"Jan Kanty Osobny" to jedna z tych książek, które się czyta z przekonaniem, że o bohaterze wie się niemal wszystko, a lektura ma to tylko potwierdzić. Nic bardziej mylnego – znajomość faktów z przebiegu kariery artystycznej kompozytora daje najwyżej przedsmak obcowania z jego niezrównaną osobowością. Spontaniczne wypowiedzi Jana Kantego zaostrzają czytelniczy apetyt na całą niedopowiedzianą resztę.
Tej jednak nie będzie, bo zwyczajem dżentelmenów Pawluśkiewicz ujawnia tylko tyle, ile dyktują przyjęte obyczaje. Książka jest więc dyskretna i nie szafuje plotkami. Co w żaden sposób inteligentnego czytelnika, nawykłego do czytania między wierszami, nie może rozczarować.
Na samym wstępie bohater książki deklaruje: "ukażemy podteksty, odmieciemy ścieżki, którymi szły przypadkowe lub opatrznościowe inicjacje albo… jakiesik inne". "Jakie?" – dopytuje Krupiński. "Przecież mówię – jakiesik".
O Janie Kantym zaczęło być głośno już w latach jego studiów na krakowskiej architekturze: w 1967 roku był jednym z założycieli kabaretu Anawa, z czasem przekształconego w zespół muzyczny. Pawluśkiewicz wraz z Markiem Grechutą przez lata stworzyli wiele piosenek, które utrzymywały się w czołówkach list przebojów i zdobywały festiwalowe laury. Drogi obu kompozytorów w pewnym momencie się jednak rozeszły, gdyż inne wyobraźnie artystyczne podpowiadały im odmienne muzyczne rozwiązania.
Dla dwóch tak znaczących osobowości w jednym zespole było po prostu za ciasno, tak więc Marka Grechutę w Anawie zastąpił Andrzej Zaucha. Rozstanie z Grechutą okazało się jednak nie do końca trwałe. Pawluśkiewicz, który posmakował komponowania dla teatru, zaprosił wkrótce dawnego kolegę do współpracy przy musicalu "Szalona lokomotywa" według Stanisława Ignacego Witkiewicza, który Krzysztof Jasiński w 1977 roku wystawił w namiocie Teatru Stu.
Kiedy nagraliśmy płytę "Szalona lokomotywa", Marek na jakiś czas zapomniał, że jestem współautorem tych kompozycji, i podał siebie jako jedynego autora. Sprawa została odkręcona, ale już nie wróciliśmy do spółki.
Z tego też powodu okładka płyty ukazała się z doklejaną na niej, właściwą informacją o autorach. Nie przeszkadzało to obu twórcom spotykać się później w różnych okolicznościach towarzyskich, zwłaszcza, że ich żony przyjaźniły się ze sobą. W niczym to również nie zmieniło faktu, że nazwisko Marka Grechuty nieodmiennie pojawia się wśród ludzi najbardziej znaczących na artystycznej drodze Jana Kantego Pawluśkiewicza.
Ich listę otwiera jednak "bezwzględnie Piotr Skrzynecki". Z czasem utarła się nawet tradycja, że otwarty dla przyjaciół dom Sylwii i Jana Kantego Pawluśkiewiczów stał się miejscem, do którego lider Piwnicy pod Baranami przez kilkanaście lat z rzędu był zapraszany na każdą Wigilię.
Był dla mnie fantastycznym, niesłychanie kreatywnym przykładem. Z Piotrem stale pojawiało się co nowego i zadziwiało – a to bal, a to jakieś zupełnie niekonwencjonalne wydarzenie. […] Kiedyś odwiedził mnie koleżka. Siedzimy na tarasie, wypił szklankę wina, za chwilę trzasnął drugą, trzecią… "Kurwa, jak ja chciałbym być demiurgiem", wyznał. Ha! To byłoby ziszczenie jego marzeń! Ale demiurgiem się nie staje, nim się jest. Prawdziwym demiurgiem był Piotr Skrzynecki, również Tadeusz Kantor.
Nadeszły lata bardziej skomplikowanych melodycznie i coraz trudniejszych wykonawczo kompozycji, które – jak zazwyczaj u Pawluśkiewicza – zadziwiały swoją nietypowością, odejściem od kanonicznych reguł. Szczególną karierę zrobiło tak pomyślane oratorium "Nieszpory Ludźmierskie" z 1992 roku (miało już ponad sto wykonań) i dwa lata późniejsze "Harfy Papuszy", z pierwszą ligą operowych wykonawców, którym całkiem nowe życie artystyczne zapewnił na ścieżce dźwiękowej film "Papusza" w reżyserii Joanny Kos-Krauze i Krzysztofa Krauzego z 2013 roku. Może właśnie dlatego kompozytor Pawluśkiewicz ma odwagę eksperymentowania z nietypowym tworzywem, że nie trzyma się sztywnych reguł, jak muzycy kształceni w konserwatoriach.
– To przypomnijmy, że w "Harfach Papuszy" w pieśni "Traden Roma", użyłeś emaliowanego garnka z Olkusza w roli instrumentu perkusyjnego.
– Garnki Zeptera brzmią zbyt ubogo. I głucho.
Przy okazji kompozytor wyznał, że koncertując np. ze swoimi "Ogrodami Jozafata" czy "Misterium Męki Pańskiej" miał okazję zaobserwować wzruszenie słuchaczy, które "jest chyba najszlachetniejszą formą reakcji".
– Skupiam się na tym, żeby zarówno przekaz, którym jest poezja, jak i towarzysząca jej muzyka. będąca tylko rodzajem doznania zmysłowego, wywoływały to wzruszenie. Choć wiem, że trend estetyczny zmierza w innym kierunku – ma nie wzruszać, ma boleć.
– Albo prowokować.
– Całe stada chcą prowokować i prowokować.
Jan Kanty Osobny, jak trafnie określa go tytuł rozważań zawartych w tej książce, to dusza równie śmiała, co – z racji architektonicznych studiów – uporządkowana, dlatego też nigdy nie cofał się przed stosowaniem nowych udogodnień technicznych. Był w czołówce polskich artystów, który swoje kompozycje mógł na bieżąco sprawdzić dzięki "orkiestrze" dostępnej w komputerowym programie. Jego druga, coraz bardziej pochłaniająca go pasja – rysowania w technice żel-artu – wiąże się z zastosowaniem nowoczesnych metod eksponowania prac, w czym pomogła mu córka Katarzyna.
Kończyła właśnie architekturę i zajmowała się wnętrzami, dlatego poprosiłem ją po znajomości, by nie zatrudniać nieznajomego projektanta. […] Przed każdym obrazem był czujnik – i dopiero gdy się podeszło na półtora metra, obraz się od tyłu podświetlał i przez piętnaście sekund można go było oglądać w 3D.
Książkę kończy kilkanaście głosów ludzi kultury. "Samych swoich", których artystyczne projekty współgrały z muzyką tego akurat kompozytora. Wypowiedzieli się: Hanna Banaszak, Marek Czuryło, Feliks Falk, Agnieszka Holland, Halina Jarczyk, Krzysztof Jasiński, Sebastian L. Kudas, Kazimierz Kutz, Leszek Aleksander Moczulski, Jan Nowicki, Grzegorz Turnau, Zbigniew Wodecki i (przed laty) Tomasz Zygadło.
Ich głosy przydają barw portretowi bohatera. On jednak, mimo całej otwartości – nawet w szczerych odpowiedziach na pytania z gatunku trudnych – pozostaje nadal nie do końca uchwytny, rozpoznany i, jak każdy niekonwencjonalny ulubieniec muz, Osobny. Bo, jak wyjaśnia, "tak naprawdę interesuje mnie to, co jeszcze przede mną".
[Do książki dołączona jest niezwykła płyta: unikatowe nagranie archiwalne ze śpiewem Jana Kantego Pawluśkiewicza, zarejestrowane w trakcie przygotowań do premiery przedstawienia operowego "Kur zapiał" na podstawie poematu Wiesława Dymnego "Polski szynkwas żydowski". Premiera "Kur zapiał" w reżyserii Krzysztofa Jasińskiego odbyła się 14 czerwca 1985 roku na największej wówczas scenie Krakowa – w namiocie Teatru Stu, postawionym w Bronowicach dla tysiąca widzów.]