[Marta Dzido: Małż. Korporacja ha!art, Kraków 2005, s. 203.]
"Wiek 24 lata, stan cywilny: samotna narzeczona karierowicza-pracoholika, kochanka żonatego, oficjalnie panna, panna koziorożec. Niemiła, niekulturalna, z nałogami i obwisłymi cyckami." Nie jest to bynajmniej cytat z Dziennika Bridget Jones, ale fragment najnowszej prozy polskiej. W ten sposób przedstawia siebie główna bohaterka Małża - debiutanckiej powieści Marty Dzido. Oczywiście pisanej w pierwszej osobie, bo książki quasi-autobiograficzne w ostatnim czasie najlepiej się sprzedają.
Magda jest wyidealizowaną przedstawicielką młodego pokolenia - ma wyższe wykształcenie, biegle zna języki obce, mieszka w dużym mieście i planuje ślub. Jej poukładane życie sypie się, gdy z powodu redukcji etatów w firmie zostaje niespodziewanie zwolniona. Motyw przewodni powieści to perypetie związane z szukaniem pracy. Temat aktualny, ale częściej niż w literaturze obecny w mediach i nudnych wypowiedziach polityków. Wyjątkiem może być tutaj Zwał Sławomira Shutego (świetna scena wizyty w pośredniaku). Marta Dzido w interesujący sposób parodiuje żargon specjalistów HR i kpi z poradników kreatywnego szukania pracy. Powieść trafnie oddaje sposób myślenia osoby, która dzięki wyzwoleniu z kieratu codziennych obowiązków, odkrywa nowe aspekty rzeczywistości. Dostrzega pustkę swojego dotychczasowego życia. Ale nie ma tutaj nagłych i dramatycznych epifanii. Jest tylko zapis natłoku gorzkich myśli.
Rozmowy z ewentualnymi pracodawcami to interesujący przegląd typów ludzkich, zapadające w pamięć epizody, w których autorka ujawnia satyryczny pazur. Wszystkie kończą się sakramentalną formułką: "Oddzwonimy do pani". Marta Dzido przy pomocy grubej kreski kreśli obraz kolejnych środowisk, z którymi się styka jej bohaterka. Bezlitośnie obnaża powierzchowność i zakłamanie przywoływanej rzeczywistości. Krytykuje niemal wszystko - od istniejących relacji społecznych po plastikowy wizerunek współczesnej kobiety wykreowany przez kolorowe magazyny. Nie stroni od czarnego humoru. Jej ironiczne uwagi tną jak skalpel. Kolejne, coraz bardziej absurdalne rozmowy kwalifikacyjne bohaterki wyznaczają rytm powieści. Uświadamiają, że nie ma wyjścia z błędnego koła. Magda czuje się zagubiona. Rozpada się wewnętrznie:
"Coraz częściej kiedy widzę się przed lustrem, to muszę powtarzać sobie w myślach swoje imię i nazwisko, czuję się obco, czuję się z boku. [...] Patrzę i jestem poza".
Mamy wrażenie, że ta opowieść nie może skończyć się happy endem. Tak też dzieje się w pierwszym wydaniu powieści (okładka brązowo-błękitna). Miesiąc później ukazał się Małż z zakończeniem optymistycznym (okładka fioletowo-zielona). W księgarni książki stoją obok siebie. Czytelnik sam musi zdecydować, jakie zakończenie historii bardziej mu odpowiada. Do mnie przemawia epilog pesymistyczny, w którym neurotyczny monolog Marty został ucięty w pół zdania. To mocne i nie pozostawiające złudzeń zakończenie.
Na czym polega aktualność Małża? To kolejny głos w dyskusji zapoczątkowanej przez głośny artykuł lidera Cool Kids of Death Kuby Wandachowicza pod tytułem "Generacja Nic", który ukazał się na lamach "Gazety Wyborczej". Bohaterka powieści naiwnie sądzi, że jeśli może pochwalić się rocznym stażem w Paryżu, to bez problemu znajdzie dobrze płatną, a jednocześnie satysfakcjonującą pracę. Tymczasem oferuje się jej parzenie kawy i siedzenie w bieliźnie przed kamerą internetową. Bardziej intratne posady można dostać jedynie po znajomości. Dziewczyna szybko pozbywa się złudzeń. Na usta ciśnie się jeden komentarz: "A to Polska właśnie...". "Pokolenie nic" nie walczy o wzniosłe ideały i zmianę systemu politycznego, ale wysyła setki si wi i odpowiada na ogłoszenia w rodzaju "Ulotki - bezrobotni - 4 zł/godz.".
Małż nie ubarwia rzeczywistości, ale ją odsłania. To udana próba uchwycenia prawdy o współczesności. W powieści nie brakuje scen, które sprawiają wrażenie reporterskiego zapisu. Być może również dlatego, że autorka bez skrępowania czerpie z własnego, bogatego (mimo młodego wieku) doświadczenia życiowego. Dotychczas pracowała w ponad 20 (!) zawodach, m.in. jako nauczycielka, sekretarka i dziennikarka. Podobnie jak bohaterka zajmowała się tłumaczeniami, pozowała na ASP oraz pracowała w agencji reklamowej.
Istotny w książce jest wątek antykonsumpcyjny, który z takim powodzeniem eksploatują chociażby Sławomir Shuty i Dawid Bieńkowski. Magda z Małża całymi dniami ogląda głupiutkie teleturnieje na zachodniej licencji:
"pan z ekranu telewizora mówi głosem cieplutkim jak zwymiotowana przed chwilą gorąca zupa wpychana dzieciom do gardeł przez brzydkie panie przedszkolanki". Znany patriotyczny wierszyk "Kto ty jesteś? Polak mały" zostaje uzupełniony o hasła reklamowe i litanię marek najpopularniejszych produktów. Ostatnia fraza
"A w co wierzysz? W emtivi" nie razi, a nawet wydaje się w tym kontekście logicznie uzasadniona. W nowej rzeczywistości liczy się jedynie autopromocja, marketing, zdobywanie kasy oraz przyklejony do twarzy fałszywy uśmiech.
Małża czyta się dobrze, a opowieść o bezrobociu pióra Marty Dzido nie przypomina czarno-białego reportażu społecznego. W dużym stopniu dzięki lekkiemu językowi. Sposób pisania Dzido to soczysty miszmasz, w którym spolszczone amerykanizmy (łikend, badilenglidż, imidż) sąsiadują z dosadnymi wulgaryzmami. Próbkę takiego stylu reprezentuje fragment umieszczony przez wydawcę na okładce, chociaż ten prowokacyjny cytat nie do końca przystaje do klimatu całości. Autorka ograniczyła dosadny język do niezbędnego minimum. A przecież mogła pójść na łatwiznę i umieścić w książce kilka dodatkowych, "mocnych" scen. Ten zabieg marketingowy z pewnością podniósłby pozycję Małża w rankingach sprzedaży. Na szczęście Marta Dzido oparła się tej pokusie.
Jeśli ustawimy powieść w szerszym kontekście, zobaczymy historię o nieprzystosowaniu do życia. O tym, że człowiek sam musi sobie radzić ze swoimi demonami. Ginie, jeśli nie jest w stanie zgodzić się na obowiązujące, ustalone przez ogół standardy. Wtłoczyć w schemat codzienności. Dla postaw hamletowskich nie ma zrozumienia w żadnym czasie. Idąc tym tropem, można stwierdzić, że Małż jest przede wszystkim kolejnym studium samotności. Momentami przypomina inny tekst o zagubionych młodych ludziach, który robi ostatnio oszałamiającą karierę - Opowieści o zwyczajnym szaleństwie Petra Zelenki. Powieść Dzido również mówi o powierzchownych relacjach między najbliższymi ludźmi. O niemożności porozumienia z narzeczonym, kochankiem, rodzicami. Pokazuje różne odcienie samotności. Od innych oddziela nas nieprzekraczalna bariera. Słyszymy dobre rady i pouczenia, ale słowa te są jedynie zbiorem okrągłych i nic nie znaczących zdań. Miłość zostaje zredukowana do szybkiego seksu w windzie lub pod prysznicem. W dzień twoich urodzin możesz się jedynie spodziewać telefonu z działu windykacji sieci komórkowej.
Słabym punktem książki są fragmenty, w których autorka skupia się na sercowych rozterkach Magdy. Opowieść o ukrywanym przed światem romansie z żonatym kolegą ze studiów to doskonale znany schemat. Błaha historyjka, którą raczej trudno się przejąć. W tych momentach Dzido niebezpiecznie dryfuje w kierunku popularnej literatury romansowej, przez wielu utożsamianej, niestety, z całym nurtem prozy kobiecej. Usunięcie tego wątku w niczym nie zaszkodziłoby powieści, bo konstrukcja utworu rozmywa się, gdy do głosu dochodzą uczucia bohaterki. Zresztą obaj mężczyźni jej życia to pozbawione indywidualnych cech papierowe postaci. Nie bez powodu, ponieważ Małż opisuje świat wyłącznie z kobiecego punktu widzenia. Jest zapisem myśli, lęków i pragnień kobiety. To literatura feministyczna w dobrym tego słowa znaczeniu.
Małgorzata Szlachetka © by "Twórczość" 2006 | |