Fragmenty opisujące zstępowanie Kuczoka w dziewicze czeluście terra incognita są tak ekscytujące, że w dużej mierze tłumaczą – acz nie usprawiedliwiają – zawarte w szkicach z pierwszej części książki ataki autora na wszystko, co się rusza po powierzchni ziemi.
Nikt w polskiej prozie nie wkładał aż takiego impetu jak Kuczok, a zarazem nie szczędził równie gorzkiej ironii, w demaskowanie przejawów prowincjonalizmu w naszej patriarchalnej rodzinnej mentalności, prowadzącej do wychowawczych zwyrodnień ("Gnój"). Taki sposób prowadzenia fabuły sprawił, że fikcja powieściowa nabierała siły oddziaływania interwencyjnych reportaży.
Swoimi bohaterami Kuczok czyni na ogół ludzi przegranych. Inteligentów po przejściach, uwikłanych w mało heroiczne zmagania z beznadzieją codzienności i powolną utratą złudzeń ("Doktor Haust"). Ludzi, którzy przeszli przez dno upokorzeń, a teraz zadziwiająco nieporadnie próbują utrzymać się na powierzchni.
Można się zastanawiać, na ile poszczególne postacie z prozy, filmów i scenicznych przeniesień utworów Kuczoka stanowią porte-parole autora. W szkicach, które przynosi tom "Poza światłem", narratorem jest jednak sam pisarz. Czytelnik nie ma złudzeń, że formułowane na kartach tej książki pretensje do świata są jego osobistą niezgodą na zastaną rzeczywistość.
Wojciech Kuczok smaga piórem perfekcyjnie. W posegregowanych w rozdziały kilkuwierszowych pisarskich impresjach na najróżniejsze tematy, uderza w banał, stereotyp, brak autentyczności, fasadowość poczynań i mało chwalebne obyczaje – współziomków, rodaków, Europejczyków, ale i pozostałych mieszkańców planety. Robi to mniej lub bardziej celnie, a rozrzut ma olbrzymi, więc bez złudzeń – nikt się nie uchowa.
Słoneczność rozpraszająca; nie pisałem, pojechaliśmy oglądać Śląsk: osiedla na Bobrku, stara huta, elektrownia Szombierki – te wszystkie plątaniny rur i monumentalnych ruin, którymi zachwycają się fotograficy z Krakowa i innych Warszaw. Ale ten wielki mechaniczny smok wciąż jeszcze tu i ówdzie zieje ogniem, wciąż żyje, choć osiedla już raczej bezrobotnicze, z reklamą wypisaną farbą na murze: WPIERDOL CAŁODOBOWO.
Czy podobnej oferty Kuczok nie proponuje czytelnikowi? – pewności nie ma. Jest w tych ujętych w dobrze zakomponowane teksty spostrzeżeniach sporo racji. Jakkolwiek im dalej, tym trudniej pozbyć się wrażenia, że autor nikogo nie lubi i wszystkim ma za złe, a bawi się jedynie wtedy, kiedy zdrowo sobie szydzi.
Problem w tym, że mimo czytelniczej irytacji z przybierania przez autora nadto mentorskich tonów, od lektury "Poza światłem" trudno się oderwać. W drugiej części książki pisarz zstępuje na szczęście do głębi (ziemi), co łagodzi emocje, uspokaja umysł i przynosi zupełnie inny, oryginalny obraz świata. Pobyt w jaskini daje między innymi "komfort przebywania w przestrzeni asymetrycznej".
Neurotyk w nieskazitelnie geometrycznym koszmarze metropolii odczuwa głód nieporządku. W naturze jaskini leży nieporządek, nieprzewidywalność kształtów. Gaudí zyskał popularność dzięki temu, że intuicyjnie wywołał w kamieniu negatyw jaskini. No i ta metafora narodzin: wysiłek całego ciała po to, by wydostać się do światła. To naprawdę poprawia samopoczucie: regularnie rodzić się na nowo.
Tu wreszcie, odcięty od uprzykrzonego hałasu świata, może autor nacieszyć się komfortem absolutnej ciszy lub wpatrywać się w nieosiągalną nigdzie indziej pierwotną ciemność. Rozjaśni ją następnie lampką czołową i uda się na poszukiwanie endemicznych gatunków fauny, jak choćby bezpigmentowej, ślepej salamandry Proteus anguinus. Spolszczona pod nazwą odmieńca jaskiniowego, dożywa w podziemnych wodach stu lat. Można ją obejrzeć na fotografiach, które stanowią dodatkową atrakcję tej książki.
Dla Wojciecha Kuczoka, także alpinisty, który zdobył dach Europy, dopiero dotarcie do trzewi ziemi stanowi prawdziwe wyzwanie. W końcowej partii zamieścił "szczegółową kronikę moich odkryć jaskiniowych". Wbrew tej zapowiedzi zdradza jedynie część adresów. Widok wejść do odnalezionych przez niego jaskiń, wyślizganych po latach przez setki ocierających o nie kombinezonów innych entuzjastów speleologii, odkrywcę zarazem cieszy, ale i zasmuca, że są tak zadeptywane.
Lecz przecież nade wszystko chodzi o tę niedostępną gdzie indziej dziewiczość. Globalna wioska nam się zacieśnia, wszystkie peryferia już poznaliśmy, nawet jeśli pozostały niezdobyte szczyty, wiemy z fotografii, jak wyglądają, a w ostateczności możemy na nie napluć ze śmigłowców. Tylko pod ziemią kryją się wciąż setki kilometrów terra incognita. W świeżo odkrytych partiach powtarzam gest Neila Armstronga. Tu nigdy nie było człowieka, nienaruszona przez miliony lat glina przyjmuje ślad mojej stopy.
Wojciech Kuczok (ur. 1972) – prozaik, krytyk filmowy, scenarzysta. Autor zbiorów opowiadań "Opowieści słychane" (1999), "Szkieleciarki" (2002), "Widmokrąg" (W.A.B. 2004) i "Opowieści przebrane" (W.A.B. 2005). W 2003 roku nakładem W.A.B. ukazała się powieść "Gnój", uhonorowana między innymi Nagrodą Nike i Paszportem "Polityki". Książkę przełożono na piętnaście języków. Na podstawie wybranych wątków autor napisał scenariusz filmu "Pręgi", wyreżyserowanego przez Magdalenę Piekorz. Druga powieść Kuczoka, "Senność" (W.A.B. 2008), także została przeniesiona na ekran przez Magdalenę Piekorz. Wydane w 2010 roku "Spiski. Przygody tatrzańskie" zdobyły tytuł Książki Jesieni 2010 i były nominowane do "Szczytów kultury" portalu G-punkt.pl. Kuczok pisuje ponadto eseje: w 2006 r. nakładem W.A.B. ukazał się zbiór "To piekielne kino", w 2009 roku – kolejna książka o filmie, "Moje projekcje".