Bohaterka występuje pod imieniem Persi, co stanowi zdrobnienie od Persefony. Dziwaczny pseudonim zawdzięcza niejakiej Dianie, szefowej rodzimego biura turystycznego, zatrudniającej ją jako przewodniczkę kolejnych grupek polskich urlopowiczów na Krecie. Persi nie ma złudzeń co do swoich podopiecznych – od początku traktuje ich aż nadto protekcjonalnie, niby grupkę niesfornych, niezbyt rozgarniętych uczniów.
Z pozbawionego właściwości, bezbarwnego tła rozdokazywanych urlopowiczów, wyławia jedynie staromodnie odzianego pana w czerwonym berecie komandosa, chadzającego na ogół swoimi ścieżkami. Przekazując rutynowe komunikaty, Persi zacznie się w końcu zwracać wyłącznie do niego, tytułując go Profesorem. Sam zainteresowany nie będzie protestował, co zdaje się dobrze oddawać charakter jego zajęć – nietypowego turysty, pochłoniętego głównie poszukiwaniem śladów hitlerowskiej inwazji na Kretę. Ale czy tylko?…
Powieść Tomasza Łubieńskiego igra z ciekawością, może nawet z cierpliwością czytelnika. Lektura "Turnusu" stopniowo wprowadza go – niczym jednego z szeregowych uczestników wyprawy na Kretę – nie tyle w klimat i historię samej wyspy, ile w rolę członka pewnej zamkniętej społeczności. Autor czyni to za pomocą języka, jakim posługuje się nieustannie perorująca przewodniczka, której dość osobliwa, niekiedy wręcz irytująca mowa, zlewa się w końcu w mało czytelny informacyjny szum.
Wyuczoną konferansjerką przemówień, z jakimi zwracała się do uczestników turnusu, Persi zdawała się zagadywać własną bezsilność, niepokój wewnętrzny, poczucie rozdarcia i niespełnienia. Od pierwszej chwili atakowała więc bezkarnie swoich urlopowiczów, którzy mogli się poczuć oszołomieni tym nie zamierającym potokiem słów. I osaczeni jej niezwykłą nadaktywnością.
Halo, halo, mili państwo, oto rozprasza się egejska noc gęsta jak mgła i już pod skrzydłami naszego samolotu defilują wyspy. Całym archipelagiem. Wyspy płowe od pierwszego słońca, niby skóry dzikich zwierząt rzucone na fale. Prosto z jasnego nieba. Ładnie powiedziane, prawda? Żałuję ogromnie, ale koncept nie jest mój. Niestety. Wymyślił go pewien poeta. Nazwiska nie pamiętam. Za co z całego serca państwa przepraszamy.
Częste obcowanie z podróżującymi rodakami nauczyło Persi trzymać ich na dystans. Wyluzowana do zblazowania, sprzedawała im wiedzę o starożytnej i najnowszej kulturze greckiej – nic to, że na poziomie szkoły podstawowej. Coraz bardziej spoufalona ze swoimi podopiecznymi, nie szczędziła im w zamian taniego, aluzyjnego dowcipu słownego, zaczerpniętego jeśli nie z telewizyjnych popisów kabaretowych, to z żargonu przetykających je reklam.
Słowem, główna bohaterka jawiła się nam jako równiacha. Żeński odpowiednik brata łaty. Zadziwiające, że ów kokon, w jaki się spowija, żeby zbytnio nie wejść w zbędne parantele z kolejnymi klientami, nie przeszkadza co bystrzejszym postronnym – w szczególności czytelnikom książki – dostrzec w niej całkiem zaradnej i inteligentnej osoby.
Trzeba było jednak dopiero przenikliwości Profesora, żeby w tak właśnie ukształtowanej "maskotce" (zapewne w myśl wizji szefowej biura podróży), odnaleźć bratnią duszę. Nie znając jej przeszłości – dziewczyny, która jeśli nawet popełniała błędy, to z rozmysłem i na własny rachunek – zaryzykował złożenie jej nietypowej propozycji. Nie została ona, o dziwo, odrzucona.
Wędrówka tej pozornie niedobranej pary na Psiloritis, najwyżej położony szczyt wyspy, okazała się konfrontacją młodości ze starością. Spontaniczności z doświadczeniem. Nadekspresji z powściągliwością. Powierzchowności z głębią. Piękna z mądrością. Tężyzny ze słabością. Wczesnej wiosny ze schyłkiem jesieni.
Nietypowa wyprawa na podziwiany wcześniej z dołu trójkątny szczyt okaże się brzemienna w skutkach. Dla Persi, której kolejne znaczące etapy życia wyznaczały spotkania z coraz dojrzalszymi mężczyznami, Profesor będzie kimś, kto w istotny sposób dopełni jej życiowej edukacji. Szczególnie pouczające okaże się ich spotkanie – w ostatnim, najwyżej położonym lokalu przy górskiej trasie – z dwoma uprzejmymi niemieckimi pedagogami.
Corocznie odwiedzają Kretę, aby dać wyraz… Że ich pokolenie nie podpisuje się pod czynami, jakimi na tej wyspie zaznaczyli się ich dziadkowie. Ale też i po to, żeby złożyć hołd tym wszystkim żołnierzom regularnej niemieckiej armii, którzy zginęli na posterunku, brutalnie wymordowani przez miejscową partyzantkę.
Persi z Profesorem dotrą wreszcie nieomal do samego szczytu, gdzie też z nagła spowije ich nieprzenikniona chmura. Gdy odpłynie, przewodniczka na próżno będzie wytężać wzrok za swoimi towarzyszem podróży. Dostrzeże za to swoją niedawno zmarłą matkę oraz dwóch maszerujących w nogę Niemców.
Tamci w tawernie mieli stare wojskowe plecaki. Ci dwaj, co właśnie maszerują w dół, ubrani są w podobnym stylu. Górska wiatrówka z kapturem […]. Ale takich rzeczy nikt dzisiaj nie nosi? Niektórzy lubią retro z demobilu. Jakiego demobilu? Żadnych wątpliwości, to przecież górska czapka z daszkiem. Taką niemiecką czapkę strzelców górskich można oglądać w wojennym muzeum. Chyba warto dokładnie spamiętać szczegóły. Specjalna wełna usztywniona dla fasonu końskim włosiem. Z przodu orzeł i swastyka zaplecione w kompozycję, naszyte fabrycznie. Po lewej […] żółta szarotka. Albo kozica na skałach. Która dywizja to nieistotne. Ci dwaj schodzą marszowym krokiem, co w górach jest praktycznie niemożliwe. Niemożliwe?
Niemożliwe stało się faktem – Profesor w tajemniczych okolicznościach zniknął. Rozpłynął się we mgle? Niczym tych kilka gimnazjalistek wraz z nauczycielką, tak sugestywnie ukazanych w "Pikniku pod Wiszącą Skałą"? Na Persi od następnego dnia czeka tymczasem nowy turnus.
Tomasz Łubieński – urodzony 18 kwietnia 1938 roku w Warszawie, zmarł 15 marca 2024 roku. Wszechstronny pisarz, dramaturg, eseista, publicysta i tłumacz. Studiował historię i polonistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Wieloletni członek redakcji tygodnika "Kultura", współpracował z "Res Publiką" (której był współzałożycielem), "Aneksem" i "Zeszytami Literackimi". Redaktor naczelny "Nowych Książek" oraz krytyk literacki w programie telewizyjnym "Dobre książki".
Jako poeta debiutował w 1955 roku w tygodniku "Dziś i jutro". Pierwszy utwór dramatyczny – jednoaktówka "Gra" – została opublikowana na łamach "Dialogu" w 1959 roku. Właśnie literackiej sztuce scenicznej poświęcił się na początku drogi twórczej. Z kolei w 1962 roku dał się poznać jako obiecujący prozaik w tomie opowiadań "Ćwiczenia". Jego najbardziej znane eseje rozważające słuszność polskich powstań narodowych w XVIII i XIX wieku ukazały się w 1978 roku w zbiorze "Bić się czy nie bić? O polskich powstaniach". Do tematu zrywów narodowościowych powrócił w 2004 roku w książce "Ani tryumf, ani zgon. Szkice o Powstaniu Warszawskim". Anna Nasiłowska, prezes Stowarzyszenia Pisarzy Polskich w rozmowie z PAP mówiła:
Tomasz Łubieński czuł się gospodarzem literatury polskiej. Zawsze był niesłychanie zaangażowany w sprawy, które wydają się historyczne, ale tak naprawdę mają duży wpływ na nasze życie.
Łubieński opublikował między innymi: "Pod skórą" (1980), "Czerwonobiały" (1983), "Pisane przedwczoraj" (1983), "Bohaterowie naszych czasów" (1986), "Norwid wraca do Paryża" (1989), "M jak Mickiewicz" (1998), "Wszystko w rodzinie" (2004, Nagroda Literacka im. Władysława Reymonta) oraz "1939. Zaczęło się we wrześniu" (2009), "Turnus" (2012), "Molier nasz współczesny" (2014). Jego dramaty znalazły się w repertuarze między innymi Starego Teatru w Krakowie ("Zegary", 1970), Teatru Polskiego we Wrocławiu ("Koczowisko", 1979) i Teatru Narodowego w Warszawie ("Ostatni", 2004). Był konsultantem literackim stołecznego "Teatru na Woli", należał do zespołu redakcyjnego miesięcznika "Teatr".
Należał do Związku Literatów Polskich (1972-1983), Stowarzyszenia Pisarzy Polskich (od 1989), Polskiego PEN Clubu (od 1979). W 2006 roku został uhonorowany Krzyżem Komandorskim Orderu Odrodzenia Polski. Prywatnie uprawiał taternictwo i alpinizm, w swoich utworach czasem nawiązywał do swojej pasji (m.in. w "Ćwiczeniach").