Na szpitalnym oddziale deliryków nie ma przypadkowych bohaterów. Tutaj trafiają zasłużeni bojownicy alkoholowej sprawy – wieloletni nałogowcy na granicy śmierci. Mężczyźni z przeszłością i kobiety po przejściach często nie pamiętają ani swej przeszłości, ani słynnych przejść. Wszystkiemu winna wóda – wspólny mianownik tutejszych biografii.
Juruś nie jest wyjątkiem. Ceniony powieściopisarz, którego życie erotyczne stanowi osnowę miejskiej legendy, jest taki sam. Gdy go poznajemy, przebywa w murach szpitala. Trafia tu regularnie od lat. Kiedy już wymęczony alkoholizmem organizm odmawia posłuszeństwa, lekarze z oddziału detoksykacyjnego stawiają go na nogi. Chwilę potem Juruś znów rzuca się w objęcia nałogu i kursuje między barem Pod Mocnym Aniołem i sklepami monopolowymi.
Literackie egzorcyzmy
Kreśląc niemal dwustustronicowy monolog pisarza-alkoholika, Pilch zaprasza nas w podróż po kolejnych kręgach pijackiego piekła. Obdarowuje narratora fragmentami swej biografii, by opowiedzieć o alkoholowym uzależnieniu i próbach wyrwania się z niego.
Najważniejszym orężem w walce z pijaństwem jest literatura. Snując opowieści o przygodach deliryków, Pilch daje popis pisarskiego kunsztu. Sięga po barokową frazę pełną ozdobników i ironicznych wtrętów, stylizuje swą opowieść na język biblijny, raz po raz urządzając sobie (i nam) wycieczki w stronę klasyków literatury pijackiej – Lowry’ego i Jerofiejewa.
Nie są to puste literackie popisy. Formalną dezynwolturę Pilch czyni zakładnikiem i wspólnikiem treści. Jego narrator poprzez język próbuje nadać swemu życiu pozory godności. Język uwzniośla. Poetycka fraza sprawia, że nawet pijackie ekscesy zakończone rzyganiem wydają się mniej obrzydliwe i mniej upodlające. U Pilcha literatura jest bowiem sposobem na egzorcyzmowanie rozpaczy. Literacki ornament jest formą oszustwa, ucieczką przed prawdą o przegranym życiu. „Słowo jest moją używką, moim narkotykiem. Rozsmakowałem się w przedawkowywaniu” – notuje Juruś i zalewa samego siebie potokiem pięknych słów.
Traktuje swych towarzyszy niedoli jak postaci w pisanej przez siebie tragikomedii. Pacjentki i pacjenci, z którymi dzieli sale, przestają być żywymi ludźmi – stają się postaciami literackimi. Jest więc Królowa Kentu i Don Juan Ziobro, jest Kolumb Odkrywca i Fanny Kapelmajster, Przodownik Pracy Socjalistycznej i Doktor Granada. Wszyscy dziwaczni, prozaiczni i śmieszni – trochę z Czechowa, a trochę z Boscha. Realni i nierealni zarazem.
A może miłość?
Samego siebie też czyni literackim bohaterem - innym, jakby lepszym. On, który po pijaku czyta Leibniza (z większym niż na trzeźwo zrozumieniem), a obok zarzyganego łóżka trzyma „Czarodziejską górę” i „Moby Dicka” nie może przecież być tak samo pijakiem jak jego proletariaccy towarzysze niedoli. Poprzez językowe rozpasanie maskuje własną kondycję, ucieka w formę, by się pod nią skryć.
Książka Pilcha jest bowiem opowieścią o życiowych fatamorganach. O nadziei, której poszukujemy, a znalazłszy – rozdmuchujemy ochoczo, nie zważając na to, czy stoi za nią choćby cień prawdy. U Pilcha złudzeniem są literatura, międzyludzkie więzi i Bóg. Żadne z nich nie pomaga, choć literatura jakby bardziej łagodzi lęk. Nadzieję daje miłość - przypadkowo spotkana młoda dziewczyna. Ale ona także nie jest zbyt realna – ten „anioł spod bankomatu” w żółtej sukience lub czarnej bluzce, z dziewczęcymi ramionami i pięknymi dłońmi jest tylko projekcją zrozpaczonego pisarza. Marzeniem o ostatniej przedśmiertnej miłości. Nieprawdziwym jak wszystko inne.
Nagroda Nike, którą otrzymał Pilch za "Pod mocnym aniołem", uczyniła z tej powieści jego największy bestseller. Utrwaliła też wizerunek pisarza jako mistrza potoczystej frazy, ironisty unikającego egzystencjalnej powagi. Ale zmagania Pilcha z językiem są przecież zmaganiami z życiem, ze strachem, słabością, marzeniami.
Z rozpaczliwym uporem utrzymuję się przy życiu dzięki myśleniu całymi zdaniami. I nie jest to żaden grafomański trening literacki, choć dla literatury myślenie całymi zdaniami ma znaczenie pierwsze. Z dojmującą przykrością myślę o chwili, kiedy ostatnie akapity, zdania, fragmenty zdań sczezną w mojej głowie i zostaną tam nieczytelne rękopisy, widma nazw, majaki, koniec" – pisze Pilch.
Ponura melancholia jego prozy ma w sobie coś uzależniającego. Bo w historii o pijaństwie i próbie wyjścia z nałogu autor "Bezpowrotnie utraconej leworęczności" mówi o życiu pozbawionym puenty, o iluzji niezbędnej do jako takiego przetrwania. I o powtarzalności bolesnych upadków.
- Jerzy Pilch
Pod mocnym aniołem
Wydawnictwo Literackie, Kraków 2000
Wydawnictwo Literackie
123 x 197, 192 ss., miękka oprawa
ISBN 83-08-03072-6
Bartosz Staszczyszyn, 15.01.2014