Frąckiewicz pyta też o przeszłość, początki – dlatego jego książka jest nie tylko diagnozą, ale i przyczynkiem do historii gatunku, opowiedzianej przez samych uczestników, pełnej soczystych anegdot (patrz: szablony wycinane ze zdjęć rentgenowskich albo nożyczkami do paznokci, o czym opowiada Grzegorz Kmita Patyczak). Niezwykle interesująca, podsumowująca i retrospekcyjna jest rozmowa z Mariuszem Libelem, połową duetu Twożywo ("Nie chodziło nam o znalezienie jakiegoś jasno zdefiniowanego przeciwnika, ale o to, by wspólnie zastanowić nad tym, co nas otacza"). Rozmowy z kuratorami – zwłaszcza z Teresą Latuszewską-Syrdą - pokazują za to zmianę "mainstreamowego" myślenia o sztuce w ulicznej przestrzeni, stopniowy muralowy detoks i poszukiwania kierunków mniej oczywistych - o których w praktyce mówią z kolei Zbiok czy Pikaso.
Frąckiewicz jest dobrym wywiadowcą, który nie pozwala wykręcić się rozmówcom od niewygodnych pytań. Jest miłośnikiem tematu, ale dociekliwym i krytycznym, więc rozmowy mają dość wysoką temperaturę. "Ja też nie wiem, dlatego pytam" – stwierdza w pewnym momencie. A łatwych odpowiedzi nie ma. W rezultacie, "Żeby było ładnie" to bardzo pożyteczna i odżywcza lektura dla użytkowników miejskiej przestrzeni, która zachęca do tego, by świeżym, krytycznym okiem przyjrzeć się temu, co wokół. Chociaż sporo jest w rozmowach Frąckiewicza środowiskowych odniesień i rozliczeń, nie trzeba tkwić głęboko w temacie, żeby wciągnąć się w debatę rozpisaną na czternaście wywiadów. Chodzi w końcu o sztukę "inwazyjną", widoczną, wpisaną w codzienność. Fajnie się dowiedzieć, co na murach piszczy, nawet jeśli ta wiedza ma nieco kwaśny smak. Książka Frąckiewicza nie zostawia jednak czytelnika z gorzką diagnozą. Pokazuje też przy okazji, ile ciekawego dzieje się w dzisiejszym street arcie i jakie możliwości stoją przed sztuką w przestrzeni publicznej.
To temat bardzo aktualny: trudno nie widzieć tej książki jako części większej debaty o przestrzeni publicznej, jej jakości i charakterze. O tym, co robimy z naszymi ulicami i ścianami i jak sprawić, by w tym robieniu był jakiś sens. "Życzę miłej lektury, która przyniesie więcej pytań niż prostych odpowiedzi" - pisze we wstępie do swojej książki Sebastian Frąckiewicz. I tak właśnie jest.
Aleksandra Lipczak, sierpień 2015