Tamara Łempicka namalowała siebie za kierownicą sportowego samochodu. Regularne rysy twarzy, alabastrowa cera i posągowy profil czyni artystkę podobną do starożytnych rzeźb greckich. Takie skojarzenie wzmacnia nagromadzenie jasnych, niemal monochromatycznych, elementów: cielistej rękawiczki, niewielkiego szarobeżowego kasku-pilotki i rozwianego szala w tym samym kolorze, okalającego szyję malarki. Dolną część płótna zajmuje fragment lśniącej, zielonoturkusowej karoserii. Nad klamką dostrzec można sygnaturę artystki stylizowaną na nowoczesne, zgeometryzowane logo. Ujęte w prostokąt litery TJL to skrócony podpis "Tamara Junosza Lempicka". Choć artystka zazwyczaj umieszczała na swoich pracach nazwisko "de Lempicka", tym razem dodała w sygnaturze także odwołanie do herbu Junosza, należącego do jej męża Tadeusza Łempickiego.
Ukazując siebie właśnie w samochodzie – pojeździe szybkim, eleganckim, nowoczesnym – Łempicka wyraźnie nawiązywała do futuryzmu, dla którego typowa była fascynacja prędkością, techniką czy miejskim życiem. Niewykluczone, że Łempicka zainspirowała się zdjęciem André Kertésza z 1927 roku, na którym węgierski fotograf uwiecznił młodą kobietę w pilotce, kierującą sportowym samochodem. Motyw z obrazu Łempickiej z jednej strony wpisuje się więc w kult maszyny, a z drugiej – prezentuje samochód jako narzędzie emancypacji kobiet. Kobieta prowadząca auto, szczególnie w latach 20. XX wieku, wkracza w sferę zdominowaną przez mężczyzn. To współczesna amazonka, która zamieniła konia na mechaniczny środek transportu.
Artystka stylizuje się na femme fatale, kobietę niezależną, wyzwoloną, pociągającą i czasem niebezpieczną. Podkreślają to czerwone usta, krótkie włosy oraz powłóczyste spojrzenie rzucone spod półprzymkniętych powiek bezpośrednio w stronę widza. Słynny "Autoportret" ściśle łączy się z wizerunkiem świadomie kreowanym przez Łempicką. Artystka fotografowała się w stylizacjach upodabniających ją do gwiazdy kina (podobno mylono ją z Gretą Garbo), a także rozsyłała swoje zdjęcia do luksusowych magazynów modowych. Jej strategia odnosiła sukcesy – pisał o niej m.in. "Harper’s Bazaar". W styczniu 1932 roku reporter, któremu Łempicka udzieliła wywiadu przy okazji wizyty w Warszawie, w ten sposób przedstawiał czytelnikom czasopisma "Świat" malarkę:
Sylweta zupełnie paryska. Duże, jasne, wnikliwe oczy, włosy blond i nos grecki, lekko zgarbiony. Usta ukarminowane i paznokietki wymanikiurowane ochrą. Wzrost, jak na kobietę, pokaźny. Stroje wymarzone, futra najdroższe! Budzi zaciekawienie już swoją prezencją.
Zastosowane przez Łempicką rzeźbiarskie, zgeometryzowane budowanie kompozycji to jeden z najbardziej charakterystycznych zabiegów malarki. Artystka w zręczny sposób łączyła kubizujące formy z klasyczną estetyką, tworząc charakterystyczną dla jej malarstwa mieszankę tradycji i nowoczesności. Wykorzystywała czyste kolory, a ukazywane przez nią przedmioty miały jakby wypolerowane powierzchnie o metalicznym blasku. Twórczość Łempickiej w latach 20. i 30. przypominała poniekąd ilustracje z luksusowych magazynów mody dwudziestolecia międzywojennego. Estetyka jej prac doskonale do nich pasowała, podobnie jak tematyka – artystka malowała przede wszystkim portrety pięknych, eleganckich kobiet, często nasycone erotyzmem.
"Autoportret" został przygotowany na zlecenie niemieckiego żurnala "Die Dame". Podobno wydawca magazynu zobaczył w Monte Carlo prowadzącą samochód artystkę i natychmiast zamówił u niej podobny obraz na okładkę. Łempicka utrzymywała, że nie została rozpoznana, a mężczyznę po prostu zafascynowała ujrzana scena. Nie wydaje się to jednak prawdopodobne, ale znakomicie pasuje do mitu świadomie kreowanego przez malarkę. Co ciekawe, Łempicka jeździła wówczas żółtym renaultem, ale na obrazie przedstawiła zielone bugatti – według niej uchodzące za bardziej eleganckie.
W rzeczywistości w tym czasie Łempicka miała już na swoim koncie kilka projektów zrealizowanych dla "Die Dame" – w sumie cztery okładki, m.in. kompozycje "Pełnia lata" (1928) oraz zimowe "Saint Moritz" (1929). Jej obrazy pojawiały się także na okładkach polskich czasopism, np. kilkakrotnie zdobiły pierwszą stronę warszawskiego tygodnika "Świat". Komercyjne zlecenia były bardzo korzystne finansowo, a szeroka dystrybucja zwiększała rozpoznawalność artystki.
"Autoportret w zielonym bugatti" zyskał ogromną popularność właśnie jako reprodukcja. Znany z okładki "Die Dame" (1929) wizerunek stał się szybko ikonicznym obrazem nowoczesnej, wyzwolonej kobiety oraz jednym ze sztandarowych przykładów nurtu art déco. Oryginalny obraz, malowany farbami olejnymi na desce stosunkowo niewielkich rozmiarów (35 x 27 cm) znajduje się w prywatnej kolekcji. Jako odrębne dzieło sztuki został wystawiony dopiero w 1972 roku.
Autorka: Karolina Dzimira-Zarzycka, listopad 2017
Tamara Łempicka, Autoportret w zielonym bugatti
1929
olej na desce