Gdy w październiku 1989 roku Joanna Szczepkowska ogłaszała na telewizyjnej antenie, że oto "skończył się w Polsce komunizm", nie wspominała nic o haitańskim szamanie, który przyłożył rękę do obalenia systemu. Film Bartka Konopki i Piotra Rosołowskiego oddaje mu sprawiedliwość. Twórcy nominowanego do Oscara "Królika po berlińsku" sięgają bowiem do tajemniczej historii Amona Frémona, haitańskiego kapłana wudu, który na zaproszenie Jerzego Grotowskiego w 1980 roku odwiedził Polską Rzeczpospolitą Ludową.
PRL oczami szamana
Nie rozumiał, dlaczego dywany były tak ważne, że starsze panie stały w wielogodzinnych kolejkach, by kupić jeden z nich. Kiedy patrzył na warszawski Pałac Kultury i Nauki, majestatyczny budynek wydał mu się podobny do haitańskich grobowców. Tyle, że miał okna. A przecież "grobowiec z oknami to nienajlepszy pomysł".
Rzeczywistość widziana oczami Frémona w niczym nie przypomina potocznych obrazków z PRL-u. Przybysz z Haiti przykłada miarę swojej kultury do topornej, socjalistycznej rzeczywistości. W państwowych dożynkach widzi religijny rytuał, w którym młode dziewczęta składają hołd starym mężczyznom, w generale Jaruzelskim dostrzega złego demona, a oddziały milicji przyrównuje do hord zombie."Wszystko tu wyglądało inaczej. Nawet deszcz padał w inny sposób, głośniej. Jakby to był kraj głuchych ludzi" – mówi narrator filmu.
Konopka i Rosołowski odważnie rysują historyczne paralele. Patrząc na Polskę lat 80-tych, dostrzegają podobieństwa z dziejami Haiti. Polska obserwowana przez Frémona to kraj zbudowany na grobach i krzyżach, miejsce, w którym kwitnie duchowe życie. W filmie Konopki i Rosołowskiego głód duchowości, który w latach 80-tych znajdował ujście w kulcie Jana Pawła II i Maryi, był czynnikiem jednoczącym ludzi na co dzień pozamykanych w swoich kokonach. Duchowy niedosyt łączył też filmowego bohatera z polskim społeczeństwem.
Nowy film twórców "Królika po berlińsku"
W dokumentalnych filmach Bartka Konopki i Piotra Rosołowskiego nic nie jest takie, jakie się wydaje. Gdy w 2003 roku Konopka nakręcił swoją "Balladę o kozie", z prostej opowieści o tym, jak dolnośląskie władze postanowiły pomóc ubogim rodzinom wręczając im pod opiekę "kozy żywicielki", wyszedł poruszający film o nadziei. Kiedy parę lat temu w "Króliku po berlińsku" wraz z Rosołowskim opowiadał o sympatycznych zwierzakach żyjących pomiędzy ścianami berlińskiego muru, stworzył jedną z najbardziej wdzięcznych metafor głodu wolności.
Kiedy więc postanowił opowiedzieć o podróży haitańskiego kapłana wudu do Polski epoki Gierka, nie chodziło jedynie o dokumentalną relację obcokrajowca patrzącego na egzotyczną rzeczywistość PRL. Konopka i Rosołowski działania solidarnościowej opozycji nieco ironicznie ilustrują filmowymi fragmentami przedstawiającymi polskie powstania: mamy tu i kosynierów, i wojnę polsko-bolszewicką. Wszystko po to, by opisać polską duchowość naznaczoną romantyzmem.
"Sztuka znikania" nie jest do końca dokumentem. To raczej filmowa impresja korzystająca z dokumentalnej formy. Choć autorzy filmu wychodzą od rzeczywistej historii Amona Frémona i jego znajomości z Grotowskim, prezentują widzom osobistą wizję jego losów. O samym szamanie wiadomo niewiele – miał na Haiti polskich przodków, zostawił po sobie zaledwie kilka relacji tych, którzy go spotkali, którym pomógł lub opowiedział fragmenty swojej historii.
Winkelried z Haiti
Monologi Frémona napisane przez Ignacego Karpowicza, znakomitego pisarza młodego pokolenia, przedstawiają go jako szamana, który lepiej niż my sami zdołał zrozumieć narodową mitologię wyhodowaną na krwi i cierpieniu. W przewrotny sposób sam wpisał się zresztą w tę mitologię – aby wyrwać Polskę z rąk demonicznego generała Jaruzelskiego filmowy szaman odprawił bowiem rytuał, który przyczynił się do upadku systemu, ale jemu samemu odebrał duchowe moce. Tak oto przybysz z Haiti niczym Winkelried poświęcił siebie dla ratowania ojczyzny przodków.
Film Konopki i Rosołowskiego to ironiczna etiuda rozpięta między fantasmagorią, absurdem i dokumentalną rekonstrukcją. Reżyserzy "Sztuki znikania" z wyczuciem łączą archiwalne materiały z kronik filmowych ze współczesnymi zdjęciami realizowanymi zarówno w Polsce jak i na Haiti. Efektem jest silnie subiektywna relacja, w której emocje narratora korespondują z nieostrymi, czasem przepalonymi, kiedy indziej zaś niedoświetlonymi kadrami, nietypowym montażem i rytmem. Bo "Sztuka znikania" to historia PRL-u, jakiego nie znamy, opowieść przewrotna, daleka od łatwego sentymentalizmu i niejednoznaczna.
"Sztuka znikania" Bartka Konopki i Piotra Rosołowskiego będzie prezentowana podczas Planete+ Doc Festiwal w Warszawie w dniach 17, 18 i 19 maja 2013 r. Film będzie także prezentowany podczas tegorocznego festiwalu w Cannes.
Producentem filmu jest Instytut Adama Mickiewicza. "Sztuka znikania" jest częścią cyklu dokumentalnego "Przewodnik do Polaków".
Autor: Bartosz Staszczyszyn, 10.05.2013