Wiosną 1980 roku w Małej Galerii ZPAF przy placu Zamkowym w Warszawie miał miejsce wernisaż wystawy Ewy Partum "Samoidentyfikacja". Artystka zaprezentowała serię fotokolaży. W zdjęcia wykonane w przestrzeni miejskiej Warszawy wkleiła swoje nagie fotografie.
Można było odnieść wrażenie, że artystka przechadza się nago w tłumie warszawiaków - szarych, przygnębionych, zmęczonych ludzi. Jej postać na zdjęciach spacerowała głównymi ulicami miasta, przechodziła przez jezdnię, stała w kolejce przed sklepem spożywczym (stały obraz z ulic polskich miast w tamtych latach). Na najsłynniejszym z fotokolaży artystka konfrontuje się z milicjantką kierującą ruchem. Nie wszystkie prace zostały pokazane w Małej Galerii - niektóre ocenzurowano, na przykład zdjęcia, na których Ewa Partum wmontowała siebie nagą przed Pałacem Namiestnikowskim, w którym wówczas mieściło się Prezydium Rady Państwa (dzisiaj: Pałac Prezydencki).
Podczas wernisażu odbył się performance. Artystka stojąc nago przed zebraną publicznością odczytała tekst zatytułowany "Samoidentyfikacja" i złożyła oświadczenie, że będzie występowała nago, dopóki pozycja kobiet-artystek na rynku sztuki oraz w obiegu muzealnym nie zrówna się z pozycją mężczyzn-artystów. Na krótki moment Partum wyszła też przed galerię. To z tego wernisażu pochodzi słynne zdjęcie nagiej artystki i gości weselnych - Mała Galeria ZPAF znajdowała się tuż przy Urzędzie Stanu Cywilnego.
"Na wernisażu artystka wyglądała tak, jakby 'wyszła' ze swoich zdjęć, by stanąć przed zaskoczoną publicznością, która nagle odkryła swoją szarość" - pisał Grzegorz Dziamski.
Nagość w PRL była diametralnie odmiennym narzędziem w ręku artysty, niż jest obecnie. Sam fakt występowania bez ochronnej warstwy ubioru odbierano jako gest krytyczny, opozycyjny wobec systemu i zaściankowego społeczeństwa. W porównaniu z państwami zachodnimi, w demoludach panował moralny konserwatyzm, w Polsce w dodatku bogobojny. Cenzura równie chętnie zwalczała prace czy teksty podejrzane pod względem politycznym, jak i obyczajowym, aczkolwiek nagie ciało kobiece było bardziej akceptowane (vide popularne wystawy "Wenus polska") niż nagość męska.
Rozebranie się do naga w przypadku Partum bez wątpienia było więc aktem sprzeciwu - także wobec społeczeństwa, w którego struktury wpisana była podrzędna pozycja kobiet, o których pamiętano raczej od święta (przysłowiowy "kwiatek na 8 marca"). Jednak, jak pokazuje oświadczenie artystki na wernisażu, traktowała ona nagość jako gest (samo)poniżenia. Upokarzając się, wskazywała na pozycję, jaką w fallocentrycznym świecie zajmuje kobieta. Odsłaniając się, odsłaniała "nagą prawdę" o sytuacji kobiet-artystek i kobiet w ogóle. Ale przede wszystkim była to prowokacja.
Ewa Partum była w tym czasie jedną z niewielu polskich artystek o otwarcie feministycznych poglądach, których nie wahała się wyrażać w sztuce.
- W tym czasie w ciasnym środowisku polskiej neoawangardy panowało przekonanie, że sztuka jest wolna i nie spełnia żadnych zadań. Że samo ukazanie jakiejś problematyki nadaje sztuce funkcję i może ją zniszczyć - wspomina.
Artystce chodziło więc o przydanie własnej twórczości skuteczności i odpowiedniej wagi. Ale też o zmianę podejścia do sztuki, która takie zadania na siebie przyjmuje. W innym miejscu tłumaczyła:
- Chciałam osadzić sztukę feministyczną jako kierunek sztuki tak, aby kobiety weszły do niej ze swoją własną twórczością. Dlatego włączenie ciała jako czegoś autentycznego było niezastąpione.
W 1980 roku w Poznaniu wystąpiła z performensem "Kobiety, małżeństwo jest przeciwko wam", podczas którego pocięła na drobne kawałki suknię ślubną, w którą była ubrana i stanęła nago przed publicznością. Nagość oznacza więc w jej działaniach także pozbycie się kulturowych stereotypów, narzuconych form zachowań, społecznych paradygmatów. Rok wcześniej w Galerii Art Forum w Łodzi poddała swe ciało procesowi charakteryzacji, a dokładnie - postarzania, w kontrze wobec współczesnej kosmetologii i chirurgii kosmetycznej (wątek ten pojawił się już wcześniej w performensie "Mój problem jest problemem kobiety", 1974). W tym czasie z magnetofonu odtwarzany był między innymi jej tekst:
"Kobieta żyje w obcej sobie strukturze społecznej. Jej model został stworzony przez mężczyzn i na ich użytek. Kobieta może funkcjonować w obcej sobie strukturze społecznej, jeżeli opanuje szkołę kamuflażu i pominie własną osobowość. (...) Fenomen sztuki feministycznej odkrywa w kobiecie jej nową rolę, możliwość samorealizacji."
Jak samorealizacja ma się do samoidentyfikacji? Tytułowa samoidentyfikacja musi poprzedzać samorealizację. To etap wstępny i warunek sine qua non. Aby móc się realizować, zdaje się mówić artystka, trzeba najpierw zrozumieć ograniczenia swojej pozycji oraz wyzbyć się ich, zrezygnować z kamuflażu. Własne ciało w przywołanym cytacie nazwała czymś "autentycznym", bo pozbawionym kamuflażu właśnie. Samoidentyfikacja to odkrywanie siebie, ale też zdobycie świadomości - oczywiście feministycznej.
Z tą właśnie świadomością artystka konfrontuje się nie tylko z szarym tłumem ludzi, ale również z PRL-owską władzą. Stąd najsilniej oddziałującym z całej serii jest bez wątpienia fotomontaż z nagą artystką i umundurowaną milicjantką. Te dwie kobiety równie wiele łączy, co dzieli, jakby znalazły się po dwóch stronach barykady (oczywiście artystka gra tu też nagim ciałem jako symbolem niewinności). Ale są to dwie wizje wyzwolenia kobiet. Agata Araszkiewicz pisała:
"Milicjantka jest efektem fasadowego dyskursu równouprawnienia w PRL, to kobieta przemieszczona w męski system władzy, ubrana w militarny kostium i 'parodiująca' męskie gesty zarządzania komunikacją (uliczną). Z drugiej strony to symbol XX-wiecznych osiągnięć kobiet, które mogą robić zarezerwowaną dotąd dla mężczyzn karierę w 'mundurze'. Oczywiście w systemie totalitarnym spełniają one znowu funkcję decorum, symulacji liberalnej rzeczywistości, w której dziewczyny są w wojsku naprawdę (choć pozostaje pytanie, czy militarne ideały są kobiece i czy są feministyczne?). Naga artystka jako naga kobieta 'dyskutuje' z wizualnym systemem pornokratycznym."
Wizja PRL-owska, jak z obrazu Wojciecha Fangora "Postaci", widziała kobiety na traktorach. Zrównanie w obowiązkach zawodowych nie oznaczało bynajmniej radykalnej zmiany ról społecznych. Dotyczyło to, jak pokazuje też dzisiejsza literatura przedmiotu, opozycji antykomunistycznej. Jakby w tej historii nie było kobiet. W 1982 roku Ewa Partum oddała zresztą iście kobiecy hołd ruchowi Solidarności ("Hommage à Solidarność").
To połączenie wątków jawnie politycznych, czy wręcz opozycyjnych, z feministycznymi wydaje się szczególnie ciekawe, rewolucyjne i wyjątkowe, zwłaszcza w Polsce. Opozycja w tym czasie bliższa była ideałom kościoła katolickiego, z jego patriarchalnymi wzorcami patriotyzmu, moralności, rodziny i pozycji kobiety. Postulaty feministyczne właściwie były jej obce. Ewa Partum łączyła dwie rewolucje - zachodzącą w społeczeństwie polskim na jej oczach oraz dopiero przez nią postulowaną. I była to mieszanka wybuchowa, wtedy jeszcze chyba nie do przyjęcia.
Ciekawą prawidłowość zauważa też Agata Jakubowska, gdy pisze, że:
"jej [artystki] feminizm nie jest pozytywny, a raczej konfrontacyjny. Pozornie nie wydaje się to niczym specjalnym w wypadku feminizmu, ale to dlatego, że odpowiada stereotypowym wyobrażeniom dotyczącym celów tego ruchu, który miałby polegać i ograniczać się do walki płci. (...) U Partum działania feministyczne to w dużej mierze działania skupione na niej samej, strategiczne w budowaniu jej pozycji, nie świata kobiet czy kobiecego."
Zdania na temat jej twórczości są - jak widać - do dziś podzielone.
Autor: Karol Sienkiewicz, grudzień 2010
- Ewa Partum
"Samoidentyfikacja"
cykl fotokolaży
1980