Ingmar Villqist, NOC HELVERA
Dramat w 1 akcie.
Obsada: 1 rola kobieca i 1 męska.
Miejsce akcji: kuchnia.
Druk: "Dialog" nr 3/2000.
W skromnie urządzonej kuchni - pół mieszczańsko, pół robotniczo - krząta się czterdziestoletnia kobieta - Karla. Za oknem słychać maszerujący tłum, brzęk tłuczonego szkła. Kobieta jest zaniepokojona, wyczekująco patrzy na drzwi. Po chwili pukanie i do kuchni energicznie wbiega trzydziestoletni mężczyzna ze zwiniętą szturmówką w ręku i w podniszczonych, ale wypolerowanych oficerkach.
Kobieta spokojnie, ale z pewnym zmęczeniem w głosie, zaprasza go do zjedzenia zupy. Mężczyzna tymczasem w podnieceniu opowiada, jak razem z innymi stał w szeregu, dostał pochodnię, którą zapalą dopiero o zmierzchu, jadł grochówkę z wojskowej kuchni i wychylił sznapsa. Helver mówi jak dziecko - już po pierwszych kwestiach słychać, że jest opóźniony w rozwoju, a to, co dzieje się za oknem, traktuje jak dobrą zabawę w wojsko. Jest szczęśliwy, bo dostał od Gilberta beret z odznaką i szturmówkę. I w ogóle od jutra zacznie się golić. Kobieta zgodnie przytakuje obiecując, że następnego dnia kupią w sklepiku obok brzytwę - taką samą, jaką ma Gilbert. Okazuje się jednak, że do sklepiku lepiej nie chodzić, bo się spalił, a właściwie został spalony na rozkaz Gilberta, bo prowadziły go "ścierwusy". Takiego "ścierwusa" łatwo poznać, bo nigdy się nie nauczy stać na baczność...
Kobieta łagodnie próbuje ostudzić zapał swojego towarzysza, ale ten podnieca się coraz bardziej opowieścią o tym, jak trudno ćwiczyć musztrę i ustawiać się w szeregu, chociaż on - oczywiście - nauczył się wszystkiego szybko, ale słyszał jak o niej mówili coś niedobrego. No, ale przecież i ona potrafiłaby nauczyć się stać na baczność. W podnieceniu mężczyzna zaczyna wymuszać na kobiecie, by powtarzała ćwiczenia: padnij, powstań, padnij. Robi się coraz brutalniejszy, zamiera na chwilę, gdy zdenerwowana kobieta wykrzyknie do niego "głupek", ale potem jeszcze bardziej histerycznie zmusza ją do odgrywania scen z obozu wojskowego - spanie pod namiotem-stołem, pobudka, gimnastyka poranna. Jest agresywny, rozrzuca po kuchni rzeczy i każe je kobiecie sprzątać, wymyślając jej od "pustych głów". Ona próbuje się wyrwać na korytarz, ale bezskutecznie. Szarpanina powoli zmienia się w dialog, w którym ona odgrywa rolę niedorozwiniętej, on lekarza, który pacjenta przepytuje. Nie bardzo mu to jednak wychodzi, zadaje pytanie i sam zaczyna na nie odpowiadać, czeka na pochwały. Kobieta chcąc mu pomóc pyta, co mu się śniło, ale to dla niego za trudne, więc znowu się złości, podkręca na cały regulator radio - najpierw marsz wojskowy, potem przełącza na jakiś nastrojowy taniec. Chce, by razem zatańczyli, ale zupełnie mu to nie wychodzi, i wtedy z radia płynie walc, na który ona reaguje histerycznie. Mężczyzna pamięta, że kiedyś pastor przyniósł jej taką płytę twierdząc, że tego walca grano na jej ślubie. Okazuje się, że Helver znalazł też pudełko, w którym Karla trzymała zdjęcia i pamiątki - obejrzał je a potem wyrzucił, bo potrzebował pudełka na żołnierzyki.
Sytuacja się odwraca - teraz kobieta nie mogąc pohamować wściekłości, że Helver grzebał w jej rzeczach, straszy go odwiezieniem do zakładu, z którego właśnie przyszło wezwanie na kolejne badania. Twierdzi, że go tam zostawi na pastwę lekarzy, strzykawek i samotnych, ciemnych nocy. A zresztą i tak niedługo przyjdą i ze wszystkimi takimi głupkami zrobią porządek... Przerażony Helver sięga pod kredens i wyciąga stamtąd nietknięte pliki listów i zdjęć, przewiązanych wstążką. Wzruszona Karla zaczyna opowiadać mu jak dziecku swoją historię: miała kiedyś kochającego męża i domek z ogródkiem. Ale urodziła im się niedorozwinięta córeczka i mąż nie mógł znieść ani jej widoku, ani krzyku. Pewnego wieczoru próbowała położyć mu dziecko na kolanach, ale zerwał się i uciekł z domu. Odniosła je więc do zakładu, a tymczasem on wrócił następnego dnia z przeprosinami i zabawką dla małej. Pobiegła do zakładu, ale już nie odzyskała dziecka, a mąż nigdy jej tego nie wybaczył. Szukała jej wiele lat, aż w jakimś odludnym ośrodku powiedziano jej, że mała nie żyje. Tam właśnie spotkała Helvera, który spytał, czy to ona jest jego mamą...
Oboje pogodnieją w czasie tej rozmowy, zabierają się do robienia kolacji, gdy nagle do kuchni wpada kamień, rozbijając szybę. Słychać tupanie na schodach, krzyki ludzi wyciąganych z mieszkań. Ktoś dobija się do drzwi. Kobieta pospiesznie zamyka je na wszystkie zasuwy i tarasuje stołem. Spokojnie, ale stanowczo tłumaczy mężczyźnie, że ten musi natychmiast wyjechać. Ubiera go, wkłada do buta pieniądze, do plecaka jedzenie. Poucza go jak dziecko, że ma pójść na dworzec, a jakby go ktoś chciał zatrzymać to niech krzyczy "ścierwusy" i wymachuje szturmówką od Gilberta. Ma kupić bilet do Ellmit - małej wioski na drugim końcu kraju, gdzie jest zakład, z którego go kiedyś zabrała. Na koniec obiecuje Helverowi, że przyjedzie po niego za kilka dni. On się opiera, prosi, żeby ustawili się przez chwilę tak jak na ślubnej fotografii, którą wyjął z pudełka. Kobieta siłą prawie, bezradnego jak dziecko, wypycha go za drzwi.
Potem sama zaczyna się pospiesznie pakować, ale wyjrzawszy przez okno rezygnuje. Siada zgarbiona na krześle. Za drzwiami słychać krzyki, tarmoszenie. Nagle ktoś zaczyna się dobijać. Kobieta z rezygnacją podchodzi i otwiera drzwi, ale w tym momencie gaśnie światło. Kiedy po chwili Karla zapala świeczkę, okazuje się, że przed nią stoi Helver. Pobity, bez szturmówki i w jednym bucie. Opowiada, że kiedy biegł na dworzec ktoś go rozpoznał i zaczął krzyczeć "Helver debil", i wszyscy się na niego rzucili. Najpierw go skopali, a potem wsadzili na ciężarówkę, pełną już takich niedorozwiniętych z całej dzielnicy. Helverowi udało się jednak uciec. Po drodze spotkał pastora, który kazał mu wracać do domu, a sam pobiegł do palącego się kościoła. Na schodach ściągnęli mu but, ale nie ten z pieniędzmi, a Gilbert krzyczał, że zaraz po nich przyjdą...
Helver, za radą pastora, chce się modlić, ale kobieta proponuje mu zabawę w układanki. Rozsypuje na stole tabletki z trzech wielkich butelek i prosi Helvera, żeby ułożył z nich domek i statek. W ferworze zabawy mężczyzna nie zwraca uwagi, że Karla co chwila podaje mu pigułki prosząc, by połknął parę na zapas, na jutro. Tracąc przytomność Helver woła jeszcze do kobiety: "mamo". Ona przytula go i patrzy na drzwi. W ciemności słychać trzask wyłamywanych zamków, krzyki i szamotaninę, jakby ktoś ciągnął ciała po podłodze. Z głośników płynie ślubny walc Karli.
Justyna Golińska "Dialog" Miesięcznik Poświęcony Dramaturgii Współczesnej styczeń 2002 | |