Osiem lat upłynęło, odkąd Świetliki poprzednio „wróciły” po kilku latach nieobecności – z płytą "Las putas melancolicas". Do pracy przy tamtym albumie – tytuł nawiązywał do ostatniej, wtedy świeżej, książki Gabriela Garcii Marqueza – zespół zatrudnił Bogusława Lindę. Aktor śpiewał: "My jesteśmy kurwy dwie (…) my nie ufamy prostytutkom" (Marcin Świetlicki tłumaczył, że to nawiązanie do frazy "wszyscy artyści to prostytutki" Kazika Staszewskiego), a przede wszystkim wykonał piosenkę "Filandia". Zaczynający się słowami "Nigdy nie będzie takiego lata" utwór stał się największym przebojem w karierze Świetlików.
Schyłek, seks i patrzenie wstecz. Melancholijny Marquez, wyeksploatowany symbol realizmu magicznego. Melancholijny Linda – doskonały aktor z "półkowników" ("Przypadek" Kieślowskiego, "Kobieta samotna" Holland), wyeksploatowany jako symbol macho w kinie lat 90. No i Świetlicki, poeta "były", "czynny do odwołania", "nieczynny", ale przede wszystkim wokalista "kultowego zespołu o profilu muzycznym". Linda i Świetlicki osobno deklamowali: "jesteśmy starzy, piękni i bogaci". To był album, który otworzył drugie życie Świetlików, ich metakarierę. Pełen autoironii, wydany w wielkim koncernie płytowym, toczył grę ze stereotypami, z wizerunkiem artysty i zespołu.
Kontynuacji jednak nie było. Świetliki grały koncerty, powstawały nowe melodie, ale nie płyty – poeta grzebał się z pisaniem. Do składu dołączyli altowiolinistka Zuzanna Iwańska oraz pianista Michał Wandzilak. Gdy ciśnienie spadło, w końcu teksty posypały się jak z rękawa. Dlaczego? Bo w życiu Świetlickiego rok 2012 był czasem zmian, czegoś nowego, ekscytującego. Jak brzmi poeta, gdy nie jest ponury, ironiczny? "Znowu mam życie, ona mi je robi", śpiewa jasno i wprost, jak nigdy. W wywiadzie wspominał:
Na przykład wiersz "O." nie mógłby się znaleźć w innej książce [niż wydany kilka miesięcy temu tom "Jeden" – JŚ], ponieważ jest to czysty, miłosny liryk, a jakoś wcześniej nie mogłem się zdobywać na takie czyste rzeczy, bez żadnej ironii. A on jest właśnie bez ironii. Pierwszy raz mi się zdarzyło – to znaczy, nie pierwszy, ale taki liryczny liryk, w którym nie ma żadnych jaj, jest zwyczajnym lirykiem. I tym jestem zadziwiony. Z tego też się piosenka zrobiła, jedna z ładniejszych piosenek na płycie Świetlików. (http://www.exklusiv.pl/marcinswietlicki_wywiad-s720.html)
Zespół jak zawsze wykorzystuje nowe i stare teksty Świetlickiego. Są na "Sromocie" piosenki wykonywane przed laty w grupie Czarne Ciasteczka. Jednak to w nowościach – jak właśnie "O.", "Bałwan", "Gotham", "Przeprowadzka" (ze słowami "z Ło / do Bro"), "Przedtem" – słychać, jak gładko, nawet przebojowo brzmią nowe Świetliki. To zespół wyposzczonych kompozytorów, a nie zasępionych nudziarzy.
Z nowymi instrumentalistami grupa stała się bardziej liryczna, mniej rockowa. Tak jest w najciekawszej piosence na "Sromocie" – "Pinokiu". Długi numer w dawnym stylu Świetlików: powolny, natarczywy rytm, historia z "domu, w którym już nie mieszkam". Atmosferę kroić można nożem, a piosenka nie pozwala o sobie zapomnieć.
Charakterystyczny sposób śpiewania czy deklamowania, autoironia (w słowach i na scenie), wątki alkoholowe, miłosne i kryminalne, a także ten kapitalny "Pinokio" sprawiają, że Marcina Świetlickiego odbieram jako polską odmianę Nicka Cave’a. Tego już mniej ostrego, a bardziej lirycznego, z lat 90. i późniejszych. To właśnie gra Świetlików naprowadza na ten trop. A sam Świetlicki jest dla mnie wokalistą, a nie poetą. Jego głosu nie da się oddzielić od tekstów. Zawsze gdy czytam wiersz Świetlickiego w druku, słyszę jego głos.
"Serdeczne pozdrowienia z mentalnych wakacji", piszą muzycy w kartce pocztowej dołączonej do "Sromoty". A jest to wydawnictwo wielkich rozmiarów – niby dwupłytowe, ale w zakamarku opakowania schowano płytę trzecią, zatytułowaną "Posłuchaj starego zbożowego elewatora". O ile "płytę A" i "płytę B" można uznać za Świetliki poważne, "prawdziwe" i mocne, o tyle ta trzecia, dodatkowa, jest figlem z udziałem m.in. Lindy i Pablopavo. Nie ma się ona bronić, ma cieszyć i – gdy ktoś wesoły – cieszy. A zasadnicza część "Sromoty" jest dziełem błyskotliwym i bardzo udanym.
"Sromota", Świetliki, wyd. Karrot Kommando
Jacek Świąder, 4.11.2013