Mirosław Wlekły pisze o ludziach, którzy, czując się obrażeni, występują na drogę prawną. A obrażają się Polacy o (prawie) wszystko: a to w miejskim autobusie lektor czyta samo nazwisko arcybiskupa, patrona ulicy, zamiast poprzedzić je tytułem, a to dyrektor więzienia wyrzuca na śmietnik notatnik, w którym są pornograficzne rysunki. Niektóre z tych "obraz" mają charakter politycznego ataku na tych, co u władzy; inne wynikają najwyraźniej z osobniczego zamiłowania do pieniactwa.
Ziemowit Szczerek i Kaja Puto opisują inferno internetowego hejtu, który rozlał się wraz ze strachem przed uchodźcami z Syrii i z Afryki. To tekst przerażający nawet dla tych, którzy są obeznani z forami i mediami społecznościowymi – skomasowanie wielkiej ilości złych uczuć, nawet jeśli podbitych jak najbardziej ludzkim strachem, sprawia, że trudno go czytać.
Są w tym tomie również reportaże o obrażeniach bardziej intymnych, jednostkowych, jak poruszający tekst Magdaleny Kicińskiej o kobiecie zabitej przez znęcającego się nad nią męża, czy ten Urszuli Jabłońskiej o transseksualistce ze wsi skłóconej z rodziną i otoczeniem. Teksty mają różne formy, wszystkie mieszczące się w konwencji reportażu literackiego. Na tym tle majstersztykiem jest ostatni tekst Macieja Wasielewskiego o grupie przyjaciół, którzy z jakiegoś powodu chłoszczą się bezlitosną krytyką (powód zostaje wyjawiony na końcu reportażu, ale recenzja ze spoilerami byłaby niedopuszczalna).
Myślą przewodnią spajającą te różne – i różnorodne – teksty jest zaniepokojenie, że coś jest z nami nie tak, z narodem, ze społeczeństwem. Na kartach "Obrażeń" jesteśmy ekstremalni zarówno na poziomie osobistej wściekłości skierowanej przeciwko najbliższym (mąż sadysta mordujący żonę, transseksualistka obwiniająca rodzinę za wszystkie swoje niepowodzenia i problemy), jak i tej skierowanej przeciwko całym grupom społecznym (uchodźcy), czy wreszcie wściekłości manifestowanej poprzez sądowe pozwy.
Jak to w reportażu literackim, ukształtowanym w czasach PRL-u, kiedy wszyscy byli wyćwiczeni w czytaniu pomiędzy wierszami, odpowiedź na to pytanie musimy odnaleźć sami. W kraju bez cenzury możemy jej jednak poszukać gdzie indziej – w analizach z dziedziny psychologii społecznej, socjologii i ekonomii, żeby wymienić tylko te trzy z wielu nauk społecznych. I nie tylko tam.
Wyborcze zwycięstwo PiS pod hasłami powstawania Polski z kolan pokazało, że poczucie "obrażenia" jest ważnym społecznym zjawiskiem, które ciąży nie tylko na naszym życiu politycznym, gospodarczym, rodzinnym. Jakie są jego głębsze korzenie? Czy chodzi o "Prześnioną rewolucję", o której pisał Andrzej Leder – nieprzepracowaną traumę społecznego awansu polskich chłopów na miejsce, które do czasu Holokaustu zajmowali Żydzi? A może trzeba sięgnąć do "Fantomowego ciała króla" Jana Sowy, który pokazuje, że problemy z polską nowoczesnością to spadek po fatalnym ustroju I Rzeczpospolitej, przez który nigdy nie wyszliśmy z kondycji peryferii?
Może trzeba czytać Nikodema Bończę-Tomaszewskiego ("Źródła narodowości") i Michała Łuczewskiego ("Odwieczny naród. Polak i katolik w Żmiącej"), których prace uwydatniły silne związki polskiej świadomości narodowej z katolicyzmem, ale też tłumaczyły przyczyny oporu wobec nowoczesności. I sięgnąć np. do Edwina Bendyka, który pokazuje współczesne przyczyny złego samopoczucia społeczeństw Europy i USA.