Ciekawe, jak mogłoby wyglądać spotkanie
Edwarda Stachury, poety włóczykija, z Mariuszem Wilkiem, traperem z Dalekiej Północy. Gdyby spotkali się w domu Mariusza Wilka nad jeziorem Oniego, na granicy Karelii... Przyniesienie wody z zamarzniętej przerębli jeziora, rąbanie drew na opał, łowienie ryb na obiad - te proste czynności byłyby oczywiste dla milczącego porozumienia. Lecz o czym obaj by milczeli najbardziej intensywnie? Stachury zainteresowanie mistyką Indii jak zderzyłoby się z fascynacją Mertonem Wilka? Jak długo obaj wytrzymaliby swoje wzajemne towarzystwo? Odcięci od świata przez zaspy śniegu i mrozy północno-siarczyste?
Czytam Dom nad Oniego, zazdroszcząc Wilkowi ciszy, przyrody, grzybów, leśnego życia. Z cytatów z jego książki dałoby się bez trudu złożyć "biblię" dla współczesnych ekologów, opis jego podróży do źródeł czasu jest fascynujący i trudno dodać coś odkrywczego do jego uwag o relacjach człowieka i przyrody.
Kąpiel w lodowatej wodzie jeziora, powitanie słońca i... "siadam do pisania".
"Ten, kto chce pisać - uczył Zai Yun, słynny kaligraf chiński epoki Han, autor pierwszego w Podniebiosach traktatu o sztuce pisania - niechaj usiądzie prosto, myśli uspokoi i puści je wolno, nie formułując słów, nie zakłócając oddechu, niechaj osadzi ducha swego głęboko w sobie i wtedy, niewątpliwie, pismo wyjdzie mu znakomite."
"Chodzi o rodzaj pisania, podczas którego myśli puszcza się wolno, a pędzel (w Japonii zastępował pióro) sam wytyczy dukt pisma. Innymi słowy, nie pędzel rejestruje pracę umysłu, ale umysł śledzi za pędzlem. Człowiek tworzy nie w europejskim znaczeniu tego słowa, to znaczy poprzez działanie (jak Pan Bóg stworzył nasz świat), a przez nie-działanie (wu-wei), jak tao. Źródłem twórczości nie jest więc ja, jeno nie-ja. Tuszę, iż zrozumiale się wyrażam."
Ciekawe, co rzekłby na to "człowiek-nikt"?
Lekturę nowych przekładów Henry'ego Millera, które otrzymał od wydawcy, Mariusz Wilk tak komentuje:
"Powieści nie zrobiły na mnie większego wrażenia. Przyznam się, że od dawna beletrystykę czytuję niechętnie, bo nie lubię wymysłów, nawet jeśli są osnute na realnym życiu, jak w wypadku Millera. Wolę teksty, w których pisarz żyje. Czyli 'prozę przeżytą jak dokument', mówiąc słowami Szałamowa."
Lecz ta opinia nie przeszkadza, by parę linijek dalej znaleźć:
"Czytam u Millera: 'Ten sam pradziejowy obraz. Obraz trwania. Natura uśmiechnięta do samej siebie w zwierciadle wieczności'. Jakbym siebie czytał."
I na następnej stronie uderzająco trafna uwaga:
"[...] wszak język to pamięć zbiorowa!"Ach, do spotkania w domu nad jeziorem Oniego Stachury z Wilkiem móc dołączyć w towarzystwie
księdza Tischnera i poety Andrzeja Suryna! Polana raźniej by trzaskały w kominku... Wilk każdym nerwem dostrzega sakralny wymiar Natury, Stachura ucieka w malowniczą lirykę, Suryn ceni chińską kaligrafię i prostotę Natury, ks. Tischner czuje się świetnie jako pustelnik w lasach pod Turbaczem. Ich spory byłyby ciekawe...
Prekursor romantyzmu J.J. Rousseau, zbulwersowany paryskim życiem z początków XVIII wieku, dopominał się o kult Natury i odrodzenie moralności jednostki; więc w Anglii pojawił się Robinson Crusoe i obrazy alternatywnych cywilizacji w Podróżach Gulliwera.
Dziś w wielkich miastach ziemia jest tak zabetonowana, przyduszona asfaltem, że określa się ją eufemizmem: "powierzchnia czynna biologicznie", poszarzałe od spalin słońce można czasem zobaczyć między wieżowcami. Zazdroszczę więc Mariuszowi Wilkowi, że znalazł i odkrył pustkę Północy, dom nad jeziorem Oniego, i pisze własną wersję przygód Robinsona. Zarazem ocalając pamięć takich relacji człowieka i przyrody, jakie mogą być istotnym punktem odniesienia.
Od dłuższego czasu prześladuje mnie myśl, że być może motywem jeszcze dalszych podróży ludzkich - w kosmos - okaże się jedynie chęć ucieczki z miejsca zbrodni ekologicznej, popełnionej na planecie Ziemia.
Paweł Zawadzki © by "Twórczość" 2006 | |