Po trzecie: tytuł ten idealnie mieści definicję mechanizmów działania mody. "Nie da się wejść dwa razy do tej samej rzeki". Michał igra z tym powiedzeniem i wchodzi do niej, jednocześnie zatrzymując jej nurt.
Podobnie działa moda: udaje, że zatrzymuje mijający czas i wchodzi w określone momenty w historii czerpiąc z nich inspiracje. Tak też postępuje Michał, z tym że bardzo często jest to historia jego własnej marki. Jedna z jego ostatnich kolekcji ( wiosna/lato 2015) nosi nawet nazwę "The Past" i pełna jest cytatów z samego siebie: powykręcanych, odwróconych, inaczej zestawionych. W "Hold the rivers" jest więc jego ukochany oversize, ale są też obcisłe trapezowe sukienki, wełniane kurtki, legginsy. I generalnie jest dość mrocznie – aż chce się szukać odwołania do genialnego ironisty-literata Gombrowicza i książki Michała Markowskiego o jego twórczości pt. "Czarny nurt". Są poszarpane materiały, dużo nawartstwiania, łamania – całkiem jak w porywistym prądzie rzeki. Kolory są ciemne i przechodzą z jednej ciemni w drugą jak refleksy na powierzchni wody. Taka subtelność i uważność kolorystyczna to cecha wszystkich kolekcji marki – wystarczy wspomnieć choćby "Boom Boom Baltic" ( wiosna/lato 2012) , której paleta barw bazowała na kolorach polskiego wybrzeża. W kolekcji "Hold the rivers" Szulc z rozmysłem trzymał się czerni i monochromu.
Kolory znów zrobiły się modne, a ja się nie lubię wpisywać w trendy. Kiedy nie były modne, często robiłem tak, że wybierłem kolor, którego nie lubiłem i tak długo go męczyłem, aż wyszła kolekcja.
Na koniec pokazu "Hold the rivers" – niepokojącej, seksownej kolekcji, modelki stanęły w ciemnych okulach, otoczone sztucznym światłem. Trudno było nie pomyśleć o hicie z lat 80 "I wear my sunglasses at night So I can, So I can, Keep track of the visions in my eyes".