"Tygodnik Powszechny", Kraków, 7 października 2007
Dodatek z okazji Roku Karola Szymanowskiego
Postaci Karola Szymanowskiego miałem okazję przyjrzeć się bliżej, przygotowując filmową adaptację powieści Jarosława Iwaszkiewicza "Sława i chwała". Książka ta ukazuje czasy II Rzeczypospolitej - okres burzliwy, z fatalną polityką, ale zarazem ważny dla kultury. Iwaszkiewicz, opierając się na własnych wspomnieniach, ukazał grupę intelektualistów i artystów, wśród których jedną z najbardziej fascynujących osobowości jest właśnie Szymanowski, ukryty pod pseudonimem Edgar Szyller.
Iwaszkiewicz był poetą bardzo oryginalnym, gromadził wokół siebie wybitne osoby, ale wydaje mi się, że to przede wszystkim Szymanowski był w ramach tamtego pokolenia kimś szczególnym, magnetyzującym otoczenie. Był jedną z największych osobowości swoich czasów, człowiekiem o ujmującym sposobie bycia i ogromnej sile oddziaływania.
Talent to zapewne tylko jeden z czynników, które zadecydowały o jego pozycji w kulturze tamtych czasów. Talent oczywiście niepodlegający dyskusji, bardzo oryginalny - to przecież Szymanowski po raz pierwszy zaczął wykorzystywać na tak dużą skalę inspiracje muzyką góralską, nadał folklorowi tak wysoką rangę - za nim podążył po wielu latach np. Wojciech Kilar. Świadczy o tym też ogromna różnorodność jego twórczości.
Podejrzewam jednak, że był to przede wszystkim niezwykły człowiek. Zarazem bardzo oryginalny i wprost idealnie odpowiadający jeszcze romantycznym stereotypom twórcy. Wszystkie jego odmienności - łącznie z kwestią orientacji (w tym relacji z Iwaszkiewiczem, którą różnie się interpretuje) oraz stygmatem choroby, opisywanej przecież nawet w najgłośniejszej wówczas powieści, czyli Czarodziejskiej górze Manna - składały się właściwie na archetyp artysty: kogoś, kto więcej i inaczej czuje. Szymanowski idealnie się w niego wpisał.
Wydaje mi się, że tamten czas szczególnie sprzyjał powstawaniu grup artystycznych, przepływowi myśli i inspiracji. To przecież w latach 20., w najbliższym otoczeniu Szymanowskiego, wspaniale objawiły się talenty Skamandrytów, to w Zakopanem powstała niezwykle twórcza zbiorowość ludzi wybitnych w różnych dziedzinach sztuki. Tego typu warunki później usiłowano odtwarzać przy pomocy instytucji literackich, miejsc takich jak Obory. Właśnie poprzez Związek Literatów Polskich miałem kontakt z ludźmi, którzy pamiętali tamte czasy - choćby Antonim Słonimskim.
Szymanowski był jednym z tych artystów, którzy równie swobodnie poruszali się na polu europejskim czy międzynarodowym, co narodowym czy wręcz lokalnym. Oczywiście, powodowało to różne problemy: oskarżenia o kosmopolityzm, trudne wybory, pokusę emigracji. Wiadomo, że mimo wielkich sukcesów właściwie przez całe życie borykał się z problemami fi nansowymi - głównie z powodu skomplikowanych relacji z rodziną, którą musiał częściowo utrzymywać. W przeciwieństwie do chociażby Witolda Lutosławskiego, który pod pseudonimem komponował popularne piosenki, był w swojej drodze artystycznej bardzo konsekwentny, co oczywiście nie poprawiało sytuacji.
Trzeba jednak przyznać, że przy wszystkich swoich ciemnych stronach II Rzeczpospolita dbała o artystów znacznie lepiej niż obecny rząd, fatalnie traktujący twórców - jako ludzi narodowi do niczego niepotrzebnych, a jedynie będących obciążeniem. Ówczesne państwo było dumne z takich ludzi jak Szymanowski; dziś prawdopodobnie nie doczekałby się on ze strony władz żadnej pomocy.
Artykuł ten zamieszczamy na naszych stronach dzięki uprzejmości redakcji "Tygodnika Powszechnego", który opublikował go w "Dodatku z okazji Roku Karola Szymanowskiego"
(Kraków, 7 października 2007).