Wiele przemawiało za tym, że powinno się udać. Bonda osadziła akcję drugiej części w rodzinnej Hajnówce, miejscowości, gdzie zlewa się wschodnia i zachodnia Słowiańszczyzna, mieszkają obok siebie Polacy i Białorusini. Przy okazji zbierania materiałów do książki odkryła w archiwach Instytutu Pamięci Narodowej dramatyczną prawdę o losach najbliższej rodziny – jej babka, po której nosi imię, została zamordowana zaraz po wojnie przez oddział Romualda Rajsa "Burego" pacyfikujący prawosławne wsie na Podlasiu. Dlatego mamy w "Okularniku" dokładny opis masakry w Puchałach Starych, gdzie 31 stycznia żołnierze "Burego" zastrzelili 30 furmanów, a jeden z głównych bohaterów nosi nazwisko, które dwukrotnie pojawia się na liście ofiar.
Wychowanej w Hajnówce Bondzie udaje się świetnie oddać atmosferę prowincjonalnego miasteczka, które próbowało zapomnieć o tragedii, ale bulgocące pod pokrywą PRL-owskiej jedności lęki i krzywdy odżyły po przełomie 1989 roku. Z jednej strony – przerwano milczenie na temat zbrodni popełnionych przez "żołnierzy wyklętych" (zamykając w 2005 roku śledztwo ws. Puchał Starych IPN napisał, że zabójstwo furmanów „nosi znamiona ludobójstwa”), ich ofiary przeniesiono z anonimowej mogiły do godniejszego grobu. Białoruska świadomość narodowa, do tej pory tłumiona albo po prostu nieistniejąca wśród mówiącej "po naszemu" prawosławnej ludności, wreszcie zaczyna krzepnąć. Z drugiej strony - mamy wzrost nastrojów nacjonalistycznych wśród ludności polskiej, zwłaszcza gimnazjalnej i licealnej młodzieży, i resentyment wobec PRL-owskich i postkomunistycznych afiliacji białoruskiej mniejszości, "trzymającej władzę" w mieście.
U Bondy to wszystko jest, miesza się, kipi i w końcu doprowadza do łańcucha zbrodni – których zapewne by nie było, gdyby nie ten mord sprzed prawie 70 lat. Piszę "zapewne", bo o ile z tłem historyczno-obyczajowym autorka poradziła sobie bardzo dobrze, to w wątku kryminalnym łatwo się pogubić. Za dużo tego wszystkiego, za bardzo wszystko ze wszystkim się wiąże i na siebie nakłada.
Profilerka Sasza Załuska, bohaterka planowanej tetralogii Bondy, trafia do Hajnówki w poszukiwaniu człowieka, z którym ma dziecko, i który w "Pochłaniaczu" został nam przedstawiony jako psychopatyczny zabójca. Trafia na kryminalno-polityczną intrygę, która ciągnie się od mroźnego styczniowego dnia w 1946 roku poprzez cały PRL i pierwsze lata transformacji, zmuszając czytelnika do zapamiętywania coraz większej ilości nazwisk, sytuacji i powiązań pomiędzy postaciami.
Zamiarem autorki było pokazanie środowiska, w którym najważniejsze procesy i relacje pozostają ukryte – milczy się o nich ze względu na PRL-owską cenzurę, ze strachu, z rozwagi, z obawy przed zaognieniem napięć etnicznych i wreszcie dlatego, że w ukryciu wygodniej jest pociągać za sznurki. Pomysł świetny, lecz nieco przedobrzony.