"Wiersze z nowego tomu Piotra Matywieckiego mówią o doświadczeniach podstawowych. Podstawowych, a więc konkretnych, dostępnych prawie każdemu. Ale też: podstawowych, a więc zmuszających do fundamentalnego namysłu, budzących zdziwienie, kierujących w stronę takich pytań, które stawiają filozofowie. Warto wejść w świat spojrzeń i myśli Piotra Matywieckiego. Jego nowy tom to poezja bardzo wysokiej próby." (Marian Stala)
Źródło: www.wydawnictwoliterackie.pl
Książka została nominowana do Nagrody Literackiej "Nike 2010".
- Piotr Matywiecki
Powietrze i czerń
Wydawnictwo Literackie, Kraków, kwiecień 2009
123 x 197, 84 ss., miękka oprawa
ISBN 978-83-08-04342-4
www.wydawnictwoliterackie.pl
"Gazeta Wyborcza" prezentuje książki nominowane do nagrody "Nike 2010":
Wielki krach i słowa, które uczą milczenia
"Niech bezosobowy opis / odzwyczai mnie od przedmiotów / i wyprowadzi stąd, bo chcę być wolny" - wiersze Matywieckiego leżą na przeciwstawnym biegunie stereotypowych wyobrażeń o liryczności. Na tom Powietrze i czerń składają się bezosobowe obrazy o niesłychanej gęstości semantycznej, w których liryczne "ja" poety jest nieobecne albo starannie ukryte. Program poetycki Matywieckiego jest próbą zmierzenia się z kryzysem poezji czy, szerzej, z kryzysem języka, dotkliwie odczutym w obliczu krachu cywilizacji europejskiej. Ten krach obejmuje upadek metafizycznej i religijnej pewności, kres podmiotu, wreszcie - w świecie historycznym - Zagładę jako swe przerażająco realne potwierdzenie. Temu tomowi patronują żywioł nieobecności i kolor żałoby.
"Nad ranem wstaje blask, a nie jest poblaskiem. / Śmieje się pusty, czysty dzień. / Ulice nadmorskie nie mają kierunków, / ulice podmorskie nie znają morza. / Gdzie idą? / Poludzkie słowo zamierzchło w bruzdach między falami." W poezji Matywieckiego dochodzi do kumulacji apokaliptycznych obrazów świata pozaludzkiego albo postludzkiego, w którym pozostały tylko splątane żywioły, nieobserwowane już przez żadne ludzkie oko. W tym świecie szkielety "zwierząt miejscowych" będą wymieszane z "egzotycznymi szkieletani z ogrodów zoologicznych" i "archeologicznych muzeów", ale nikt nie zwróci uwagi na to "zmylenie przestrzeni i wymieszanie czasu".
W Powietrzu i czerni znajdziemy też kilka wierszy zainspirowanych bieżącymi wydarzeniami. Sławne miasteczko nawiązuje do sposobu, w jaki media relacjonowały sprawę mordu w Jedwabnem. Nierzeczywistość zbrodni dokonywanej "jak we śnie" łączy się z nierzeczywistością telewizyjnych obrazów, tej nierzeczywistości nie jest w stanie przełamać poeta - pomimo empatii z pomordowanymi.
"Każdego umarłego żałować? / Czy wtedy cokolwiek mógłbym czuć / w całym moim życiu oprócz żalu po umarłych?" W wierszach Matywieckiego praca żałoby nie ustaje nigdy, umarli są zarazem stale obecni - w myślach i snach, "w nas" - i zarazem ostateczni nieobecni. Bóg - słaby, zdezorientowany - zostaje sam na opustoszałej ziemi "nie wie po kim płacze / i dla kogo Jest", choć to On jest przecież tym, który "stworzył zagładę".
W jednym z najwspanialszych wierszy tomu Matywiecki przywołuje Golema. Bezpłodny, niemy stwór ulepiony z gliny przez praskich alchemików u Matywieckiego przemienia się w postać ocaleńca (poety?). Ulepiony z krwi pomordowanych, samotny "krwisty kadłub" wprawdzie "zagoił się cały", ale może żyć "tylko przez bliznę i ranę".
Rozmowa z Piotrem Matywieckim:
Juliusz Kurkiewicz: Pana poezja uchodzi za hermetyczną. Pisząc, myśli pan o czytelniku?
Piotr Matywiecki: Nie myślę o nim, ja z nim jestem. Wiersz powstaje we mnie, ze mnie - i dla tych wszystkich, których mam w pamięci, w świadomości, jako bliźnich. Tak jak nie potrafię oddzielić się od siebie samego, tak samo nie oddzielam się od innych. Poeta, posługując się słowami, gospodaruje dobrem wspólnym. Czytelnik idealny nie istnieje, są tylko czytelnicy realni, uczestniczący w moim życiu, nawet jeśli ich nie znam. Słowo ich zna i oni dzięki słowu znają mnie. Czasami jednak słowo chce zachować moją samotność. I samotność czytelnika. Wtedy, być może, powstaje wrażenie hermetyzmu.
JK: Dąży pan w poezji do bezosobowości?
- Przecież to ja piszę te wiersze. Nikt inny. I nie żaden "nikt". Nie da się założyć z góry, że będzie się forsowało w poezji swoją osobowość - to prosta droga do kabotynizmu. I nie da się być jakimś "obiektywnym ja". Ale chcę być powściągliwy w uprawianiu tego aktorstwa, tej roli zwanej "poetą". Im większa taka powściągliwość, tym więcej osobowej prawdy.
JK: W wielu wierszach podejmuje pan problem kryzysu języka. Jakie są jego przyczyny?
- Znam tylko jedną: jego massmedialne nadużycia. Reklamy, agitacje, słowna przemoc. Jednak nic nie jest w stanie języka zniszczyć, zniewolić, bo on przechowuje jakąś zasadniczą ufność stosunków międzyludzkich, to jest jego istota. Poezja ma tę istotę odsłaniać.
JK: W jaki sposób?
- Ufność nie oznacza, że porozumienie jest zawsze udane albo że czasami nie ma się ochoty go zerwać. Ale poezja zna sposoby, żeby gorycz samotności powierzyć wszystkim albo żeby targnąć idyllicznie nastawionym czytelnikiem. W poezji ufność jest prawdą najbardziej nawet przykrych uczuć. Trzeba przekonać czytelnika, że stosując nawet najbardziej odpychające go metafory, nie kłamie się, nie stylizuje i, co najważniejsze, nie obojętnieje.
JK: Jednym z głównych tematów pana wierszy jest Zagłada. Znajduje pan w tym temacie dla siebie coś, co przeoczyli inni pisarze?
- Piszę o niej, bo ona dotknęła moich najbliższych, a zatem i mnie. Ale skoro się wydarzyła, to dotyka każdego. Zagłada nie jest "tematem". Ona uświadamia, że istnieje taka śmierć, której nie da się zagadać, nie da się ukoić żałobą, skonwencjonalizować literacko. Pisarz, który musi stanąć naprzeciw Zagłady, wie, że niczego w tej strasznej konfrontacji nie "przeoczył". Bo czy ktokolwiek może przeoczyć śmierć?
JK: Pisarz, który dotyka tego tematu, ryzykuje?
- Nie ma w tym ryzyka pisarskiego. Jest ryzyko życia w obliczu Zagłady, ze świadomością nie do zniesienia: że ona się dokonała.
JK: W jakim sensie w wierszu może dojść do spotkania żywych i umarłych?
- Ich obecność w naszych pamięciach to przecież fakt. Takie spotkania często są milczące: wyczuwamy obecność, ale nie mówimy do zmarłych ani oni do nas. Wiersz pozwala na stworzenie dziwnego "miejsca", w którym takie milczące spotkania mogą być ujawnione, mogą odbywać się przy wszystkich, a nie tylko we mnie samym. Czasami wiersz to słowa, które uczą dyskrecji, a nawet milczenia.
Autor: Juliusz Kurkiewicz - wyborcza.pl, 30 lipca 2010