostawia wygodne mieszkanie w kamienicy na Starym Mokotowie i jedzie do rodzinnego domu w Białymstoku, by odwiedzić niewidzianą od kilku miesięcy śmiertelnie chorą matkę. Wyjazd bohatera okazuje się jednak dopiero początkiem podróży...
Ignacy Karpowicz - pisarz, tłumacz, podróżnik (podróże po Ameryce Środkowej i Afryce Wschodniej, mieszkał w Kostaryce i Etiopii). Tłumaczy z angielskiego, hiszpańskiego i amharskiego (urzędowy język Etiopii). Nominowany za debiutancką powieść Niehalo do Paszportów "Polityki" (2006).
Źródło: www.wydawnictwoliterackie.pl
- Ignacy Karpowicz
Gesty
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2008
160 x 215, 264 ss., miękka oprawa
ISBN 978-83-08-04260-1
www.wydawnictwoliterackie.pl
Książka została nominowana do Nagrody Literackiej "Nike 2009".
Nie ma ludzi szczęśliwych
Powieść Ignacego Karpowicza to pamiętnik lub dziennik czterdziestolatka. Grzegorz, reżyser teatralny, dramaturg i scenarzysta, wybiera się na kilka dni do matki do Białegostoku. Jeździł do niej rzadko, ale teraz zaniepokoiło go kilka lakonicznych zdań, które matka parokrotnie nagrała na sekretarce. Już na miejscu uświadomił sobie, że właściwie nic o jej samotnym życiu nie wie.
Odwiedziny rodzinnego domu przedłużają się niespodziewanie. Starzejąca się matka źle wygląda i źle się czuje, chłopak nalega na szpital, zaniepokojeni czekają na wyniki badań. Diagnoza nie daje nadziei - to nowotwór, kuracja może tylko trochę opóźnić zbliżający się wyrok.
Tyle podstawowa warstwa fabularna, nie ona jednak jest w "Gestach" najważniejsza. Tym bardziej że w finale ulega nagłemu odwróceniu nadającemu całości dodatkowy sens. Graniczna sytuacja - nagłych odwiedzin i choroby, która nagle powoduje, że odwiedziny stają się ostatecznym pożegnaniem - to przecież ledwie wstęp do rachunku dotychczasowego życia.
Bilans jest raczej gorzki. Grzegorz wspomina ojca zmarłego przed pięcioma laty, wspomina młodszego brata, z którym od dawna nie utrzymuje niemal żadnych kontaktów. To brat zawsze spełniał proste oczekiwania ojca. Ojciec, tak go widział Grzegorz, "nie myślał za dużo, mimo to zbudował dom, spłodził synów, doczekał renty i zestawu standardowych chorób. Zwyczajne życie, tak mówił mój ojciec. Dobre życie to zwyczajne życie, mówił".
Kolejne dni to dla bohatera coraz dalsza wyprawa w głąb siebie, to początek pierwszej w życiu prawdziwej rozmowy z matką, to nieustanne wygrzebywanie i rozważanie spraw, wątków, zdarzeń i ludzi, których dawno wyrzuciło się z pamięci. Grzegorz wspomina Kasię, największą licealną miłość, wspólne spacery, pierwsze pocałunki, studniówkę, wreszcie rozstanie na trzy miesiące przed maturą. Wraca pamięcią także do pierwszych szkolnych wtajemniczeń alkoholowych, kilku wspólnych tygodni na rowerach i pod namiotem podczas wakacji po trzeciej klasie ogólniaka.
Z Kasią wiązało bohatera coś jeszcze - najsilniejsze przeżycie progu dorosłości, najsmutniejsza tajemnica, której Grzegorz długo nie mógł zrozumieć. Dziewczyna cierpiała na jakąś tajemniczą chorobę, znikała ze szkoły na długie tygodnie, starała się wszystko trzymać w tajemnicy nawet przed nim.
W "Gestach" nie ma ludzi szczęśliwych. Matka męczyła się z ojcem. Grzegorz męczył się z bratem, ojcem i matką. Teraz - dorosły, samotny - męczy się ze sobą: "Boję się Wigilii: przygotowań, zakupów, gotowania, boję się programu telewizyjnego, tych samych filmów puszczanych od lat, zwłaszcza tak zwanych komedii familijnych, boję się wspomnień". Tak samo zresztą jest z ludźmi, którzy wyglądają na spełnionych i zadowolonych, np. z Pawłem, lekarzem, dawnym, niezbyt zresztą lubianym kolegą szkolnym, którego Grzegorz spotyka po blisko 20 latach.
To powieść o samotności. "Gesty" mówią o tym, jak trudne, często niemożliwe, jest spotkanie i pełne zrozumienie drugiego człowieka. I mówią o tym nieprosto. Żadne z wrażeń, ze wspomnień i myśli bohaterów nie są oczywiste ani w pełni zrozumiałe, także dla nich samych. Głębokie uczucia mieszają się tu z kompleksami, przyzwyczajenie bywa mylone z miłością, do uczuć i myśli w życiu najważniejszych dociera się czasem wbrew sobie i nie w porę.
Autor: Marek Radziwon, 9 czerwca 2009, źródło - wiadomosci.gazeta.pl