Łączy ich jedno – wszyscy są w ruchu, działają, walczą. Jedni, by utrzymać na szczycie albo dotrzeć do samego wierzchołka. Historie ludzi ze społecznego i finansowego "topu" - szkół z internatem, firm z City, kręgów towarzyskich elit - są chyba zresztą najciekawsze w "Angolach", bo najmniej znane. Nie zawsze są to opowieści wesołe. Przeżycie w prestiżowej boarding school okazuje się równie skomplikowanym przedsięwzięciem, co radzenie sobie z mobbingiem w publicznej szkole o fatalnej reputacji. Niepewność – chociażby w czasie zamieszek – daje o sobie znać i w najlepszych dzielnicach.
Choć "Angole" opowiadają o losach Polaków, właściwie jest to kapitalny - odbity w zwierciadle polskich "najeźdzców" – portret współczesnej Wielkiej Brytanii. Obraz przekrojowy, wiele mówiący o społeczeństwie charakteryzującym się jednymi z największych nierówności dochodowych w Europie. Dzięki opowieściom z obu biegunów Winnicka buduje przejmujący obraz zbiorowości, w której totalna przepaść dzieli absolwentów prestiżowych studiów od rzesz pracowników permanentnie zagrożonych bezrobociem i wylądowaniem na bruku (bo nie są w stanie odłożyć na miesięczny czynsz). Pogrążonych – jak mówi jedna z bohaterek – w "półżyciu", często uwieszonych na brytyjskim socjalu.
A między nimi – pojedynczy przedsiębiorczy i przebojowi, którzy wciąż wierzą w coraz bardziej niepewny "brytyjski sen". Jak kapitalnie sportretowany przedsiębiorca pogrzebowy, który znalazł niszę na rynku i biznesowy "drive". ("Jest duma i pasja" – mówi).
To, co daje też do myślenia po lekturze "Angoli", to sportretowana tu bardzo celnie osobność. Mało w tej książce opowieści o polsko-angielskich przyjaźniach, związkach, udanych próbach przekroczenia międzykulturowych różnic. “Angol” jawi się większości bohaterów jako dziwny, obsesyjnie poprawny i zimny stwór, z którym raczej trudno się porozumieć. Ani na najniższym szczeblu – bo przecież "trudno zrozumieć zdanie (w cockneyu – przyp.) złożone z samych samogłosek, wypowiedziane tak, jakby człowiek się dziwił"- ani w aseptycznych korporacyjnych biurach, gdzie międzyludzkie ciepło ogranicza się do pogawędek przy automacie z kawą. Czasem międzykulturowe docieranie się przybiera zabawną postać – jak w opowieści jednej z bohaterek o "słoniu w pokoju", który wyrósł na tle pewnego nieporozumienia związanego z dzieleniem mieszkania. Częściej jednak dużo więcej niż o brytyjskim lodzie te sytuacje mówią o polskiej ksenofobii.
Polacy zmieniają się jednak w zetknięciu z Brytyjczykami i temu też daje świadectwo książka Ewy Winnickiej.
"Polki nie zdają sobie sprawy, że w Wielkiej Brytanii mogą nie być bite" – mówi jedna z działaczek pomagających rodaczkom na obczyźnie.
Ewoluują obyczajowe standardy, trwa – choć czasem opornie – międzykulturowy trening. Jest w „Angolach” parę jasnych punktów: Londyn ze swoją wieloetniczną energią i wolnością, moment polsko-chińsko-somalijskiej idylli w autobusie jadącym przez Belfast (przerwany pewnym komentarzem z ust polskiego ojca rodziny). Pytanie, kto ulegnie pierwszy. Czy to polscy przybysze się dostosują, czy może raczej rozsadzą brytyjski system swoim milionem sposobów kombinowania, które tak zafascynowały zwierzającego się Winnickiej antropologa Michała.
Przyszłość tej wielkiej grupy to zagadka, ale jedno jest pewne: Winnicka to reporterka naprawdę umiejąca jej wysłuchać i usłyszeć. Pewnie dlatego większość bohaterów mówi autorce rzeczy naprawdę ciekawe: od człowieka, który wyznaje, że w czasie londyńskich zamieszek miał nadzieję, że "gdyby przyszli rabować na naszą ulicę, sąsiedzi z dołu poszliby na pierwszy ogień, może by się chłopaki napasły sąsiadami" po innego, który wyjaśnia, dlaczego w Londynie łatwo wylądować z kimś w łóżku, a samotność i tak "żre, jak żarła".
Jest może w "Angolach" o parę historii za dużo, inne zostawiają z kolei czytelników z niedosytem, bo chciałoby się o ich bohaterach dowiedzieć jeszcze więcej. Praktycznie wszyscy, z którymi rozmawia Ewa Winnicka, budzą jednak coś na kształt podziwu dla swojej determinacji, przedsiębiorczości, uporu.
Gdyby brytyjski sen nie rysował się tak niepewnie, można by nawet uwierzyć w słowa Wojciecha, lat 54, który mówi: "Już nie sprzątamy. Budowlankę zrobię Rumuni. Zostaniemy samymi menedżerami. Będziemy rządzić, niestety"
Autorka: Aleksandra Lipczak, marzec 2015
Ewa Winnicka,
"Angole"
Wydawnictwo Czarne, Wołowiec 2014