Strona tytułowa "Verbum nobile"; reprodukcja: Cyfrowa Biblioteka Narodowa www.polona.pl
1 stycznia 1861 roku na warszawskiej scenie odbyła się premiera "Verbum nobile", czwartej opery Stanisława Moniuszki. O napisanie libretta do tego dzieła poproszony został Jan Chęciński, który od tej pory stanie się jednym z głównych współpracowników artystycznych Moniuszki (Chęciński napisał jeszcze później libretta do "Strasznego dworu", "Parii" i "Beaty").
"Verbum nobile" to kolejna opera, w której odzywają się echa polskiej tradycji szlacheckiej. Akcja umiejscowiona w dworku polskim przywołuje czasy kontuszowe, kiedy stan szlachecki cechował się określonym etosem, na który składała się m.in. tradycja honorowo danego słowa.
W operze Moniuszki złożona przed wielu laty obietnica staje się przewrotnym źródłem konfliktów i nieporozumień. Dwaj przyjaciele, pan Serwacy i pan Marcin, przyobiecali sobie tuż po urodzeniu dzieci, że w przyszłości Zuzia (córka Serwacego) i Michał (syn Marcina) zostaną małżeństwem. Obmyślony przez ojców plan na przyszłe życie dzieci zapomniany zostaje na lata dzieciństwa i czas dorastania potomków. Problem pojawia się, gdy pewnego dnia do domu Serwacego trafia młodzieniec, którego powóz uległ wypadkowi, a on sam silnie się poturbował. Przechodzący rekonwalescencję młodzian zakochuje się w córce gospodarza, Zuzi. Nie zdradza jednak swojego prawdziwego imienia, każe nazywać się Stanisławem. Obecny przy wypadku sługa Bartłomiej daje znać ojcu Michała-Stanisława, że ten dochodzi do siebie pod troskliwym okiem panny o miękkim i zakochanym już w chłopaku sercu. Zbliżają się imieniny Zuzi, nauczony przez Michała-Stanisława chór wiejskich dziewcząt składa solenizantce w prezencie specjalnie zadedykowaną jej piosenkę ("Jak lilija, co rozwija"), po czym w ogrodzie młodzi wyznają sobie miłość i obiecują małżeństwo.
Ostatnie słowa słyszy pan Serwacy, który przypomina sobie dane kilkanaście lat wcześniej verbum nobile. Przecina tę sielankową scenę, kategorycznie odmawiając wydania zgody na małżeństwo córki. Jak wyjaśnia, jej ręka obiecana została już komu innemu. Zuzia tonie we łzach, a Stanisław pakuje się w posępnym nastroju do odjazdu. W tym czasie zjawia się w domu Serwacego pan Marcin z Pakułowic Pakuła, który po złożeniu życzeń dziewczynie prosi o jej rękę dla swego syna. Serwacy, wzruszony wcześniejszym wybuchem uczuć Zuzi do chłopaka, prosi o czas do namysłu, czym sprowadza na siebie gniew pana Marcina. Sprzeczkę dawnych przyjaciół przerywa pojawienie się Michała-Stanisława, który szczęśliwie okazuje się być przyrzeczonym Zuzi w dzieciństwie przyszłym małżonkiem, gdyż to on jest synem Marcina.
Wielka radość ogarnia młodych, jednak verbum nobile znów ujawnia swą moc. Pan Serwacy przypomina sobie z przerażeniem, że przecież właśnie dał słowo młodym, że Zuzia nigdy nie będzie mogła wyjść za Stanisława. Po ponownym wybuchu rozpaczy pojawia się jednak w głowie Zuzi sprytny pomysł. Dziewczyna tłumaczy zebranym, że wszystko jest teraz możliwe, gdyż jej ręka została obiecana Michałowi, a nie Stanisławowi. Dane przez ojca słowo dotyczy tak naprawdę fikcyjnej postaci, zatem obiektywne przeszkody na drodze do szczęścia małżeńskiego nie istnieją. Prawdziwy jest Michał, któremu w kołysce została przyrzeczona, nic więc nie stoi na przeszkodzie, aby dwoje młodych mogło wziąć ślub.
Ta sielankowa jednoaktówka powstała w ciężkim czasie zarówno dla Polski, jak i samego kompozytora. Premierę opery zaplanowano na Nowy Rok 1861 roku, jednak do końca brak było pewności, czy spektakl faktycznie się odbędzie. W październiku 1860 roku miał bowiem miejsce zjazd "trzech cesarzy", których wizyta w Warszawie wywołała falę protestów i manifestacji, a zaplanowany koncert z udziałem władców Rosji, Prus i Austrii należało odwołać z uwagi na akcję dywersyjną przeprowadzoną na widowni Teatru Wielkiego (na fotelach rozlana została nieprzyjemnie pachnąca ciecz, w związku z czym zaszła konieczność przeprowadzenia szybkiego remontu sali). Wydarzenie to stało się bezpośrednim powodem zamknięcia teatru. Działalność instytucji została jednak szybko wznowiona, bo już w listopadzie 1860 roku rozpoczęły się próby do Moniuszkowskiego "Verbum nobile".
W premierze warszawskiej wystąpili stali śpiewacy tej sceny: Wilhelm Troszel (Serwacy), Bronisława Dowiakowska (Zuzia), Adam Ziółkowski (Michał-Stanisław), Jan Koehler (Marcin), Adolf Kozieradzki (Bartłomiej).
Gazety warszawskie pisały po premierze, podkreślając umiejętność twórców w odmalowywaniu kolorytu wiejskiego i zacnej przeszłości szlacheckiej z jej dawnymi wartościami:
"'Verbum nobile' to sielanka nie wieśniacza, a dworkowa, prosta jak sielanka, a charakterystyczna w muzyce, jak życie w dawnych naszych modrzewiowych dworkach."[1]
Zachwycano się połączeniem błahej historyjki z muzyką Moniuszki, którą kompozytor podkreślił prostotę fabuły i bukoliczność nastroju:
"P. Chęciński z niczego uplótł to caceczko, a Moniuszko tak je ubarwił i ustroił, tak wypieścił, że zeń mimo szczupłych rozmiarów uczynił jedną z najszczęśliwszych swych kreacji."[2]
Faktem jest, że losy opery potoczyły się wartko i bez problemów. Szybko po premierze wystawieniem "Verbum" zainteresowała się scena rosyjska, pokazano ją także w Wilnie, choć tam bez większych sukcesów. Za życia Moniuszki w Warszawie wystawiono operę około pięćdziesięciu razy.
Radosna, prosta fabuła przyodziana została przez Moniuszkę w muzykę opartą na znanych, dawnych konwencjach. Jak zauważa Zdzisław Jachimecki, uwertura do opery nosi wszelkie znamiona klasycznej uwertury mozartowskiej. Werwa, humor, lekkość - tak charakteryzuje muzykę tego fragmentu. W dalszych częściach dzieła czerpie też Moniuszko inspirację z włoskiej opery buffa, nierzadko sięgając do bogatego arsenału środków przynależnych typowi commedia dell'arte.
Recytatywy napisane są przez Moniuszkę w dawnym stylu (zdania bądź ich części oddzielone od siebie jednym lub kilkoma akordami), w ariach kopiuje autor pomysły włoskiego stylu alla polacca. Nie stać go jednak, jak pisze Jachimecki, na taki kunszt, jaki pokazał w "Halce" czy w powstałym później "Strasznym dworze". Większa część muzyki nie odznacza się niczym szczególnym, choć udaje się Moniuszce z pasją oddać cechy dawnej szlachty. Koronnym przykładem jest w tej szczególnej "operze bez tenorów" oracja pana Marcina ("Dam ci ptaszka, jakich mało").
Autor: Agnieszka Okupska, maj 2011
[1] "Gazeta Warszawska" 1961 nr 2.
[2] J. I. Kraszewski, "Gazeta Codzienna" 1861 nr 5.