Był grudzień 1981 roku, kiedy generał Jaruzelski ogłosił stan wojenny, na polskie ulice wyjechały czołgi, niedługo później zdelegalizowano Solidarność, a jej działaczy zamknięto w więzieniach. W tym samym czasie piłkarze polskiej kadry przygotowywali się do mistrzostw świata 1982 roku. I niewiele brakowało, by Boniek, Młynarczyk, Smolarek, Buncol, Lato, Majewski i Żmuda wcale nie pojechali do Hiszpanii. Zachodnia Europa bojkotowała polski reżim, a piłkarze mogli stać się ofiarami politycznych sankcji. Reprezentacje innych krajów nie chciały grać z nimi meczów towarzyskich, w związku z czym polscy piłkarze pod wodzą Antoniego Piechniczka musieli w niekonwencjonalny sposób przygotowywać się do wielkiej imprezy. Kiedy w 1982 roku wybiegli na boiska w Madrycie i Barcelonie, rozpoczęło się wielkie piłkarskie święto. Święto, którego uczestnikami byli też działacze Solidarności siedzący wówczas w więzieniu na warszawskiej Białołęce.
W swym debiutanckim dokumencie, wyróżnionym na prestiżowym festiwalu Planete+ Doc, Michał Bielawski patrzy na historyczne wydarzenia lat osiemdziesiątych z dwóch niezależnych perspektyw. Splata ze sobą opowieści opozycjonistów, którzy pod sztandarami Solidarności stawiali czoło systemowi z relacjami piłkarzy, którzy lawirować musieli między oczekiwaniami władz a swoją potrzebą niezależności. I choć w pierwszych sekwencjach filmu wydawać się może, że są to dwie zupełnie różne narracje, wkrótce w obu nich dostrzegamy te same emocje, wartości i pamięć minionych czasów.
Dowcipnie o PRL-u
Kiedy Bielawski rozpoczynał prace nad swym filmem, Maciej Drygas, wybitny polski dokumentalista, ostrzegł go, że czeka go wiele miesięcy spędzonych w archiwach. Przekopywanie się przez zasoby Telewizji Polskiej, archiwa prasowe i materiały zgromadzone przez ośrodek historyczny Karta pochłonęły wiele miesięcy. Efekt jest jednak znakomity. Bielawski nie tylko dotarł do archiwalnych telewizyjnych relacji z Mundialu i nagrań dotyczących stanu wojennego, ale z dziennikarskich materiałów zbudował opowieść o Polsce lat osiemdziesiątych. Pokazał malowniczy czas "karnawału Solidarności", dramat stanu wojennego, odmalował szarość tej ponurej epoki, ale też jej dyskretny urok.
Bo choć twórcy "Mundial…" opowiadają o sprawach wagi państwowej, mówią o nich z ironią i poczuciem humoru. Fragmenty archiwalnego programu telewizyjnego promującego ćwiczenia fizyczne przed telewizorem, czy teledyski promujące komunistyczne szlagiery, wywołują uśmiech. Podobnie jak opowieść Zbigniewa Bońka mówiącego o tym, jak po powrocie z mistrzostw piłkarze prosto z bankietu udali się na spotkanie z partyjnymi notablami, znajdując się jeszcze "w stanie nieważkości". Po obejrzeniu filmu Bielawskiego archiwalne zdjęcia z tamtych spotkań już nigdy nie będą wyglądały tak samo.
Dokument heroiczny
"Mundial. Gra o wszystko" imponuje drobiazgowością w rekonstruowaniu faktów, ale też nowoczesnym sposobem opowiadania. Film Bielawskiego cały czas żyje – zamiast gadających głów i plansz z archiwalnymi zdjęciami, dostajemy dokument pulsujący energią.
Twórcy filmu nie boją się bowiem czerpać z popkulturowej ikonografii i różnorodnych stylów. Dzięki animacji przykurzone fotosy nagle zyskują nowe życie, a całości dopełniają komiksowe plansze Janusza Ordona. Kreska, jaką rysowane są ujęcia politycznych więźniów i więziennych strażników, z jednej strony zdejmuje ciężar z tej historii, z drugiej – wpuszcza powietrze w opowiadaną historię. Zamiast laurki na cześć pokrzywdzonych otrzymujemy opowieść o herosach: tych, którzy walczyli na zielonej murawie, i tych, co stawiali czoło komunistycznemu systemowi.