Nasuwa się jednak pytanie, czy to jeszcze reportaż, czy już raczej esej. Może to nawet próba stworzenia "powieści reportażowej", na wzór "powieści dokumentalnej" wymyślonej przez Trumana Capote'a przy pracy nad "Z zimną krwią". Albo wariant "powiastki reportażowej", do czego Krzysztofa Środę uprawniałby warsztat historyka filozofii.
Czytelnika, który zapewne nie będzie się zbytnio zastanawiał nad gatunkową klasyfikacją tej prozy, książka zaprasza do mentalnej podróży nie tyle mniej lub bardziej wyszukaną formą, ile – przede wszystkim – interesującą treścią. Ciekawie jest od pierwszych stron, gdzie niektóre rozważania (lęki?) pisarza znajdują na przykład odzwierciedlenie w obrazowych scenariuszach samotnego wkroczenia w mrok przepastnego tunelu.
Autor nie zamierza jednak epatować tanią sensacją, gdyż w jego następnych przemyśleniach trudno doszukać się suspensu. Jest w nich rodzaj przenikliwej diagnozy, która bieżące spostrzeżenia przenosi w sferę rozważań ogólnych i ponadczasowych.
Niestety, bardzo szybko okazało się, że zatrzymuję się niepotrzebnie – może tylko po to, żeby rozdzielić między żebrzące dzieci cztery jednolejowe monety, jednak i to na próżno, bo jak mówią ludzie rozsądni, nikt jeszcze nie odmienił w ten sposób niczyjego życia.
To jeden z banalnych obrazków, konkretnie z Rumunii, jaki można by zobaczyć w jakiejkolwiek innej części świata. Jest tych państw i krain wspominanych w książce wiele, zarówno po drodze do Armenii, jak i zgoła gdzie indziej – Litwa, Paryż, Londyn, Stany Zjednoczone.
Zgodnie z tytułową obietnicą pisarz dzieli się spostrzeżeniami z obserwacji zachowań ptaków (żołn), płazów (żab) czy owadów (motyli i ciem), ze szczególnym uwzględnieniem ich egzotycznych odmian, jak i ssaków (pasterskie psy).
Na obrzeżu obozowiska czuwały dwa psy. Był i trzeci […]. Nie robiły nic szczególnego. Głównie drzemały, więc ich oczy można było zobaczyć tylko wtedy, gdy zaniepokojone jakimś zapachem lub dźwiękiem podnosiły głowę. Ale to wystarczało, by zrozumieć, że o życiu, śmierci i zabijaniu wiedzą więcej, niż można dowiedzieć się z książek.
Proponowany przez autora ogląd świata sprowadza się w gruncie rzeczy do konkluzji, że wszędzie jest podobnie, albo wręcz jednakowo. Na pewno w wymiarze jednostkowego ludzkiego losu.
Człowiek wymyśla sobie, że pojedzie gdzieś daleko, do jakiegoś mniej lub bardziej egzotycznego kraju, i spodziewa się nie wiadomo czego. To znaczy wiadomo, czego się spodziewa – przynajmniej tego, że znajdzie się w miejscu, z którym nic go nie wiąże, bo wszystko jest tu inne niż tam, skąd przyjechał. Gdzie będzie mógł sobie powiedzieć – jestem tu, a równie dobrze mógłbym być gdzie indziej. Więc jedzie. I prędzej czy później wpada w pułapkę. Bo im uważniej przygląda się temu miejscu, im dłużej rozmawia z zamieszkującymi je ludźmi, tym bardziej złudna okazuje się jego chwilowa wolność. Już nie ma sensu "być gdzie indziej". Już wiadomo, że trzeba będzie tu wrócić. A kiedy się wraca, wszystko komplikuje się jeszcze bardziej.
Co skłania Krzysztofa Środę do ciągłych powrotów w najbardziej tajemnicze, oddalone miejsca? Zapewne gościnność ludzi porozumiewających się z cudzoziemcami znacznie lepiej mową ciała, gestów, odruchów i uśmiechów ośmielających do wspólnego biesiadowania, niż słowami swoich niezrozumiałych narzeczy.
Niektórzy traktują to aż tak poważnie, że kiedy cudzoziemiec odchodzi, odprowadzają go do głównej drogi lub do miejsca, gdzie zatrzymują się marszrutki bądź autobusy, a potem, w ostatniej chwili, przytrzymują dziwnie długo jego dłoń albo wręcz obejmują go na pożegnanie. Ich oczy robią się wtedy szkliste, ponieważ nie wierzą, że kiedyś go jeszcze zobaczą. Tak to robią w Armenii.
Jest w tej książce drobiazgowy opis jednej z izb, w której autor po raz kolejny spotkał się z poznanym przed laty znajomym. Świadomość upływu czasu, który bezpardonowo obszedł się ze zmurszałymi ścianami, smętnie zapyziałym umeblowaniem i wyposażeniem tego pomieszczenia, równie mocno musiał się odcisnąć i na jego gospodarzu. W ten sposób, acz nie wprost, Środa mówi nam o swoim bohaterze znacznie więcej, niż w pozostałych akapitach składających na jego portret.
Pisarza gna po świecie. Zatrzymuje się na krótkie popasy najchętniej w miejscowościach nadmorskich. "Przekonałem się już w Chorwacji, że odpowiedni klimat, bliskość morza i szansa na spotkanie nieznanych gatunków ryb, owadów i ptaków bardzo sprzyjają literaturze. Jeśli oczywiście trafi się w takie miejsce poza ściśle rozumianym sezonem". Poza tym zwiększa się też szansa ujrzenia na żywo zmrocznika oleandrowca, motyla, który w Polsce pojawia się raz na 30 lat.
Krzysztof Środa urodził się w 1959 roku w Warszawie – pisarz, tłumacz, z wykształcenia historyk filozofii. Pracował w Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk, obronił pracę doktorską o fenomenologii Edmunda Husserla. Publikował artykuły w polskich, francuskich i czeskich pismach filozoficznych. Prowadził własne wydawnictwo i – krótko – agencję reklamową. Inwestował na giełdzie, wydawał książki o analizie rynków kapitałowych. Przełożył kilkanaście książek, z czego większość na temat spekulacji giełdowej. Sam od dawna, jak twierdzi, nie spekuluje na giełdzie, ani też nie łowi ryb, co kiedyś robił namiętnie. Autor między innymi: "Niejasnej sytuacji na kontynencie" (2003) i "Projektu handlu kabardyńskimi końmi" (2006), za którą otrzymał Nagrodę Literacką Gdynia w kategorii eseistyki (2007).
Krzysztof Środa
"Podróże do Armenii i innych krajów z uwzględnieniem najbardziej interesujących obserwacji przyrodniczych"
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2012
seria: Poza serią
wymiary: 125 x 205 mm
liczba stron: 160
okładka: miękka, foliowana, ze skrzydełkami
ISBN: 978-83-7536-450-7
www.czarne.com.pl