Akcję "Polichromii" napędza policyjne śledztwo w sprawie morderstw, w których tradycyjne detektywistyczne metody okażą się niewystarczające, a dochodzenie ruszy z miejsca dzięki kobiecej intuicji, popartej rzetelną specjalistyczną wiedzą. Pierwszą ofiarą jest emerytowany konserwator zabytków, majętny wdowiec, kolekcjoner dzieł sztuki, od lat samotnie mieszkający w willi na Sołaczu, jednej ze spokojniejszych dzielnic Poznania. Uwagę śledczych zwróci brak motywu rabunkowego, choć przede wszystkim dziwne upozowanie niemal nagiego ciała denata i pozostawione przez mordercę dwie łacińskie sentencje.
Dwie następne maksymy policja znajdzie również przy kolejnych zwłokach, człowieka od lat poświęcającego się pracy dla najuboższych i żyjącego w spartańskich warunkach. W poszukiwaniu seryjnego mordercy z predylekcją do łaciny policyjną ekipę wspomoże Magdalena Walichnowska, poliglotka, tłumaczka, specjalistka od symboliki religijnej i wizerunków świętych. Dzięki niej rutynowe działania detektywa Macieja Bartola i reszty ekipy śledczej zaczną przynosić efekty.
Łacińskie maksymy znalezione przy obu zamordowanych dotyczyły dwóch z trzech kardynalnych cnót chrześcijańskich, wspomnianych przez św. Pawła w pierwszym Liście do Koryntian: wiary i nadziei. Przed policjantami stanęło zadanie jak najszybszego odnalezienia trzeciej potencjalnej ofiary, która w oczach mordercy mogłaby symbolizować miłość, oczywiście zawiedzioną. Ścisła współpraca między Bartolem a specjalistką od łacińskich sentencji sprawi, że on, beztroski singiel w średnim wieku, zacznie poważniej myśleć o własnej (z nią?) przyszłości.
Czytelnika "Polichromii", usiłującego wytypować sprawcę zbrodni, czeka wiele zaskoczeń. Rozwikłanie głęboko skrywanych tajemnic kolejnych kandydatów z listy podejrzanych najczęściej okaże się jedynie furtką do następnego labiryntu znaczeń, z którego wyjście nie oznacza wcale końca, lecz początek następnego.
Pierwsze skrzypce w tej powieści należą zawsze do kobiet, które na ogół doskonale panują nad sytuacją, w przeciwieństwie do niezaradnych życiowo mężczyzn. Słabych, biernych, niezdecydowanych.
– Jak ci się podoba nowy kolor?
Chyba długo nie odpowiadał, bo z kolei usłyszał:
– Sam wybrałeś.
Omal nie udławił się kawą - rozpuszczalną.
– Pamiętasz, ja wolałam piaski pustyni albo promienie słońca.
Coś sobie przypominał. Rozmowa sprzed dwóch tygodni. O kolorach! Nie słuchał, myślał o czymś innym, chciał jak najszybciej wyjść. Na powtórzone pytanie, czy woli właśnie piaski, czy jakieś tam promienie, odpowiedział, że bardziej mu odpowiada księżycowy pył. Później uznał, że nie będzie złośliwy, przecież ona właściwie nic od niego nie chce. Za późno. Pył, i do tego księżycowy, był na ścianach. Nigdy, przenigdy, nawet jakby myślał sto lat, nie wymyśliłby, że to nazwa koloru, a i tak czuł się podle.
Autorka wprawdzie cały ród męski sprowadza do parteru za niefrasobliwość i nieodpowiedzialność, ale nie pozostawia złudzeń, że często dzieje się tak na skutek przerostu kobiecej ambicji. Większość duchowo i moralnie połamanych ludzi, którzy przewiną się przez strony tej książki, kiedyś zbyt pochopnie uległo oczekiwaniom swoich matek, dziewczyn czy żon, co w efekcie żadnej ze stron nie wyszło na dobre, a niekiedy doprowadziło do życiowych tragedii.
A i na pielgrzymki pojeździłam. Pomodliłam się za niego, żeby żadnej takiej mi do domu nie sprowadził, widział pan? – Patrząc na jej minę, [Maciej] nie był pewny, czy była w Licheniu, czy na Łysej Górze, chyba że na takiej kombinowanej pielgrzymce, dwa w jednym dla równowagi.
Przykro czytać o podtatusiałych synkach wielu współczesnych matron, które stosując szantaż moralny – "taka jestem biedna, schorowana, słaba" – trzymają przy sobie posłusznych im zgorzknialców i frustratów. Jeśli ktoś potraktuje tę powieść jako rodzaj reportażu socjologicznego z życia jednego państw na wschodnim krańcu Unii Europejskiej, na pewno na tym nie straci.
Joanna Jodełka, urodzona w 1973 r., ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zadebiutowała powieścią "Polichromia", za którą otrzymała Nagrodę Wielkiego Kalibru dla najlepszego kryminału 2009 r. Jej kolejne powieści to "Grzechotka" (2011) i "Kamyk" (2012). Pisarka uzyskała stypendium literackie Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, a także stypendium Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej. Pisze kolejne powieści – kryminalne i fantasy o smokach oraz scenariusz filmu o napadzie na carski wagon pocztowy, którego Józef Piłsudski dokonał z kilkoma późniejszymi premierami Polski.
Joanna Jodełka
"Polichromia"
Wydawnictwo: TimeMachine, Poznań 2009
seria: Z gwiazdką
wymiary: 123 x 195 mm
oprawa: miękka ze skrzydełkami
liczba stron: 304
ISBN: 978-83-928641-0-3