[Mikołaj Łoziński, Reisefieber. Wydawnictwo Znak, Kraków 2006, ss. 164.]
Pochwały książki Reisefieber
Mikołaja Łozińskiego nie umilkną zbyt szybko, bo to najciekawszy i najbardziej dojrzały debiut literacki na krajowym rynku od pewnego już czasu. Aż trudno uwierzyć, że autor ma zaledwie 25 lat. Udało mu się stworzyć książkę mądrą, która nie pozostawia czytelnika obojętnym. Nie jest to kolejny debiut, na który patrzy się z pobłażliwością. Tę można sobie darować i oceniać powieść Łozińskiego bez taryfy ulgowej.
Reisefieber stanowi przykład prozy psychologicznej opartej na doskonale nakreślonych charakterystykach postaci. Bohatera - Daniela - poznajemy w chwili śmierci jego matki (Astrid), z którą od sześciu lat nie utrzymywał kontaktu. Wyrusza on w podróż z Nowego Jorku do Paryża, by dokonać niezbędnych formalności pośmiertnych. Wyprawa okaże się jednak o wiele bogatszym doznaniem, niż mógłby się tego spodziewać bohater. Rozmowy z przyjaciółmi, przyrodnią siostrą, psychoterapeutką matki odsłonią prawdę o jej przeszłości. Pożegnalny list skierowany do syna pozwoli natomiast zrozumieć wiele niewyjaśnionych sytuacji i odsłoni tragiczną tajemnicę skrywaną przez lata. Podróż okaże się dodatkowo wędrówką w głąb samego siebie, uzmysławiającą, jak doświadczenia sprzed lat mogą determinować teraźniejszość i ją komplikować. Wracając do domu, do ukochanej Anny, Daniel wiedzieć będzie o sobie wiele więcej niż przed przyjazdem do Francji.
"Tylko czy nie będzie za późno?" - zada sobie pytanie. Za późno, by naprawić to, co skomplikowało się w kontaktach z Anną przez lata niedomówień. Tak jak za późno jest na pojednanie z matką.
Największą wartością książki Łozińskiego jest umiejętne pokazanie istoty pustki, jaka zostaje po utracie bliskiej osoby. Pustka po śmierci matki jest wyjątkowo głęboka. Stojąc przed lustrem w osamotnionym mieszkaniu zmarłej, Daniel przypomni sobie, jak kiedyś w czasie wakacji obliczył z matką, że średnio obcinają mu paznokcie co siedem, osiem dni.
"Wymyślił, że będą mierzyć w ten sposób czas. Od jednego obcięcia do drugiego. Zamiast tygodnia jedno obcięcie, zamiast dwóch - dwa obcięcia, miesiąc - cztery obcięcia. Na wypadek gdyby jedno z nich kiedyś znalazło się na bezludnej wyspie. Tak miało się liczyć, żeby nie stracić poczucia czasu. 'Nie widziałem cię od dobrych trzystu obcięć' - pomyślał, że teraz na świecie nikt go nie zrozumie". Pierwotna więź (miłość syna do matki) nie może być zabita przez sześcioletni okres braku porozumienia, a śmierć jednego z nich otwiera przed drugim nowy okres w życiu. Kończy się czas pewności, że istnieje ktoś, kto obdarowuje człowieka bezgranicznym uczuciem. Bo tylko miłość rodzicielska wyzbyta jest egoizmu. I tylko między dzieckiem a rodzicem możliwe jest pełne zrozumienie. Pozostanie na świecie samemu, wyłącznie wśród obcych, musi przerażać, wywoływać tytułową gorączkę przed podróżą. I właśnie do tego samotnego wędrowania, bez pewnego oparcia w osobie matki, odnosić się może tytuł powieści. Samotność wywołuje panikę. Lecz może Reisefieber to niekoniecznie gorączka przed podróżą. Może to przerażenie narastające w trakcie poznawania prawdy o życiu matki. W Paryżu, w trakcie rozmów z jej przyjaciółmi, dociera bowiem do Daniela, jak mało o niej wiedział. Nowo poznane fakty tłumaczą odstępstwa Astrid od książkowego paradygmatu "matki idealnej", a także każą dokonać samopotępienia za wyraźne zaniedbania w odpłacaniu miłością synowską za matczyne oddanie.
Reisefieber jest książką, która od pierwszej strony wywołuje przyjemny niepokój, zachęcający do mknięcia przez kolejne zdania z pełnym przekonaniem, że nagrodzi ona godnymi wyczekiwania doznaniami. I rzeczywiście, konstrukcja oparta jest na schemacie układanki, której kolejne elementy - stopniowo odsłaniane - pozwalają zrozumieć zawiłości opowiadanej historii. Napięcie serwowane jest z chirurgiczną precyzją, by na kilka stron przed końcem zmusić czytelnika do chwilowego zaprzestania lektury dla złapania oddechu. Książka psychologiczna, którą czyta się jak kryminał!
Wydawca na okładce reklamuje książkę, zestawiając jej nastrój z Bergmanowskim stylem mówienia o emocjach, o skomplikowanej - często ciemnej - stronie kontaktów międzyludzkich. Szukając jednak innych analogii filmowych, zasadne wydaje się zestawienie książki Łozińskiego z reżyserskimi dokonaniami Almodóvara. Łączy je po pierwsze użycie kompozycji układanki, po drugie zaś chorobliwa wręcz fascynacja czasem minionym, zamiłowanie do toczenia bojów z demonami przeszłości. Zarówno hiszpański reżyser, jak i polski debiutant pokazują, że nie można o nich zapomnieć. Trzeba się z nimi zmierzyć, bo wcześniej czy później przypomną o sobie. Zapomniane natomiast i zostawione w spokoju obrastają w siłę, by w najmniej spodziewanym momencie uderzyć z ogromną mocą. Wyprawa ku nim może wywoływać gorączkę, swoistą Reisefieber, jej przezwyciężenie jednak może prawdziwie uleczyć.
Autor przeniósł akcję książki do Francji z dwóch co najmniej powodów. Z jednej strony spowodowane jest to jego osobistą biografią - ostatnie lata poświęcił studiom socjologicznym w Paryżu, z drugiej natomiast ambicjami stworzenia tekstu uniwersalnego. Uciekając przed obecnymi tendencjami, charakterystycznymi dla młodych literatów polskich, zagłębiania się w lokalną czy też krajową tematykę, Łoziński chce mówić językiem zrozumiałym przez ogół czytelników światowych. Lokalizacja w gruncie rzeczy gra drugorzędną rolę. Nie ma specjalnego znaczenia także szwedzka narodowość bohatera. Bo Reisefieber to książka o ludziach, o trudnych relacjach między nimi, pokazująca, jak niedomówienia, zadawnione urazy i bolesne tajemnice potrafią oddalić od siebie nawet najbliższych sobie ludzi.
Z pełnym przekonaniem uznaję debiut
Łozińskiego za ważne wydarzenie, każące wyczekiwać kolejnych popisów literackich autora. Choć określenie "popisy" nie jest najtrafniejsze w odniesieniu do Reisefieber. Bo oprócz tego, że jest ona bogata treściowo, dobra językowo, buduje podczas lektury napięcie, to posiada także piękny nastrój - kameralny, pozbawiony krzykliwości.
Łoziński nie szokuje ani jednym zdaniem. A mimo to sprzedaje się świetnie, jakby na złość tezie Dubravki Ugrešić, że skończyła się literatura, a pozostał tylko rynek książki będący jedną z gałęzi show-biznesu. Jest dowodem, że wyciszona literatura, stanowiąca pogłębiony i szczery dialog autora z czytelnikiem, może cieszyć się uznaniem i przyciągać do siebie niemałe grono odbiorców.
Autor: Paweł Urbaniak, © by "Twórczość" 2006