Cóż za wspaniały wiersz! - Mańka Skoroświt. Jak go nazwać? Balladą dworcową? Pieśnią dziadowską? Nekrotykiem (wynalazek genologiczno-poetycki filozofa i poety Wacława Mejbauma)?
Balladą - bo bohaterka to postać z ballady. Mieszkająca na dworcu bezdomna, pokazująca w uśmiechu
"czarne pieńki zębów". Zniszczona i przedwcześnie postarzała kobieta ciągnąca za sobą
"woń moczu i naftaliny". Prawdziwa Pani mająca w sobie
"coś z majestatu szesnastowiecznych dam dworu".
Pieśnią dziadowską - bo opowieść o Mańce wytwarza aurę cudowności, okrucieństwa i świętokradztwa. Ten, kto opowiada, widzi w Mańce niemal dworcową świętą, która idzie
"krokiem źrebicy". Świętą, której zapach przyprawia jednocześnie o duszący zachwyt, zazdrość i mdłości. Ów opowiadacz zna dobrze Dworzec, pomieszkuje tam, ale swe obserwacje ubiera w wersy i wynosi na zewnątrz - aby nas zadziwić, przestrzec i pouczyć.
Nekrotykiem - bo przedmiotu erotycznej fascynacji nie sposób tu odróżnić od przedmiotu tanatycznej odrazy. To, co powabne, odrzuca, a to, co obrzydliwe, pociąga. Odór daje najgłębszy wgląd w tajemnice pożądania.
"Cuch pocących się murów" staje się metaforą zamknięcia w ciele. Mańka,
"królowa bram przechodnich", rządzi, bo ma moc budzenia pożądania:
Pięć dych - powiada do ciecia zapasowego składu -
Pięć dych, a tak ci dogodzę, jak nie dogodzi rodzona matka.
Duszę się z zazdrości.
To zakończenie rzuca czytelnika na kolana.
Wiersz taki jak Mańka Skoroświt wystarcza, żeby zapamiętać całą książkę. Ale wierszy tak dobrych lub prawie tak dobrych w tomiku Andrzeja Mandaliana Poemat odjazdu jest zdecydowanie więcej. Przy czym są to często wiersze zupełnie inne od Mańki. Na przykład takie jak Pasaż:
Słowa z warg - nieposłuszne,
listy - niewierzytelne.
Schadzki nasze: zaduszne,
zejścia nasze: śmiertelne!
Cmentarne rozstaje,
Szron kwiatów na grobie.
Jeśli mi coś zostaje,
To niepamięć po Tobie.
To tylko fragment, ale on wystarcza, żeby pokazać, jak duża jest rozpiętość poetyk, które uprawia Mandalian. Oczywiście, ktoś mógłby rzec, że w gruncie rzeczy oba przywołane wiersze coś łączy: oba mówią o miłości, która żyje mimo śmierci, obok niej, poprzez nią lub w niej. To prawda - ale wszystko, co można powiedzieć ponadto, wiersze te różni. Pierwszy jest stylizacją, czerpie swą siłę z tego, co dzieje się między tekstami i gatunkami, drugi przywołuje wyrazisty kontekst biograficzny (poeta zwraca się do zmarłej żony). Pierwszy odwołuje się do kolokwialnych, choć przefiltrowanych przez tradycję literacką pokładów mowy potocznej, drugi jest ostentacyjnie literacki, zbudowany jakby z samych cudzysłowów (stąd kursywa!). Pierwszy to literatura wysoka udająca (znakomicie!) literaturę niską, drugi - literatura wysoka, która wstydzi się swej konwencjonalności, ale dzięki temu wstydowi raz jeszcze odzyskuje swą prawomocność.
Jak te różne poetyki łączą się ze sobą i gdzie jest głos samego poety - jeśli jest gdziekolwiek, jeśli jest gdzieś, gdzie można go zlokalizować? Tu potrzeba kilku systematycznych wyjaśnień. Na tom Mandaliana składają się trzy cykle wierszy. Obecność pierwszych dwóch wskazują podawane nad tytułem, kursywą, w lewym górnym rogu strony określenia "Centralny", "Poczekalnia". Trzeci cykl wyodrębniony został inaczej: wszystkie należące do niego utwory mają ten sam tytuł Pasaż (z podaniem numeru) i zapisane zostały kursywą. Mandalian zestawia wiersze z poszczególnych cykli tak, aby wytworzyć pewien przebieg fabularny, skontrastować je ze sobą, uzyskać odpowiednią dynamikę lektury. Robi to wprawną ręką. Najbardziej różnią się, co starałem się pokazać, cykle "Centralny" (do niego należy Mańka Skoroświt) oraz "Pasaże". "Poczekalnia" stanowi pomost pomiędzy nimi; temu cyklowi całość zawdzięcza swą spójność. Jednak żaden z trzech głosów nie jest głosem samego Mandaliana - to wydaje się kluczowe. Wobec każdego ze sposobów poetyckiego wysłowienia Mandalian zachowuje dystans. Mówię: Mandalian, choć być może powinien użyć pewnego pojęcia poetyki strukturalnej i powiedzieć "podmiot tomu" ("podmiot utworów"). Wyraźne jest bowiem, że ponad narratorami poszczególnych tekstów istnieje jeszcze jakaś inna instancja, której nie sposób utożsamić z żadnym podmiotem mówiącym z któregokolwiek tekstu (są one zbyt różnorodne), ale też którego nie należałoby chyba zbyt pochopnie utożsamiać z samym autorem. Ów "podmiot tomu" milczy, ale to on rozdaje karty. Mówiąc w starym stylu, można by rzec: "duch poety ulata, kędy chce". Jest tu i tam, ale nigdzie i nigdy na stałe. Każdy używany styl należy do niego, ale on nie mieści się w żadnym. Nie wybiera między językiem wulgarnym a tkliwym, ale sięga po nie często - wybiera oba jednocześnie i wcale nie popada w sprzeczność. Wobec każdego sytuuje się bowiem w relacji dystansu. Nieufność wobec reguł mowy poetyckiej - oto najważniejsza reguła. Zarówno wobec motywów nazywanych turpistycznymi (samo określenie jest jednak wybitnie niejasne), jak i motywów, które znamy z późnej twórczości
Staffa,
Iwaszkiewicza i
Miłosza (cykl "Pasaże"). Poemat odjazdu to nie tylko poemat o śmierci bliskich i przeczuciu własnej śmierci, lecz także o śmierci i pośmiertnym życiu konwencji poetyckiego mówienia. Może nawet nie tyle różnych wybranych konwencji, co samego mówienia poetyckiego jako konwencji.
Podejście Mandaliana do tej sprawy, jakie się daje wyeksplikować na podstawie postanowień tej szarej eminencji zwanej "podmiotem tomu", wydaje się niezwykle ciekawe. Można by je określić mianem: warunkowa akceptacja. Akceptacja bez roztrząsania sprawy, czyli bez autotematyzmu. Bez dramatyzowania aktu pisarskiego, bo nie on jest przedmiotem namysłu. Bez ostentacyjnych manifestacji zwątpienia w moc słów, bo nie chodzi tu o uogólnienia. Zderzać konwencje, ale nie po to, żeby je zniszczyć, lecz żeby ukazać ich kruchość - czyż nie to jest dźwignią wydobywającą liryzm? Ekspresyjny nadmiar pijackiej frazy jest równie bezradny wobec elementarnych doświadczeń egzystencji, jak dający efekt szeptu niedomiar słów. Mandalian używa i jednego, i drugiego sposobu (a nawet trzeciego, pośredniego - cykl "Poczekalnia"), używa ich zgodnie z regułami, ale do żadnego ostatecznie się nie przyznaje. Trochę przypomina to wszystko podejścia
Różewicza do konwencjonalności mówienia poetyckiego jako takiego - ale Mandalian jest mniej radykalny. Nie ma w tym jednak zarzutu, przeciwnie, taka inność powinna cieszyć.
Poemat odjazdu pokazuje, że Mandalian jest poetą świeżym, ożywczym i odważnym. Jego wiersze mają w sobie siłę ekspresji, pokazują, jak czerpać z tradycji, nie stając się tradycjonalistą, i jak uciekając przed konfesją, dać konfesję najgłębszą. Wiersze z "Centralnego" są energiczne, sensualne, twarde, dojmujące, niekiedy dobitne. "Pasaże" to cykl, w którym intymność wyłania się dzięki intensywnej świadomości konwencjonalności mówienia lirycznego, a zwłaszcza elegijnego. Metafora dworca - tak dobrze znana w literaturze - raz jeszcze potwierdza swą nośność. Mandalian nie pisze bowiem tylko o Dworcu (jako metaforze czy alegorii), ale również - po prostu - o Dworcu Centralnym w Warszawie. Jest w jego wierszach wiele dosłowności, choć nie jest to dosłowność dzisiejszego języka wulgarnego, ale raczej dosłowność - by tak rzec - języka wulgarnego widzianego na tle tradycji. Innymi słowy, nie tyle słuch językowy, ile trafnie dobrana metafora decyduje o realizmie przedstawienia (na przykład taka:
"odór dworca staje się we mnie ciałem"; metafora ta ma siłę i z całą pewnością zasługuje na odrębną analizę). "Centralny" i "poczekalnia" to symbole egzystencji, ale zarazem przedmioty realistycznego odwzorowania (czy raczej wytwory realistycznej kreacji). W symbolach tych dosłowność miesza się z niedosłownością, niedosłowność nie daje się od dosłowności odróżnić. To kolejny paradoks, ale pisanie o Poemacie odjazdu nieuchronnie prowadzi właśnie do paradoksów.
Na koniec o jednym jeszcze paradoksie. Najlepiej wyrazić go przez pytanie: czy Andrzej Mandalian jest starym mistrzem? Jeśli zgodzimy się, że stary mistrz to ktoś, kogo późne wiersze brzmią młodo i silnie, tak, Mandalian jest starym mistrzem. Na starość jest nowy, podczas gdy wielu młodych zaczyna od pisania starczego, od naśladowania wymyślonych przez innych poetyk. Ale rzecz też w czymś innym. Łatwo zauważyć, że starymi mistrzami są nazywani ci, którzy byli także "średnimi" mistrzami, a nawet - mistrzami młodymi. Tacy starzy mistrzowie, jak
Różewicz,
Miłosz czy
Iwaszkiewicz, byli mistrzami już za młodu - i po prostu się zestarzeli. Inaczej Mandalian. On nie uchodził za mistrza - i nic dziwnego, bo na wiele lat zarzucił pisanie. Ale może właśnie do kogoś, kto na starość wrócił do poezji i zaczął pisać świetne wiersze, najbardziej pasuje określenie stary mistrz?
Andrzej Skrendo
© by "Twórczość" 2008
Tomik Poemat odjazdu uzyskał nominację do nagrody literackiej
Nike 2008...