"Koty" sytuują się na formalistycznych marginesach politycznej odwilży, ale powstały przecież w czasie, w którym formalizm miał rewizjonistyczny posmak. Pod względem plastycznym album jest doskonale zakomponowany, ekspresyjnie kontrastuje czerń i biel. Przypomina wręcz rodzaj ćwiczenia formalnego w duchu wczesnych modernistów. Książka jest przy tym dynamicznie złamana, ze swobodnie komponowanymi rozkładówkami. Cechuje ją też poczucie humoru, czego wyrazem jest choćby wstępny tekst sygnowany przez psa fafika.
Jest to piękny album o niczym i jednocześnie przejmujący kamuflaż. Dla Styczyńskiego, podobnie jak to było w wypadku innych twórców jego pokolenia (Zbigniewa Dłubaka, Eugeniusza Lokajskiego, Eugeniusza Hanemana) fotografia była rodzajem eskapistycznej praktyki, odreagowania intensywnych doświadczeń czasu wojny (Styczyński był członkiem AK w komórce wywiadu), a potem ucieczką przed politycznym i artystycznym terrorem stalinizmu.
Patrząc na tę książkę przez pryzmat późniejszych publikacji fotografa warto zwrócić uwagę na fakt, że mimo współpracy z największymi ówczesnymi wydawnictwami państwowymi, łączy je konsekwentne wybieranie tematów odległych od oficjalnej rutyny peerelowskich albumów krajoznawczo-propagandowych. Styczyński, niesłusznie zapomniany, ma na koncie przynajmniej kilka wybitnych albumów fotograficznych (np. "Ludzie areny", 1975), spośród których większą uwagę poświęcono dotąd tylko "Wiśle" (1973).
Fotografie z tej książki włączyło do swojej kolekcji warszawskie Muzeum Sztuki Nowoczesnej, podążając zresztą za jednym ze znanych obrazów Wilhelma Sasnala namalowanym na podstawie zamieszczonego w tej książce fotograficznego portretu Władysława Broniewskiego.
Tekst pochodzi z bloga "Polish Photobook", prowadzonego przez Łukasza Gorczycę i Adama Mazura.
fotografie: Jan Styczyński
tekst: Jan Styczyński
opracowanie graficzne: Wiktor Górka
wydawca: Sport i Turystyka, Warszawa
rok wydania: 1960
objętość: 120 stron