Ale to jeszcze nie koniec opowieści. Właściwie jest to jej początek. Żulczyk załamuje linearny porządek czasu, wprowadza retrospekcje, zmienia narratorów, a żeby jeszcze bardziej wszystko skomplikować, dostosowując formę do chaotycznego świata nastolatków, używa naprzemiennie narracji pierwszo- i drugo-osobowej. Wszystko to topi się w nadmiarze mniej lub bardziej efektowanych metafor, mocnych point i jeszcze mocniejszych wulgaryzmów. Język i styl pasują do historii – ale co z samą historią?
Krzysztof Varga pisał kiedyś o "Radiu Armageddon", że jest to pierwsza polska powieść emo. Trudno się z nim nie zgodzić. U źródeł szczeniackiej bezprzedmiotowości buntu, jego wewnętrznych sprzeczności i powierzchownej atrakcyjności leży emocjonalność, która staje się sztuką dla sztuki, czystą formą. Wszystko jest tu bardziej, mocniej, głębiej, aż do granic kiczu. Powieść stara się być do bólu realistyczna, brutalistyczna i turpistyczna, zdawać wierną relację zarówno z życia wewnętrznego dorastających licealistów, jak i z ich obiektywnej rzeczywistości społecznej. Ale relacja ta jest w równej mierze nieprzekonująca, co nierealistyczna. Przerysowana dla lepszej akcji i efektu, nie dla wyabstrahowania ogólnej esencji życia nastolatków.
Wiele czytelniczek i czytelników, których "Radio Armageddon" uwiodło, odbiera tę książkę jako powieść kontrkulturową, buntowniczą i anarchistyczną, niosącą niezgodę na status quo i zarazem obietnicę przełomu pokoleniowego, jakiś nowy rok ’68. Nic bardziej błędnego. Intencją Żulczyka było pokazanie w ironiczny sposób bezcelowości wszelkiego buntu poprzez przedstawienie go w formie czystej, abstrahującej od polityki, idei czy jakichś projektów pozytywnych (bunt dla buntu, czysta przemoc, totalna negacja). Groteskowość rewolty dzieci dobrze sytuowanych rodziców jest tu zamierzona, bo przeciw komu i czemu mają się one buntować?
Wymowa książki okazuje się zaskakująco konserwatywna. Cyprian, genialny wybraniec, ostatecznie porzuca swój wielki projekt, wybiera romantyczną miłość, rodzinę (lojalność i odpowiedzialność wobec brata), ucieka z ukochaną Nadzieją, w końcu jednak rewolucja, którą rozpoczął i która wymknęła się spod kontroli, sama go pożera. Szymon, który z początku wydaje się najnormalniejszy i najłatwiej się z nim utożsamić, przemienia się w żałosną i odrażającą postać, jakąś emo-parodię Nieczajewa. Efektem pierwszego koncertu była wymiana tolerancyjnej rady pedagogicznej na nauczycieli rodem z hiszpańskiej inkwizycji, którzy wprowadzają rzeczywisty ucisk. Proszę państwa, było fajnie, był karnawał, ale teraz wracajmy do pracy i nauki.
Radio Armageddon nie jest jakąś wybitną literaturą, choć to tzw. książka dla młodzieży. Posiada jednak pewien urok, intryguje i uwodzi – mimo nadmiaru i efekciarstwa – obietnicą młodzieżowego buntu i autentyczności (nawet jeśli potrzebę buntu sam autor ironicznie rozbraja – ale kto zabroni czytać książkę przeciw autorowi?). Poza tym Żulczyk potrafi wymyśleć i poprowadzić historię na epicką skalę. A opowiadanie historii wciąż pozostaje mankamentem naszej współczesnej produkcji literackiej.
Autor: Jakub Nikodem, grudzień 2015
Jakub Żulczyk
"Radio Armageddon"
Świat Książki, Warszawa 2015
wydanie drugie poprawione
wymiary: 135mm x 215mm
liczba stron: 544
okładka: twarda
ISBN: 978-83-7943-613-2