Zamknięto żydowskie szkoły podstawowe. W następnych miesiącach zakazano jazdy koleją, wstępu do restauracji i parków, siadania na ławkach, chodzenia po niektórych ulicach… Potem na niewielkim obszarze stłoczono 700 tys. ludzi, izolując ich od reszty mieszkańców Warszawy wysokim murem.
Autorka we wstępie dokumentu podaje wykaz restrykcji, którymi objęci zostali Żydzi. Potem w długich, niemych, pozbawionych komentarza sekwencjach, w których wykorzystała materiały filmowe z archiwum warszawskiej WFDiF oraz kroniki Juliana Bryana, przypomina kolejne koszmarne lata mieszkańców getta aż do roku 1943, kiedy zaczęto masowo wywozić Żydów w nieznanym kierunku; niektórzy tylko wiedzieli, że do komór gazowych Treblinki i innych obozów zagłady. W kwietniu zostało już tylko 60 tys. ludzi. Ostatni akt likwidacji getta miał się rozpocząć 19 kwietnia 1943 roku. Dzień wcześniej Żydowska Organizacja Bojowa zdecydowała się stawić czynny opór Niemcom.
Po takim wstępie zaczyna się opowieść Marka Edelmana, jednego z przywódców powstania w getcie, żyjącego do dziś w Polsce. Doktor Edelman opowiada o kolejnych dniach powstania, o tym co sam przeżył, co widział, o czym słyszał… O osamotnieniu, o rozpaczliwych próbach nawiązania kontaktu z "aryjską stroną", o śmierci i bohaterstwie, a także o miłości. Jego opowieść kończą przechowywane w Żydowskim Instytucie Historycznym w Warszawie zdjęcia młodych ludzi: Mordechaja Anielewicza (dowódcy ŻOB, który zginął śmiercią samobójczą wraz z innymi bojownikami w otoczonym przez Niemców bunkrze), Miry Richrer, Arne Wilnera, Zygmunta Frydrycha, Eliezera Cellera, Lutka Rotblata i wielu innych.
Relacja Marka Edelmana jest niezwykle powściągliwa – a przy tym rzeczowa: dotyczy momentów triumfu – kiedy zaskoczeni oporem Niemcy musieli się na czas jakiś (parę godzin) z getta wycofać; dotyczy problemu nieuchronnej klęski: ŻOB postawiła sobie za zadanie ochronę – póki się da – ludności cywilnej; przy tak wielkiej przewadze wroga ochrona ta nie mogła długo trwać. Wszystko to – jak mówi Edelman – musiało się "źle skończyć". Przez cały czas oglądamy – w dużym zbliżeniu – twarz wspominającego. Skupienie i powaga tego wyjątkowego świadka stanowią o wielkich walorach filmu – jednak wartość filmu leży także w czymś innym: w niezwykłym sposobie pokazania tych, o których toczyła się walka – ludzi z getta.
Dla realizatorów "Endlösung" stanowili oni surowiec do przerobienia – na popiół, materace, mydło i masę wszelkiego rodzaju dóbr materialnych – kosztowności, odzieży, okularów etc. Zdjęcia jakimi dysponowała autorka filmu – wykonywane przez niemieckich operatorów – miały uzasadnić takie traktowanie ludzi. Pokazać ich degradację, zamienić w odrażający, nieznośny tłum zezwierzęconych osobników.
Dylewska skupiła się na tym, by ofiarom masowej zbrodni przywrócić ludzką tożsamość. Dokonała tego przy użyciu metody bardziej precyzyjnej niż montaż, wydobywając z kadru fragmenty, które miały zostać niezauważone: czyjąś twarz, gest, spojrzenie.
Nazwała to "rozsuwaniem przestrzeni" i "rozsuwaniem czasu". Na przykład: we wpychającym się i wpychanym do wagonów na Umschlagplatzu tłumie, w plątaninie ramion, nóg, głów, pleców – pokazuje się na kilka mgnień postać przerażonego chłopca. Autorka filmu "rozsuwa" przestrzeń kadru, zmienia czas ujęcia; powiększa ten fragment, znacznie zwiększa liczbę klatek, co zwalnia ruch. Wizerunek staje się bardziej ludzki: przez długą chwilę jesteśmy razem z tym chłopcem; szamotanina zamienia się w tragedię. (…)
Realizatorka filmu wyszukuje w pozostawionym przez hitlerowców "materiale zdjęciowym" obrazy, fragmenty obrazów – gdzie widać coś, co można by nazwać nutą osobistą: odczucie niepokoju, zagubienia, bezradności. Także: miłości i troski.
Kilka razy kierowana przez Dylewską kamera wewnątrz kamery wychwytuje postacie połączone w nieszczęściu: będą to dwie dziewczynki śpiewające coś przez łzy, lub matka otulająca dziecko łachmanami.
Wygląda to chwilami na efekt formalny: ruchy ofiar szoah spowalniają się, wszystko zamienia się jakby w niesamowity balet. Bardzo szybko jednak widz spostrzega, że dzięki temu właśnie – dzięki spowolnieniu rytmu, ograniczeniu pola widzenia – może dostrzec coś, co uleciałoby, skazane na zapomnienie, a co było czasem ostatnim ludzkim znakiem danym przez ginącego. (Andrzej Osęka, "Gazeta Wyborcza" 1993)
"Kronika powstania w Getcie Warszawskim według Marka Edelmana", Polska 1993. Reżyseria, scenariusz, zdjęcia: Jolanta Dylewska, zdjęcia specjalne: Ryszard Kujawski, współpraca: Bogdan Kowalik, muzyka: Jan Kanty Pawluśkiewicz, dźwięk: Piotr Domaradzki, montaż: Wanda Zeman. Produkcja: Studio Filmowe LOGOS, WFDiF Warszawa, WFF Łódź. Czarno-biały. Czas trwania: 76 min.
Nagrody:
- Nagroda Główna w kategorii film dokumentalny na MFF Mediawave Gyor, 1994;
- Nagroda Don Kichota oraz Nagroda Jury Ekumenicznego na MFF, Lipsk, 1994
- Golden Gate Award w kategorii dokumentalny film historyczny na MFF, San Francisco, 1994.
Opracowanie: 2001 r.