Mariusz Zawadzki jest jedynym polskim dziennikarzem, który widział Irak w czasach katastrofy. Oglądał go z dwóch stron: z okien amerykańskich wozów pancernych, ale też z perspektywy zwykłych Irakijczyków. A przy okazji wpadł na bombę na środku pustyni, cudem wymknął się bojownikom Armii Mahdiego, którzy chcieli porwać go dla okupu i udawał badacza Biblii, żeby przekraść się do baz kurdyjskich partyzantów w wysokich górach. Był tam, gdzie kierowcy w jednej ręce trzymali kierownicę, w drugiej karabin. Gdzie matki znajdowały przed drzwiami odcięte głowy swoich synów. Gdzie jakiekolwiek reguły obowiązywały tylko przez krótką chwilę, kiedy akurat przejeżdżał amerykański patrol.
"Szturm na Falludżę właśnie się rozpoczął, kiedy znów pędziłem autostradą z Ammanu do irackiej granicy (…) Na fotelu obok jordańskiego kierowcy siedział Piotrek Bernaś, fotograf 'Gazety Wyborczej', a we dwóch zawsze raźniej. Wierzyłem, że wracam do tego samego kraju, który zostawiłem pół roku wcześniej. Nie domyślałem się, że przekraczam bramę piekieł. Już od samej granicy było inaczej. Jordańscy kierowcy zrobili tam postój i nerwowo się naradzali. Obawiali się bandytów i rebeliantów, którzy panoszyli się podobno na autostradzie, szczególnie między Ramadi i Falludżą. Zdecydowali się jechać w konwoju trzech jeepów, zachowując dystans kilkuset metrów między autami. Jeśli pierwsze zostałoby zaatakowane, pozostałe miałyby dość czasu, żeby uciec. Na pozycji przewodnika wymieniali się rotacyjnie co pół godziny. Przed Rutbą stali amerykańscy żołnierze. Zatrzymali nas, przeszukali i poinformowali, że 'w mieście zaobserwowano wrogą działalność'. Na wszelki wypadek zatoczyliśmy wokół Rutby duże koło przez pustynię. W kolejnych miasteczkach po drodze ludzie patrzyli na nas dziwnie. Niektórzy przeciągali ręką po gardle i zupełnie nie było wiadomo, czy chcieli nas ostrzec, czy zaszlachtować. W jednym z aut konwoju jechał Said Sawad, informatyk z Londynu. Wracał do rodzinnego kraju, żeby wziąć udział w Arbain, corocznej pielgrzymce szyitów do świętego miasta Karbala. Na rozstaju dróg przed Ramadi – gdzie mieliśmy się rozdzielić – radził nam, żebyśmy jechali do Bagdadu przez Karbalę, nadrabiając prawie trzysta kilometrów. – Jak wpadniecie na wściekłych sunnitów z Falludży, rozwalą was bez słowa. A szyici najpierw pytają, a dopiero potem strzelają – żartował. Posłuchaliśmy go i kto wie, może nas uratował. Tamtego dnia na drodze z Ramadi do Falludży porwano trzech Japończyków. Brygady Mudżahedinów ogłosiły, że spalą zakładników żywcem, jeśli Japonia nie wycofa swoich żołnierzy z Iraku". (fragment)
O książce Mariusza Zawadzkiego napisali:
"(…) ma w sobie dynamikę dobrej powieści sensacyjnej, momentami szokuje i budzi grozę, autor nie epatuje czytelnika efekciarskimi opisami okrucieństwem wojny. Pisze w sposób naturalny, prosty o rzeczach dla nas niezwykłych – zakupie rakiety na rynku w Bagdadzie, przekradaniu się do kurdyjskich partyzantów, ucieczce przed Armią Mahdiego, spotkaniach z fanatykami i najemnikami. Pisze tak, jakby rdzenny Irakijczyk opowiadał nam o swoim codziennym życiu i o swoim kraju" – Dariusz Materek, salonkulturalny.pl.
"Tej książki nie zawahałbym się porównać do reporterskich książek Kapuścińskiego, który pisząc o Trzecim Świecie, snuł jednocześnie fascynujące refleksje o naturze władzy, historii cywilizacji i naszych polskich sprawach. Mariusz Zawadzki podobnie – pisze nie tylko o Iraku, choć jednocześnie wyłącznie o nim" – Wojciech Orliński, "Gazeta Wyborcza".
Mariusz Zawadzki (ur. 1971) – dziennikarz, współpracownik "Gazety Wyborczej". Od 2010 roku jest jej korespondentem w Stanach Zjednoczonych, wcześniej pisał relacje z Bliskiego Wschodu.
Źródło: www.wab.com.pl
Opracowanie: LS
Mariusz Zawadzki
"Nowy wspaniały Irak"
W.A.B., Warszawa 2012
142 x 202 mm, ss. 336, oprawa miękka
ISBN 978-83-7747-658-1