Tak bowiem Grynberg nazywa ludzi, z którymi się spotykał się na przestrzeni wielu lat, by rozmawiać o tym, co sam zna z własnego doświadczenia: byciu dzieckiem ocalałych z Holokaustu, przedstawicielem "drugiej generacji". Człowiekiem, który miał nie istnieć, bo jego rodziców miało już przecież nie być.
"Oskarżam Auschwitz" to zapis dwudziestu paru takich rozmów. Krótszych, dłuższych, odtwarzanych z pamięci albo cytowanych słowo w słowo, prowadzonych po polsku albo angielsku. W domach, kawiarniach albo na dworcach. Grynberg – fotograf, psycholog, a także autor rozmów z ocalałymi z Holokaustu ("Ocaleni z XX wieku") - spotyka swoich braci i siostry w Warszawie, Tel Awiwie, Nowym Jorku. Najstarsi urodzili się tuż po wojnie, najmłodsi w latach 70. "Wierzę, że te historie zasługują na miejsce w przestrzeni szerszej niż tylko grupach wsparcia" – pisze we wstępie.
Choć rozmówcy Grynberga nie doświadczyli Zagłady na własnej skórze – a może właśnie dlatego – mają do opowiedzenia własne, związane z nią historie: domowe, intymne, dotykające sedna ich relacji z rodzicami. To opowieści o tym, jak Zagłada wkrada się w codzienność kilkadziesiąt lat po zakończeniu wojny i o ogromnym wysiłku przetrwania związanym z życiem w jej cieniu. Szczere, pełne szczegółów, bolesne. "Nie rozmawialiśmy z ocalałymi z Zagłady, wysłuchiwaliśmy ich historii: z pokorą i szacunkiem" – pisze we wstępie Anka Grupińska. Inaczej jest w przypadku drugiego pokolenia: Grynberg prowadzi ze swoimi rozmówcami rozmowę na partnerskich zasadach, polemizuje, nie boi zadawać trudnych pytań – bo sam też się przed nimi odsłania.
Bywają to rozmowy szokujące. Jak ta, która otwiera "Oskarżam Auschwitz" (i z której pochodzi zresztą tytuł książki). Jossi z Tel Awiwu, który zrobił w Izraelu karierę i jest z tego bardzo dumny, mówi w niej, że ci, którzy ocaleli "są największym zwycięstwem Hitlera. Gdyby zginęli, to na nich by się wszystko zakończyło. Ale Hitler ich wypuścił. Pozwolił im robić dzieci i dalej psuć świat". Bywają też zaskakujące - jak dziwne i splątane są ścieżki przekazywanej z pokolenia na pokolenie traumy.
Jedna z rozmówczyń Grynberga wyznaje, że w Auschwitz czuje się, jak gdyby wreszcie wróciła do domu. Że marzy o tym, by położyć się na ziemi i poczuć ciepło wszystkich, którzy tam zostali. Książka Grynberga odsłania obszar ludzkiego doświadczenia, o którym stosunkowo niewiele wiemy, bo reflektor oświetla przecież zwykle tylko przeżycia bezpośrednio dotkniętych tragedią, nie ich dzieci czy wnuków (mimo że poruszająco pisały już o tym Bożena Keff czy Ewa Kuryluk).